Cwaniactwo
jest w cenie – o tym mówią gazety odmieniając to słowo na
wszelkie możliwe sposoby. Oklepane wyrażenie, niegdyś o znaczeniu
jednoznacznie negatywnym, dzisiaj stało się neutralne. I wcale nie
chodzi tu o salceson (tak bowiem określa się to słowo w gwarze
warszawskiej)! Ten, mimo iż pozornie przaśny, nie jest produktem
łatwym do oszukania za sprawą kawałków mięsa w środku. Tak samo
bohaterki; nie są to postacie szczególnie rzucające się w oczy za
sprawą swojego sprytu i kombinatorstwa (tak rozumiane jest
cwaniactwo w polszczyźnie ogólnopolskiej), jednak one cechuję się
zarówno sprytem, jak i wyższymi pobudkami.
Sylwia
Chutnik tworzy narrację dotyczącą czterech kobiet – wdowy
w ciąży, prawniczki chorej na raka i znoszącej przemoc ze strony
męża kury domowej zamkniętej w złotej klatce. Halina, Celina,
Stefania i Bronka, a zwłaszcza dwie pierwsze zajmują się nad wyraz
szlachetnym procederem – spuszczają łomot
mężczyznom, którzy nie okazali im szacunku jako kobietom, chociaż
ich spektrum wendetty rozszerza się znacząco o pobudki finansowe
(dotyczy to zwłaszcza pozostającej w niezbyt ciekawej sytuacji
finansowej, dopiero co owdowiałej, kobiecie). Są wciąż skupione
na szukaniu fallocentrycznego
ostrza zła
skierowanego w stronę niewieścią, a dzierżonego przez mężczyzn.
Żadna z nich nie wygląda na niebezpieczną, wszystkie są pozornie
niegroźne. I ta pozorność potrafi zgubić. I gubi bardzo
skutecznie.
Główną
bohaterkę, Halinę, poznajemy w kluczowym dla jej życia momencie.
Mającą niedługo urodzić czytelnik spotyka w momencie jej
owdowienia. Jej
partner, zamordowany przed własną klatką schodową, jest bardzo
ważną dla fabuły postacią, o czym czytelnik przekonuje się
dopiero pod koniec książki.
W
powieści pojawia się również niemożliwa do zanegowania kwestia
warszawskości,
a raczej deklaracji utożsamiania się narratorki z Mokotowem i
Bródnem. Te dwie dzielnice przyświecają historii – jedna jako
współczesny obszar przeznaczony dla elity; druga jako wylęgarnia
biedy i patologii. Zderzenie tych dwóch obszarów tworzy ciekawe
więzi między bohaterkami związanymi z tymi dwiema dzielnicami.
Cwaniary
są ciekawie
skonstruowaną książką. Z jednej strony nie jest to opowieść o
niczym, bo fabuła jest, i to bardzo dobrze zarysowana. Z drugiej
strony – połowę książki wypełniają mało istotne elementy
będące tylko przerywnikami w toczeniu się, początkowo
przebłysków, głównego wątku. A tym jest zemsta rozumiana trojako
– jako odwet na mężu przyjaciółki, próba rozwiązania kwestii
wyburzenia kamienicy i osobista, chociaż jeszcze niepewna, zemsta.
Każda z tych motywacji prowadzi do konkretnego rozwiązania; każde
z nich jest niespodziane – cele po trosze się przenikają, a ich
realizacja wpływa mocno na bohaterki.
Wspomnianymi
przerywnikami
są sceny spuszczania łomotu
tym, którzy odnieśli się niewłaściwie do którejś z bohaterek,
albo do kobiet w ogóle. Często jest to odwet brany po odczekaniu na
odpowiednią okazję; wiele z historii wtrąconych należy do
przeszłości, ale są one przywoływane jako kontekst do bieżących,
dla czasu książkowego, wydarzeń. Mimo silnej presji przemocy
fizycznej, w książce pojawia się figura opadania z sił.
Bohaterki, mimo odnoszonych w potyczkach sukcesów, dostają coraz
mocniejsze cięgi od swoich przeciwników. U jednej wiąże się to z
postępującą ciążą; u drugiej – z postępującym nowotworem.
Jest to jednak tylko przyczynek do stworzenia trzech typów postaw,
nad którymi chce w swojej książce skupić się Chutnik.
Pierwszy
z nich to model przeżywania ciąży i prób usankcjonowania pewnego
modelu, który powinna realizować kobieta brzemienna. Obserwacja ta
jest cenna, gdyż uświadomić może czytelnikowi jak daleko posunęła
się Foucaultowska biowładza mająca służyć rodzeniu jak
najzdrowszych potomków – społecznie krytykowane palenie w ciąży,
niemile widziana samodzielność, użalanie się i propozycje niezbyt
szczerej pomocy ze strony osób bliskich.
Zderzenie tych założeń z hipokryzją i wolą pozostawienia cudzych
problemów za sobą staje się ciekawą konkluzją podsuwaną przez
książkę.
Drugim
modelem jest sposób przeżywania choroby – czy nowotworowej, czy
to dysfunkcji w rodzinie. Zestawiona jest tu rola porażonego
przypadłościami takowymi z rzeczywistością oraz wolą samego
zainteresowanego (tu – zainteresowanych). Autorka na czoło wysuwa
poczucie niezrozumienia i nieszczerość w pocieszaniu, ale i w
przeżywaniu swojej choroby. Gdy bohaterka nie jest w stanie już
sama udać się po zakupy – z powodu swojego złego samopoczucia
lub stanu zdrowia (co okazuje się tu nie do końca tożsame) –
robi zakupy przez internet. Zanurzając się w luksusie czuje pustkę
i samotność. Nie jest w stanie być szczera w relacjach ze swoimi
przyjaciółkami. Będąc singielką pozostaje sama ze swoim
dramatem. Podobnie ma się sprawa w przypadku ofiary przemocy
domowej. Społeczna rola wiernej żony znoszącej złe humory męża
okazuje się ją przerastać; chociaż nie ma w niej woli buntu, to
jednak chciałaby być od tego wolna.
Trzecim schematem jest przedstawienie mechanizmu
wiodącego do samobójstwa. Pojawia się on dwukrotnie w książce i
za każdym razem odwołuje się wprost do postawy honorowej, chociaż
też wiążącej się w pewien sposób z ucieczką – czy to przed
bólem, czy to przed utratą godności. Mechanizm przygotowania,
odchodzenia wewnętrznego, godzenia się ze światem – obserwacje i
opowieść, jaką serwuje Chutnik w tej kwestii są znakomite.
W książce uwagę przykuwa niezwykły język powieści.
Jest on niezwykle spokojny i stonowany, pozbawiony piskliwości
mówienia o emocjach i pompowania przeżyć. Zachowując śpiewność
raczej utula on do snu i wprowadza w delikatny, oparty na rytmie
trans, niż zmusza do empatycznej lektury. Sam słuch językowy
Chtunik jest niesamowity – tworzy ona swój własny, oparty o
podsłuchane formuły język, który jest o wiele bardziej spójny
niż ten, który można usłyszeć (sic!) w dwóch pierwszych
książkach Doroty Masłowskiej. Jest on momentami potoczysty, jednak
wciąż w pełni kontrolowany i używany w zależności od sytuacji.
Taka świadomość literacka rzadko zdarza się u pisarzy –
niezależnie od ich wieku. Tu – stanowi niewątpliwie mocną stronę
książki. Również kontekst wyburzenia kamienicy przywodzi na myśl
Miasto Ł. Tomasza Piątka.
Jako kontekst również warto wskazać polskość imion
bohaterek – nie dość, że są one mocno zakorzenione w tkance
językowej i historycznej, to również mogą być nawiązaniem do
często przyjmowanych w powstaniu warszawskim imion-przydomków.
Takie podejście tworzy ciekawą grę z treścią, zwłaszcza, że
bohaterki są niejako na wojennej ścieżce z tymi, którzy są
przeciw im (albo chcą wyburzyć kamienicę). Również pojawiający
się raz po raz negatywny stosunek do obrzędowości i
powierzchowności, z jaką jest ona realizowana wskazuje po raz
kolejny na spostrzegawczość i kreatywne przetwarzanie
zaobserwowanych faktów kulturowych.
Nie da się zaprzeczyć, że nowa powieść Chutnik jest
powieścią o kobietach. O ich rolach społecznych, presji
wywoływanej przez społeczeństwo i oczekiwaniach, jakie takowe ma.
Opowiada z perspektywy kobiecej, jednak w formie sugestii,
przedstawienia sposobu przeżywania czegoś, co na zewnątrz może
wyglądać inaczej. Tworzy niejaką glosę do tego, co kojarzyć
można jako ugruntowany społecznie ideał matki-Polki. Co ciekawe –
Polki nie potrzebującej na gwałt oparcia.
Cwaniary
Sylwii Chutnik są książką nietuzinkową i wielowarstwową. Z
jednej strony jest to opowieść o zemście i sile pozornie słabych
kobiet. Z drugiej strony staje się ona historią opowiedzianą zza
drugiej strony barykady emocjonalnej. A ta okazuje się być wyższa,
niż mogłoby się wydawać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz