Pełne
resentymentu rozpamiętywanie przeszłości, zwłaszcza tej związanej
z latami młodzieńczymi, jest charakterystyczne dla literatury o
charakterze rozliczeniowym. Narrator (a może i autor) opisuje
wydarzenia ze swojej młodości, odnosi się do nich; przyznaje się
do błędu lub też pochwala podjęte decyzje. Myśliwski
rozpamiętuje przy pomocy fasoli i notatnika; Nowicki w oparach dymu
papierosowego i swojej hipermęskości; Eustachy Rylski daje
bohaterowi postać nauczycielki o szekspirowskim imieniu Julia. Na
ile jest to postać tragiczna, a na ile liryczna? Pozostaje to
kwestią sporną, nawet pod koniec książki.
Autor
Obok Julii podaje czytelnikom coś, co można nazwać
konsekwentnie prowadzoną opowieścią z naciskiem na jej narracyjny
charakter. Ma ona swój początek, środek, koniec. Ta konserwatywna
forma dotyczy również czegoś pozornie tradycyjnego – opowieści
o młodzieńczej miłości, zawiedzionych ideałach; pewnej spowiedzi
dojrzałego mężczyzny. Jednak ta tradycyjność, rozsadzana
młodzieńczym zapałem, przestaje być oczywista.
Główny
bohater zakochuje się w młodej, oddelegowanej do prowincjonalnej
szkoły nauczycielce; zawziętej ideowo, pełnej entuzjazmu i
pragnącej zmieniać świat. Fascynuje ona niektórych uczniów,
działa na nich niczym magnes – przyciąga i zmusza do ruchu w tym
samym kierunku. Po jakimś czasie obiekt westchnień młodzieży
znika; podobno wyjeżdża w głąb Rosji, do swego ojca, wysokiego
oficera. Jednak na ile są to plotki...? W międzyczasie młodzian
podejmuje pracę w bazie samochodów ciężarowych, zaczyna układać
sobie życie. Wtedy to pojawia się ona i prosi o pomoc w ucieczce z
ludowego raju do toczonego robakiem piekła kapitalizmu; nauczycielka
doskonale, jak to kobieta, wie, że jej były uczeń był, i być
może jest, w niej zadurzony. Przerzut kończy się sukcesem, jednak,
nie wdając się w szczegóły, bohater zostaje wystawiony do wiatru
w samym środku czeskiego lasu (zmasakrowanego przez wichury).
Późniejsza akcja ma wciąż pod skórą
ten epizod; zniszczone marzenia, niespełniony akt dowiedzenia
męskości (lub jej pozyskania), konsekwencje
związane z nieupoważnionym korzystaniem z auta z bazy...
Mimo
obecności charakterystycznej dla Rylskiego dosyć chłodnej narracji
dotyczącej
emocji,
autor operuje bardzo sprawnie wieloma kalkami; chce jakby uczynić
kilka znaczących ukłonów i przez to zapisać się w pamięci
czytelników. Marek Hłasko
wydaje się tu być zbyt oczywistym tropem, jednak opisy zawarte w
pierwszej części książki jako żywo nawiązują (językiem czy
formą) do tego, co prezentuje piękny, dwudziestoletni
w swoim debiutanckim tomie opowiadań. Samo
nadanie głównemu bohaterowi wieku zbliżonego do Hłaski stanowi
jednoznaczne odwołanie do zbioru znaczeń, które zdają się być
„pójściem na skróty”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że
przyłożenie obu tekstów dałoby efekt niemal zupełnego
wypełnienia treścią jednego, rozbudowanego opowiadania. Używając
tego odwołania Rylski idzie na skróty, które stać się mogą (dla
nieznających twórczości wspomnianego autora) manowcami.
Pojawiają
się też elementy realizmu magicznego rodem z Pilota (a zwłaszcza z
przedostatniego Pióropusza);
niepewność realności i
istnienia, pogranicze snu i
rzeczywistości. W
książce jest wiele żółci i smutku z powodu złych decyzji
młodości; wielokrotnie powroty do przeszłości przytłaczają
czytelnika swoją dosadnością i beznadziejnością;
dosyć często sprawiają wrażenie pojawiających się jedynie jako
ozdobnik. Problem pojawia się jednak, gdy w tej opowieści zaczyna
pojawiać się więcej ozdobników niż samej fabuły... Owe
ornamenty sprawiają wrażenie skrótów myślowych, które mają
ułatwić przekazanie treści skleconej na poczekaniu; mimo swojej
jasności (dla idealnego odbiorcy)
stają się one w którejś z chwil głównym tematem opowieści; to
ich nadmiar prowadzić może
na wspomniane manowce.
Właściwą nicią jest jedynie owa Julia – to jej dotyczy cała
treść. Zaburza ona ład,
wymusza męczące
(ciągłe)
dowodzenie męskości bohatera
w sytuacjach ją
podważających lub oczekujących jej dowiedzenia (wyprawa do Czech
czy
spotkanie z mało sympatycznym panem o proweniencji bezpiekowej).
Element ten jest ciekawy do
okolic setnej strony; później może męczyć i zniechęcać do
dalszej lektury. Pełno jest
w niej trudnego do określenia szamotania się bohatera w swoim
wnętrzu, zachowywania pozorów powagi i ciągłego pytania o
tożsamość. Sprzyja temu sama sceneria historii (ziemie
odzyskane) oraz inicjalne
(dwojako rozumiane...)
nazewnictwo miejscowości.
Lektura
Obok Julii może być
męcząca, zwłaszcza po
bliskiej czasowo lekturze Myśliwskiego, Pilota, Hłaski
lub autorów bliskich im tematycznie czy pokoleniowo. Podobieństwo
tematów, porzucenie
czytelnika w obszarze niedopowiedzenia i pozostawianie
nadmiaru wolnej przestrzeni
dla jego własnej świadomości literackiej sprawia, że nowa książka
Rylskiego jawi się jako twór
hermetyczny; może nie trafić
do młodych, dwudziestoletnich
tego wieku, lecz wspólnota przeżyć z obleciałymi już szlachetną
patyną rówieśnikami autora
pozwala na nawiązanie z nimi
dialogu. Takie posunięcie
okazuje się ryzykowne i blokować
może szanse na pełne
zrozumienie autora przez czytelników młodszych niż... Solidarność?
Czy to dobrze, czy to źle?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz