Biografie wielkich ludzi skupiają się
na okresie ich przebywania na Parnasie, w blasku sławy (lub
niesławy) i potęgi – czegokolwiek byłaby ona wynikiem. Większość
biografów sięga wybiórczo po czasy poprzedzające sławetne
działania swoich bohaterów; traktuje narzędziowo dzieje
zamierzchłej młodości, czasem doszukuje się w niej źródeł
twórczych i traum dyktujących dalszą historię opisywanego
znanego. Badacze przeszłości
rzadko sięgają po szeroko pojętą młodość w celu pokazania
postaci na tle epoki, po trosze dziecka swoich czasów.
Taką wizję Jerzego Giedroycia przedstawia czytelnikom Marek
Żebrowski w swojej książce poświęconej redaktorowi naczelnemu
paryskiej „Kultury”.
Autor
nie doszukuje się pobudek kierujących Giedroyciem w momencie
zakładania sławnego pisma, ani nie skupia się na wytworzonym przez
nie środowisku. W centrum stawia tego wybitnego humanistę jako
człowieka – z jego zaletami i przywarami. Pokazuje kolejne kroki
na jego drodze rozwoju intelektualnego, wpisuje go w nurt
pokoleniowy, jakże charakterystyczny dla pochodzących ze zubożałej
szlachty intelektualistów. Zaskakujące są liczne analogie między
nim a Czesławem Miłoszem i Jarosławem Iwaszkiewiczem – podobne
kłopoty edukacyjne, ciągłe zmaganie się z kłopotami finansowymi
i walka o własny, intelektualny byt w środowisku salonów
dwudziestolecia, które tylko z pozoru były otwarte. Bohater książki
przedstawiany jest jako dziecko epoki
– znajomość biografii wspomnianych, wielkich pisarzy dwudziestego
wieku pozwala na znalezienie niewskazanych przez Żebrowskiego
związków z pokoleniem wchodzącym w pełną dorosłość na
przełomie dwóch epok – czasu niewoli i wolności. To starcie
zanurza Giedroycia w politykę, związuje go z periodykami różnej
maści. Zarazem autor książki pokazuje dosyć powszechny w tamtych
czasach mechanizm katapultowania
pochodzących z niższych warstw
społecznych młodych intelektualistów dzięki, pozytywnie
pojmowanej, protekcji. Ktoś znał kogoś, ktoś komuś kogoś
polecił, ten ktoś mógł rozwinąć skrzydła i nie martwić się o
to, jak przeżyje następny dzień.
Żebrowski
sięga po sprawdzone wzorce biografii zachodniej – pokazuje postać
na tle pewnej epoki, wskazuje związki z nią, ale też zachwyca się
pracowitością i zdolnościami swojego bohatera. Wskazuje kolejne
sytuacje, które sprawiały, że Giedroyć, dzięki swojej ciężkiej
pracy, zdobywał kolejne umiejętności i koneksje. Niejako w tle tej
opowieści pobrzmiewa zakorzeniony w ideałach purytańskich mit od
pucybuta do milionera, jakże
powszechny w nowym, popularnym typie biografii. Podobnie ma to
miejsce w opowieści o Hłasce (Czerniawski) czy o Miłoszu
(Franaszek), przy czym tej konkretnej książce bliżej do biografii
pięknego dwudziestoletniego.
Dzieje się tak nie tylko za sprawą zebrania przez autorów książki
ogromnej ilości niepublikowanych do tej pory lub pomijanych grafik,
zdjęć i kopii tekstów, jak i pewnej skrzętnie stworzonej
opowieści, odchodzącej od suchych faktów, a wychodzącej naprzeciw
samej postaci. Czerniawski opisuje Hłaskę jako pełnego emocji
wiecznego młodziana; Żebrowski z kolei widzi Giedroycia jako swego
rodzaju puer senex,
który swoje zdolności wrodzone rozwinął znakomicie i dzięki temu
stał się wielki.
Właśnie
ta gładkość
opowieści nakazuje, w myśl pokrewnego temu gatunkowi paktu
autobiograficznego Lejeune'a,
zachować umiarkowaną ostrożność – wprawdzie czytelnik sięgając
po tę książkę zgadza się na to, że chce usłyszeć pewną
historię o Giedroyciu, a zarazem zdaje się niemal całkowicie w tej
materii na autora. Właśnie takie podejście może wyciszyć wiele
ciekawych współbrzmień między postacią późniejszego redaktora
naczelnego „Kultury” a biografiami przedstawicieli jego epoki i
późniejszych współpracowników (chociażby Witolda Gombrowicza,
którego twórczość wciąż promował). Stosując taki zarzut
należy jednak pamiętać, że nie jest to pozycja zatytułowana
Giedroyć przed „Kulturą” na tle jego epoki.
Czytamy wybór pewnych faktów który ma przybliżyć pewne cechy
postaci. Tu – mamy ludzkiego Jerzego, człowieka ze słabościami,
jednak prącego do przodu dzięki swojej pracy. Dodawanie do tego
równania nie mniej wielkich
nazwiska skutecznie destabilizowało historię, którą chce
opowiedzieć Marek Żebrowski.
Historia
ta jest ciekawa – tu nie można mieć nawet cienia wątpliwości.
Wpisuje się w epokę – to też fakt niepodważalny. Zarazem
pokazuje symbol, bo tak o Giedroyciu mówić należy, niejako od
kuchni. Dodaje mu niezwykle
ważny rys ludzki, często zatarty w zapiskach mu współczesnych i
podręcznikach do historii literatury. Dzięki temu łatwiej można
zrozumieć późniejsze motywacje, ale i samą postać Redaktora
którego nazwisko stało się symbolem polskiej literatury względnie
niezależnej po 1945 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz