Eustachy
Rylski w swojej twórczości krąży wokół poczucia straty. Nie inaczej jest w
niedawno wydanym zbiorze opowiadań Szara
lotka.
Tytułowe
opowiadanie przedstawia dzieje upadającego rodu Skode, którego korzenie sięgają
czasów pierwszego cesarstwa niemieckiego. Pokazuje on jego upadek, dzięki czemu
puszcza oko to Tomasza Manna i podtytułu najbardziej znanej z jego próz (Buddenbrookowie. Dzieje upadku rodziny).
Ten krótki utwór sygnalizuje dwa główne wątki narracyjne opowiadań zebranych w
tomie. Pierwszym z nich jest wspomniana już strata (i ukonkretniony lęk przed
nią); drugim – nawiązanie do innych dzieł literackich. Przypomina to Światło i lęk Włodzimierza
Kowalewskiego, w których autor dopowiada brakujący niekiedy „drugi głos”
opowieści.
Rylski,
poza narracyjnym puszczeniem oka do czytelników, który mogą kojarzyć świadomie
umieszczone cytaty, przedstawia bardzo rzetelnie napisany zbiór opowiadań. Są
one kompletnymi całościami i pozostawiają niedosyt, który może przypominać
konstrukcję powieści J.M. Coetzee’go; bohaterowie są jakby zawieszeni w
zapadającym mroku opowieści, jednak autor nie pozwala sobie na „zgaszenie
światła” i zamknięcie opowieści. Jest zarazem bardzo dynamiczny w opisach –
skupia się na działaniach, dynamizuje kolejne teksty wstawkami dialogowymi i
często zmieniającymi się sceneriami. Niewątpliwie – każdy z tekstów ma spory
potencjał filmowy. Przypomina przy tym też utwory Alice Munro, która, nie na
darmo, uchodzi za mistrzynię krótkich form prozatorskich.
Szara lotka jest bardzo dobrym zbiorem opowiadań. O ile za
twórczością Rylskiego nie przepadam (zraziłem się bardzo po obiecującym Obok Julii), to ten zbiór dowodzi, że
pisze on znakomite krótkie formy. Prowadzi bardzo świadomą narrację, a przy tym
pozostawia wystarczająco wiele niedopowiedzeń, by czytelnik czuł się
zobligowany do ustosunkowania się do nich. Lub, jak to sygnalizuje sam autor
nawiązując do innych utworów, pójścia dalej. Niejako – w jego ślady.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz