sobota, 29 grudnia 2012

Sylwia Chutnik - Cwaniary



Cwaniactwo jest w cenie – o tym mówią gazety odmieniając to słowo na wszelkie możliwe sposoby. Oklepane wyrażenie, niegdyś o znaczeniu jednoznacznie negatywnym, dzisiaj stało się neutralne. I wcale nie chodzi tu o salceson (tak bowiem określa się to słowo w gwarze warszawskiej)! Ten, mimo iż pozornie przaśny, nie jest produktem łatwym do oszukania za sprawą kawałków mięsa w środku. Tak samo bohaterki; nie są to postacie szczególnie rzucające się w oczy za sprawą swojego sprytu i kombinatorstwa (tak rozumiane jest cwaniactwo w polszczyźnie ogólnopolskiej), jednak one cechuję się zarówno sprytem, jak i wyższymi pobudkami.
Sylwia Chutnik tworzy narrację dotyczącą czterech kobiet – wdowy w ciąży, prawniczki chorej na raka i znoszącej przemoc ze strony męża kury domowej zamkniętej w złotej klatce. Halina, Celina, Stefania i Bronka, a zwłaszcza dwie pierwsze zajmują się nad wyraz szlachetnym procederem – spuszczają łomot mężczyznom, którzy nie okazali im szacunku jako kobietom, chociaż ich spektrum wendetty rozszerza się znacząco o pobudki finansowe (dotyczy to zwłaszcza pozostającej w niezbyt ciekawej sytuacji finansowej, dopiero co owdowiałej, kobiecie). Są wciąż skupione na szukaniu fallocentrycznego ostrza zła skierowanego w stronę niewieścią, a dzierżonego przez mężczyzn. Żadna z nich nie wygląda na niebezpieczną, wszystkie są pozornie niegroźne. I ta pozorność potrafi zgubić. I gubi bardzo skutecznie.
Główną bohaterkę, Halinę, poznajemy w kluczowym dla jej życia momencie. Mającą niedługo urodzić czytelnik spotyka w momencie jej owdowienia. Jej partner, zamordowany przed własną klatką schodową, jest bardzo ważną dla fabuły postacią, o czym czytelnik przekonuje się dopiero pod koniec książki.
W powieści pojawia się również niemożliwa do zanegowania kwestia warszawskości, a raczej deklaracji utożsamiania się narratorki z Mokotowem i Bródnem. Te dwie dzielnice przyświecają historii – jedna jako współczesny obszar przeznaczony dla elity; druga jako wylęgarnia biedy i patologii. Zderzenie tych dwóch obszarów tworzy ciekawe więzi między bohaterkami związanymi z tymi dwiema dzielnicami.
Cwaniary są ciekawie skonstruowaną książką. Z jednej strony nie jest to opowieść o niczym, bo fabuła jest, i to bardzo dobrze zarysowana. Z drugiej strony – połowę książki wypełniają mało istotne elementy będące tylko przerywnikami w toczeniu się, początkowo przebłysków, głównego wątku. A tym jest zemsta rozumiana trojako – jako odwet na mężu przyjaciółki, próba rozwiązania kwestii wyburzenia kamienicy i osobista, chociaż jeszcze niepewna, zemsta. Każda z tych motywacji prowadzi do konkretnego rozwiązania; każde z nich jest niespodziane – cele po trosze się przenikają, a ich realizacja wpływa mocno na bohaterki.
Wspomnianymi przerywnikami są sceny spuszczania łomotu tym, którzy odnieśli się niewłaściwie do którejś z bohaterek, albo do kobiet w ogóle. Często jest to odwet brany po odczekaniu na odpowiednią okazję; wiele z historii wtrąconych należy do przeszłości, ale są one przywoływane jako kontekst do bieżących, dla czasu książkowego, wydarzeń. Mimo silnej presji przemocy fizycznej, w książce pojawia się figura opadania z sił. Bohaterki, mimo odnoszonych w potyczkach sukcesów, dostają coraz mocniejsze cięgi od swoich przeciwników. U jednej wiąże się to z postępującą ciążą; u drugiej – z postępującym nowotworem. Jest to jednak tylko przyczynek do stworzenia trzech typów postaw, nad którymi chce w swojej książce skupić się Chutnik.
Pierwszy z nich to model przeżywania ciąży i prób usankcjonowania pewnego modelu, który powinna realizować kobieta brzemienna. Obserwacja ta jest cenna, gdyż uświadomić może czytelnikowi jak daleko posunęła się Foucaultowska biowładza mająca służyć rodzeniu jak najzdrowszych potomków – społecznie krytykowane palenie w ciąży, niemile widziana samodzielność, użalanie się i propozycje niezbyt szczerej pomocy ze strony osób bliskich. Zderzenie tych założeń z hipokryzją i wolą pozostawienia cudzych problemów za sobą staje się ciekawą konkluzją podsuwaną przez książkę.
Drugim modelem jest sposób przeżywania choroby – czy nowotworowej, czy to dysfunkcji w rodzinie. Zestawiona jest tu rola porażonego przypadłościami takowymi z rzeczywistością oraz wolą samego zainteresowanego (tu – zainteresowanych). Autorka na czoło wysuwa poczucie niezrozumienia i nieszczerość w pocieszaniu, ale i w przeżywaniu swojej choroby. Gdy bohaterka nie jest w stanie już sama udać się po zakupy – z powodu swojego złego samopoczucia lub stanu zdrowia (co okazuje się tu nie do końca tożsame) – robi zakupy przez internet. Zanurzając się w luksusie czuje pustkę i samotność. Nie jest w stanie być szczera w relacjach ze swoimi przyjaciółkami. Będąc singielką pozostaje sama ze swoim dramatem. Podobnie ma się sprawa w przypadku ofiary przemocy domowej. Społeczna rola wiernej żony znoszącej złe humory męża okazuje się ją przerastać; chociaż nie ma w niej woli buntu, to jednak chciałaby być od tego wolna.
Trzecim schematem jest przedstawienie mechanizmu wiodącego do samobójstwa. Pojawia się on dwukrotnie w książce i za każdym razem odwołuje się wprost do postawy honorowej, chociaż też wiążącej się w pewien sposób z ucieczką – czy to przed bólem, czy to przed utratą godności. Mechanizm przygotowania, odchodzenia wewnętrznego, godzenia się ze światem – obserwacje i opowieść, jaką serwuje Chutnik w tej kwestii są znakomite.
W książce uwagę przykuwa niezwykły język powieści. Jest on niezwykle spokojny i stonowany, pozbawiony piskliwości mówienia o emocjach i pompowania przeżyć. Zachowując śpiewność raczej utula on do snu i wprowadza w delikatny, oparty na rytmie trans, niż zmusza do empatycznej lektury. Sam słuch językowy Chtunik jest niesamowity – tworzy ona swój własny, oparty o podsłuchane formuły język, który jest o wiele bardziej spójny niż ten, który można usłyszeć (sic!) w dwóch pierwszych książkach Doroty Masłowskiej. Jest on momentami potoczysty, jednak wciąż w pełni kontrolowany i używany w zależności od sytuacji. Taka świadomość literacka rzadko zdarza się u pisarzy – niezależnie od ich wieku. Tu – stanowi niewątpliwie mocną stronę książki. Również kontekst wyburzenia kamienicy przywodzi na myśl Miasto Ł. Tomasza Piątka.
Jako kontekst również warto wskazać polskość imion bohaterek – nie dość, że są one mocno zakorzenione w tkance językowej i historycznej, to również mogą być nawiązaniem do często przyjmowanych w powstaniu warszawskim imion-przydomków. Takie podejście tworzy ciekawą grę z treścią, zwłaszcza, że bohaterki są niejako na wojennej ścieżce z tymi, którzy są przeciw im (albo chcą wyburzyć kamienicę). Również pojawiający się raz po raz negatywny stosunek do obrzędowości i powierzchowności, z jaką jest ona realizowana wskazuje po raz kolejny na spostrzegawczość i kreatywne przetwarzanie zaobserwowanych faktów kulturowych.
Nie da się zaprzeczyć, że nowa powieść Chutnik jest powieścią o kobietach. O ich rolach społecznych, presji wywoływanej przez społeczeństwo i oczekiwaniach, jakie takowe ma. Opowiada z perspektywy kobiecej, jednak w formie sugestii, przedstawienia sposobu przeżywania czegoś, co na zewnątrz może wyglądać inaczej. Tworzy niejaką glosę do tego, co kojarzyć można jako ugruntowany społecznie ideał matki-Polki. Co ciekawe – Polki nie potrzebującej na gwałt oparcia.
Cwaniary Sylwii Chutnik są książką nietuzinkową i wielowarstwową. Z jednej strony jest to opowieść o zemście i sile pozornie słabych kobiet. Z drugiej strony staje się ona historią opowiedzianą zza drugiej strony barykady emocjonalnej. A ta okazuje się być wyższa, niż mogłoby się wydawać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz