O żołnierzach wyklętych zrobiło się
głośno niedawno, głównie za sprawą ustanowionego na 1. marca
dnia upamiętniającego antykomunistyczną opozycję zbrojną po II
wojnie światowej. Temat ten zawsze był trudnym – czy to za sprawą
języka, jakim o nim mówiono po wojnie, czy to za sprawą niegodnego
postępowania niektórych partyzantów, zwłaszcza w stosunku do
ludności cywilnej. Kwestię tę podjął Łukasz Orbitowski, uznany
pisarz fantastyczny, który sięgnął po znaną formułę dramatu
romantycznego; osią fabuły jest chyba najbardziej kontrowersyjny
partyzant – Józef Kuraś, pseudonim „Ogień”.
Wszystko dzieje się w okolicy Nowego
Targu, opodal chaty w której zginął podczas ostatniej obławy
„Ogień”. Akcję Orbitowski lokuje w czasach współczesnych,
bliżej nieokreślonych, jednak ze wskazaniem na czasy czytelnikom
bliskie, głównie za sprawą używanej przez bohaterów technologii
(smartfony) i problemów dnia codziennego (kłopotliwy spadek).
Dramat rozpoczyna opis podróży trojga młodych ludzi do chatki,
którą wskazał im w testamencie ojciec mężczyzn – Piotra i
Artura. Towarzyszy im żona Piotra – Basia, przez co wyprawa
nabiera charakteru rodzinnej podróży. Gdy spotykają oni górala,
który wskazuje im drogę do chatki, dochodzi do zawiązania akcji.
Zapada noc, góral, gdy tylko docierają do celu znika, a oni,
rozpaliwszy w piecu ogień, zajmują się swoimi sprawami – piciem
alkoholu, paleniem trawy i rozmowom. Z nich to czytelnik dowiaduje
się o nieuregulowanych relacjach rodzinnych między braćmi; ich
ojciec, związany z partią, przez wiele lat, bezskutecznie, pragnął
ich poróżnić, zagarnąć jednego z nich, ustawiając w opozycji
do drugiego jedynie dla swojej, bliżej nieokreślonej, sadystycznej
przyjemności. Pojawia się również wątek ich konfliktu z matką –
obrażoną na ojca za jego udział w działaniach przeciwko
Solidarności. Na tych osiach toczy się pierwszy akt historii –
dosyć pogodnej, pełnej jednak narastającego niepokoju i kłótni
między braćmi, którzy muszą podzielić się jakoś sporym
spadkiem po ojcu. Wychodzą tu zwyczajowe łatki dawane członkom
rodziny – wszak Artur to utracjusz a Piotr był uważany za
maminsynka związanego ślepo ze swoją żoną. Z czasem zaczyna się
jednak odzywać z głośnika radia chór partyzantów, a narastająca
groza górskiego, pustego lasu sprawia, że wyprawa w góry zaczyna
być przekleństwem. Zaczyna się ponury spektakl przenikania się
górskich duchów przeszłości, romantyczny korowód widm.
Ten schemat, przywodzący na myśl
amerykańskie pojmowanie peryferii i doszukiwanie się w miejscach
znajdujących się daleko od
szosy
przestrzeni zagrożenia życia oraz duszy, rodem z Teksańskiej
masakry piłą mechaniczną
czy też serii Hostel,
staje się znakomitą kanwą do opowieści o historii Polski.
Niechcianej historii. Bohaterowie słyszą przerażające wołanie
lasu,
które pociąga ich i ubezwłasnowolnia. Piotr zostaje zawładnięty
przez ducha Kurasia, Artur przez jego największego antagonistę –
polującego na akowców majora Wałacha. Również Basia zostaje
schwytana w łapy historii minionej – spotyka widmo narzeczonej
Ognia – Zosi. W ten sposób dopełnia się tragiczny trójkąt
sprzed lat, wyeksponowany przez Orbitowskiego, a którego podwalinami
była wiara w inaczej pojętą prawdę i lojalność.
Autor
bardzo świadomie sięga po formułę romantycznego dramatu,
zbliżonego mocno do Mickiewiczowskich Dziadów.
Zachowując klasyczny układ grecki (trzy akty), jednak w sposób
wolny podchodzi do zasady trójjedności – czasu, miejsca i
bohaterów, zgodnie z przyjętą estetyką z epoki Słowackiego. O
ile miejsce jest niemal przez cały czas to samo (domek w górach),
to jednak ruch bohaterów skutecznie, acz płynnie wyłamuje się z
tych reguł. Reguła czasu jest zachowana bezapelacyjnie – wszystko
dzieje się od zachodu do wschodu słońca. Bohaterowie też zdają
się być zgodni z wzorcem antycznym – przez większość czasu, w
sferze widocznej, widać wyłącznie grę trójki bohaterów;
fakultatywne pojawiają się dodatkowe postaci (góral), jednak za
takie trudno uznać widma niewidziane przez bohaterów. Ta formalna
gra z gatunkiem jednoznacznie odsyła czytelnika do świata
romantycznych lektur szkolnych, podtrzymujących ogłoszony przez
Marię Janion paradygmat
romantyczny. Pięknie
współgra ona z romantycznymi krajobrazami i ideałem zbójnika
walczącego w imię szczytnych ideałów, jakim był niewątpliwie
„Ogień”. To współgranie gatunku i formy zapewnia transfer
wartości pojęć, które były istotne dla partyzantów – dumy,
pragnienia wolności od wpływów ze wschodu, radzenia sobie ze
zdradą najbliższych. Z tymi samymi kłopotami borykali również
dziewiętnastowieczni zwolennicy polskości. Trudno zatem byłoby
wybrać lepszy gatunek do opisu historii Kurasia.
Mimo
osadzonego we współczesności początku akcji, fabuła szybko
przenika się z czasami zamierzchłymi i wstydliwymi. Coraz bardziej
wyczuwalna jest obecność widm, które nawiedzają ich niemal jak
mędrca
z Balladyny; początkowo
nie są one dostrzegane, jednak im bardziej bohaterowie zanurzają
się w las i noc (i nie mam tu wcale na myśli bohaterki Margot
Witkowskiego),
tym bardziej czują, a nawet zaczynają dostrzegać to, co działo
się w domku i jego okolicach kiedyś, co pozwala im inaczej spojrzeć
na to, co dzieje się teraz.
Trudny
temat jest okraszony odpowiednimi komentarzami – opisana jest
smutna i niejednoznaczna historia Kurasia. Dialogi między
przeistoczonymi w postaci historyczne braćmi, oparte są o
różnorakie notatki i zapiski samego „Ognia”. Interpretacja tej
historii pokazuje z jednej strony przenikanie trudnych tematów do
kultury popularnej, a z drugiej – wychodzenie ich poza ramy rozpraw
historycznych. Może być to sygnał do przewartościowania podejścia
do historii żołnierzy wyklętych; z pewnością jest to informacja
dla czytelnika, że literatura popularna w kwestiach powojennych
zaczyna powoli wychodzić poza utarte tory sztampy, sentymentu i
estetyzującej pauperyzacji. Do tego Orbitowski dał znakomity dowód
na swoją znajomość historii i odnalazł się w przestrzeni
historycznoliterackiej w swoich Widmach.
Trudno o lepszego kandydata do interpretacji takiej opowieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz