Polski
Almodovar – tak głosi nota na okładce. Słowa szumne, odwołujące
się do jednego z najbardziej szanownych piewców traumy
współczesnego kina; reżysera rozkładającego fakt szoku życiowego
na części pierwsze, a zarazem pozostawiającego swoich bohaterów w
stanie nieznośnej pustki. Czy książka Joanny Fabickiej sprostała
wielkiemu autorytetowi? Cóż, obawiam się że nie.
W
powieści Second hand
jest wszystko, co powinno charakteryzować dobrą powieść o traumie
– Polska B, aspiracje nie do końca na miarę możliwości,
alkohol, rozbita rodzina, praca poniżej kwalifikacji a z pewnością
marzeń, czasy-słusznie-minione.
Niby wszystko jest na miejscu, jednak autorka niejednokrotnie
przesadza z wyrazistością przeżyć, dosadnością opisów i
głębokością ran, jakie życie zadaje jej bohaterom (bohaterkom –
wszak większość to kobiety). Sprawia to wrażenie przerysowania,
które odrealnia powieść. Mimo opisywania obszarów zbliżonych do
tych, o których pisała Lidia Ostałowska w swoich reportażach,
Fabickiej brakuje... umiaru. Narracją zbliża się do Olgi
Tokarczuk, jednak brakuje w tym wszystkim ciepła, które przecież
charakteryzuje w pewien sposób również kino Almodovarowskie – są
bliscy, jest wsparcie; tu tego brakuje. Relacje są płynne, rzec by
można – patchworkowe.
Nie
wróży to, niestety dobrze. Książka ta, dosyć niespodziewanie dla
czytelnika, zbliża się do Trocin
Krzysztofa
Vargi – jest tu między słowami wiele narzekania na świat, Polskę
i polskość; na moralność i jej relatywność. Mimo tego, autor
Gulaszu z trula
nie przytłacza czytelnika taką ilością żółci, jaka wypływa ze
stron książki Fabickiej. O ile ten pierwszy wzburza czytelnika
przeciw sobie, to autorka Second
hand
po prostu rozdmuchuje w czytelniku płomień melancholii graniczącej
z apatią.
Właśnie
w tym można dopatrywać się wielkiej zalety tej książki – nie
można jej przeczytać i wzruszyć ramionami. Wywołuje ona emocje i
uczucia; staje się przez to jakaś,
co nie jest wcale takie oczywiste, jakby zdawać się mogło.
Napisana lekko, z zacięciem do ekranizacji, naturalnym podziałem na
ujęcia, powracającymi wątkami – sprawia, że przypomina bardziej
książkową wersję filmów Wojtka Smarzowskiego niż hiszpańskiego
reżysera. Mimo tego – brakuje autorce brutalnej finezji (sic!)
jaką wplata w swoje filmy Polak.
Czy
do Second handu warto
zajrzeć? I tak, i nie. Tak, gdyż jest to książka posiadająca
pewien dziwny dynamizm, który może być dla niektórych czytelników
magnetyczny. Nie, zwłaszcza gdy ma się gorszy dzień. Tekst ten ma
wady, jednak jest napisany z wprawą, jakiej brakuje wielu pisarzom
na polskim rynku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz