sobota, 3 sierpnia 2013

Joanna Fabicka - Second hand



Polski Almodovar – tak głosi nota na okładce. Słowa szumne, odwołujące się do jednego z najbardziej szanownych piewców traumy współczesnego kina; reżysera rozkładającego fakt szoku życiowego na części pierwsze, a zarazem pozostawiającego swoich bohaterów w stanie nieznośnej pustki. Czy książka Joanny Fabickiej sprostała wielkiemu autorytetowi? Cóż, obawiam się że nie.
W powieści Second hand jest wszystko, co powinno charakteryzować dobrą powieść o traumie – Polska B, aspiracje nie do końca na miarę możliwości, alkohol, rozbita rodzina, praca poniżej kwalifikacji a z pewnością marzeń, czasy-słusznie-minione. Niby wszystko jest na miejscu, jednak autorka niejednokrotnie przesadza z wyrazistością przeżyć, dosadnością opisów i głębokością ran, jakie życie zadaje jej bohaterom (bohaterkom – wszak większość to kobiety). Sprawia to wrażenie przerysowania, które odrealnia powieść. Mimo opisywania obszarów zbliżonych do tych, o których pisała Lidia Ostałowska w swoich reportażach, Fabickiej brakuje... umiaru. Narracją zbliża się do Olgi Tokarczuk, jednak brakuje w tym wszystkim ciepła, które przecież charakteryzuje w pewien sposób również kino Almodovarowskie – są bliscy, jest wsparcie; tu tego brakuje. Relacje są płynne, rzec by można – patchworkowe. Nie wróży to, niestety dobrze. Książka ta, dosyć niespodziewanie dla czytelnika, zbliża się do Trocin Krzysztofa Vargi – jest tu między słowami wiele narzekania na świat, Polskę i polskość; na moralność i jej relatywność. Mimo tego, autor Gulaszu z trula nie przytłacza czytelnika taką ilością żółci, jaka wypływa ze stron książki Fabickiej. O ile ten pierwszy wzburza czytelnika przeciw sobie, to autorka Second hand po prostu rozdmuchuje w czytelniku płomień melancholii graniczącej z apatią.
Właśnie w tym można dopatrywać się wielkiej zalety tej książki – nie można jej przeczytać i wzruszyć ramionami. Wywołuje ona emocje i uczucia; staje się przez to jakaś, co nie jest wcale takie oczywiste, jakby zdawać się mogło. Napisana lekko, z zacięciem do ekranizacji, naturalnym podziałem na ujęcia, powracającymi wątkami – sprawia, że przypomina bardziej książkową wersję filmów Wojtka Smarzowskiego niż hiszpańskiego reżysera. Mimo tego – brakuje autorce brutalnej finezji (sic!) jaką wplata w swoje filmy Polak.
Czy do Second handu warto zajrzeć? I tak, i nie. Tak, gdyż jest to książka posiadająca pewien dziwny dynamizm, który może być dla niektórych czytelników magnetyczny. Nie, zwłaszcza gdy ma się gorszy dzień. Tekst ten ma wady, jednak jest napisany z wprawą, jakiej brakuje wielu pisarzom na polskim rynku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz