Medycyna
ewoluowała na przestrzeni lat. Zmiany następowały często dzięki odwadze
lekarzy, którzy otwarcie przeciwstawiali się przyjętym, często graniczących z barbarzyństwem,
metodom. Lekarze ci ratowali życie swoich pacjentów, a zarazem utwierdzali
innych w przekonaniu, że dewiza „przede wszystkim nie szkodzić” nie może
oznaczać pasywności. Jürgen Thorwald od lat zajmował się tymi opowieściami,
jednak przez wiele lat nie podejmował najtrudniejszej – opowieści o
ginekologach. Dopiero w swojej pośmiertnej książce (zmarł w 2006 roku) –
wydanej w kilka lat później dzięki staraniom redaktorów i na podstawie
niepublikowanych zapisków – podejmuje ten temat. W swojej książce Ginekolodzy opowiada o losach lekarzy,
którzy odważyli się przeciwstawić biblijnemu nakazowi rodzenia w bólach.
Thorwald
przedstawia sylwetki specjalistów według klucza tematycznego – opisuje ich
przez pryzmat problemów, z którymi borykały się kobiety w ciąży i medycyna ich
czasów: począwszy od walki o humanitaryzm porodów, poprzez różnorakie sposoby
zapobiegania ciąży, by na walce z różnorakimi rodzajami schorzeń onkologicznych
skończyć. Autor porusza się w obrębie zagadnień według klucza chronologicznego,
jednak dynamika odkryć oraz utrudniony przepływ informacji między lekarzami
chcącymi coś zmienić (a którzy często byli dotknięci środowiskowym ostracyzmem)
zmuszała go niekiedy do zaburzania tej kolejności. Dzięki tego typu niuansom
autor pokazuje trud bycia ginekologiem w czasach, w których do „obsługi” ciąży
potrzebna była (chociaż nie zawsze) akuszerka.
Ginekolodzy są
zarazem literacko-dokumentalną opowieścią o procesie dostrzegania potrzeb
kobiet i ich emancypacji. Proces – na tym gruncie – odbywał się (niestety)
głównie dzięki mężczyznom i to właśnie ta oś jest wyraźnie widoczna w książce.
Jedynie bardzo rozwinięta empatia niektórych z lekarzy pozwalała na zrozumienie
faktycznych potrzeb, ale i lęków kobiet. Jest to zarazem opowieść o oddawaniu
kobietom prawa do decydowania o własnym ciele oraz oddawaniu im godności, a nie
tylko traktowania ich (politycznie i religijnie) jako narzędzi do zwiększania
liczebności państwa i jego siły. I choć same pobudki, którymi kierowali się
lekarze, często mogą być wątpliwe (pociąg do sławy, czcza rywalizacja), to
efekty jakie wielu z nich udało się osiągnąć niewątpliwie przysłużyły się nawet
nie tyle co samemu rozwojowi medycyny, co kobietom – czy to w ciąży, czy to w
połogu, czy to zmagających się ze schorzeniami onkologicznymi.
Thorwaldowska
opowieść o poczynaniach ginekologów jest książką ważną. Pomijając ustępy traktujące
o niezbyt chlubnych kartach w historii rządów, kościołów czy medyków, Ginekolodzy są pozycją o oddawania
kobietom godności w najtrudniejszym dla nich czasie. Z medycyną w tle. Nie jest
ona może tak widowiskowa jak perypetie zespołu lekarskiego w serialu Knick, ale wzbudza emocje w czytelniku, choć
język, jaki przyjął autor tej książki, nie skłaniał się po temu, by wyciągać je
na pierwszy plan; dużo w nim naturalizmu i suchości rodem z podręczników
medycznych. Po tę książkę – niewątpliwie – warto i należy sięgnąć.
Jak coś, ostatnio pracuję w przychodni online Dimedic. Może się komuś przydać. W różnych sytuacjach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz