Najbardziej
znany trunek na świecie ma swoich miłośników. Ba! Ma nawet naukę poświeconą
wyrobowi! Co więcej – jest kraina nazwana na cześć trunków wyskokowych
Alkohololandią! Takie rzeczy tylko u Mo Yana, laureata tegorocznej nagrody
Nobla.
Chiński
autor, oskarżany o kolaborację z reżimem i oportunizm wielokrotnie dowiódł
swojego kunsztu literackiego. W Obfitych
biodrach, wydanych kilka lat temu zaserwował czytelnikom złożoną formalnie
opowieść wymagającą nie lada uwagi. Jednak nie to jest najmocniejszą stroną Mo
Yana i jego powieści. Tworzy on bowiem nietuzinkowe narracje oparte o realizm
magiczny i absurd, których zrozumienie bez przyjęcia klucza ironicznej lektury
może okazać się nie tyle trudne, co niemożliwe. Przemieszania piękna i
szpetoty, brutalności i subtelności są niezwykle ciekawymi zabiegami stosowanymi
przez pisarza pochodzącego z kraju ogromnych różnic.
Kraina wódki wita czytelnika kilkukrotnie. Pierwsze powitanie
wiąże się z wątkiem kryminalnym tej powieści. Otóż komisarz zostaje wysłany do
Alkohololandii by zbadać sprawę mordowania i spożywania małych dzieci. Ten
kanibalistyczny, jak zwał, tak zwał, proceder budzi spory niepokój przełożonych
przedstawiciela prawa i ten ma ich uspokoić przedstawiając wyniki swoich prac,
a najlepiej też i prowodyra tego bezeceństwa. Spotyka go radosne przywitanie
przez miejscowych notabli, którzy nie stroniąc wszelakich trunków i przysmaków,
przyjmują swego gościa z iście… swojską gościnnością. Bohatera spotyka wiele
przygód – niezwykła kobieta-kierowca, niewiele mniej męska od najtwardszych
mężczyzn w swojej krainie daje mu kosza i okazuje się być kimś innym, niż mu
się wydaje; na stół przed nim trafia doskonale przygotowana atrapa małego
chłopca wykonana z najprzedniejszych przysmaków. Również przygody związane z
spożyciem alkoholi wysokoprocentowych okazują się być dla posiadającego słaby i
schorowany żołądek komisarza trudne. W końcu musi się uporać z kradzieżą legitymacji
policyjnej i ukochanego pistoletu służbowego, ale to już zupełnie inna
historia.
Drugi
wątek zawiera w sobie trzy elementy – pojawia się doktorant nauki zwącej się
alkoholologią. Jak sama nazwa wskazuje – zajmującej się nauką o trunkach, ich
degustacją, ale i sposobem tworzenia coraz to nowych rodzajów napitków zdolnych
ucieszyć podniebienie najbardziej wytrawnego smakosza. Zadanie to okazuje się
być trudne, jednak zapał młodego naukowca nie pozwala mu ustać w staraniach. Pisze
on do swego ukochanego pisarza – Mo Yana (!) – którego uważa za wielki
autorytet i największy umysł literacki swych czasów. Pisze do niego nie bez
powodu; do każdego listu dołącza bowiem krótki fragment prozy, mające na celu
zaprezentowanie talentu, ale i wejście tylnymi drzwiami na rynek literacki.
Młody alkohololog i pisarz ma ogromne marzenie – stać się wielkim i uznanym
pisarzem. Tak jak Mo Yan. W tej formie, epistolarnej skądinąd, realizuje się
opowieść o sposobach tuczenia dzieci,
ich sprzedaży, metod przygotowania, ale i krótkie historie uzupełniające to, co
nie pojawia się w opisie perypetii komisarza. Z kolei odpowiedzi Mo Yana
skutecznie chłodzą zapał młodego literata, jednak nie zabierają mu ochoty do
tworzenia – tłumaczy mu swoją bezsilność wobec ogromu tekstów nadsyłanych do
czołowych pism literackich w Chinach, ale i pociesza swego młodego rozmówcę
(rzec by można nawet – ucznia, tudzież, padawana młodego), by ten nie tracił
nadziei na publikację, gdyż jego teksty zyskują uznanie u czołowych redaktorów
szanowanych pism. Pojawia się tu również wiele rozmów o alkoholach, metodach
destylacji i nowinkach, zazwyczaj powstałych za sprawą młodego naukowca.
Alkoholologa, ma się rozumieć.
To
przenikanie się treści, zabawa z formą i przeładowanie książki ironią okazują
się być znakiem charakterystycznym Mo Yana. W swojej książce przedstawia
prowincję chińską – pełną paradoksów i kontrastów, ale wciąż okraszoną pewną
pogodą ducha i prostodusznością. Tworzy on narrację niejednoznaczną, która
okazuje się być spójna. Przedstawianie czytelnikowi różnych sposobów pisania o
tym samym problemie jest niezwykle ciekawe. Z jednej strony mamy zabawę z formą
kryminalną; z drugiej – dopowiedzenia fabularne do opowieści o śledztwie.
Dopowiedzenia, które uzupełniają to, co nie jest powiedziane w wątku
kryminalnym. Tworzą one ciekawą mozaikę treści: fragmenty opowiadań z początku
książki odnoszą się do działań śledczego w jej końcówce. Takie przechodzenie
obok siebie dwóch wątków narracji jest z pewnością bardzo mocną stroną książki.
Co
ważne – same poszukiwania sprawców i prowodyrów niecnego procederu
kanibalistycznego (którego efekty podobno są niezwykle smaczne) nie jest istotą
książki. Za taką uznać można samą zabawę z formą powieści, przełamywanie
granic, jakie niesie język, a co za tym idzie – dochodzenie niemal do granic
wytrzymałości czytelnika uważnego i świadomego literacko. Autor często zmienia
typ narracji – obok siebie, dosłownie w jednym zdaniu, pojawiają się fragmenty
narracji trzecio- i pierwszoosobowej oraz elementy oparte na mowie pozornie
zależnej. To przemieszanie dowodzi znakomitej świadomości literackiej autora –
nie traci on przy tym wątku, nie gubi się w charakterze postaci. Wielokrotne
powroty do takiej formuły stanowią coś, co można nazwać dominantą formalną
tekstu. Odchodzi on przez to od klasycznej formy powieści na rzecz
eksperymentu. Również nagromadzenie gatunków literackich i naukowych wewnątrz
jednej książki potrafi przysporzyć czytelnikowi zawrotów głowy. Pojawia się
powieśc kryminalna, fragmenty odczytów naukowych, wywody chemiczne, fragmenty
listów, powieść grozy, powieść w odcinkach i wiele, wiele innych, których
obecność jest tylko zaznaczona jednokrotnie.
Bogactwo
tej książki przejawia się również w jej odwołaniach do innych nurtów pisarstwa.
Najwyraźniejszymi są z pewnością nawiązania do realizmu magicznego,
propagowanego chociażby przez Gabriela Garcii Marqueza i Eliseo Alberto. Nie
bez znaczenia jest przeładowanie książki ironią i dystansem,
charakterystycznymi dla powieści reżimowych, a które na polskim gruncie
ciekawie zaprezentował Konwicki w serii swoich łże-dzienników (z których najbardziej znanym był Kalendarz i klepsydra). Również estetyka
prezentowana na kartach książki jednoznacznie odwołuje się do literatury
popularnej. W tekście pojawiają się fragmenty przeładowanie opisami, momentami
zbyt szczegółowe, estetyka przesady i nienaturalne zwroty akcji. Mo Yan stosuje
te chwyty świadomie – odwołuje się do pewnej konwencji i przetwarza ją z gustem
i ciekawie.
Niewątpliwie
jest to opowieść o przeciwieństwach – momentami wręcz rażących. Zderzenie
chaosu rozgrywającego się nad ziemią, na terenie kopalni i perfekcyjnego ładu w
zawoalowanym w jednym z korytarzy kopalnianych luksusowego hotelu pod ziemią okazuje
się ciekawym rozwiązaniem. Realne piekło zniewolenia ma miejsce na ziemi;
sztuczne, jednak zniewalające jeszcze bardziej znajduje się w luksusach pod
ziemią. Taka gradacja z pewnością nie pojawia się przypadkowo; zwłaszcza, że
tego typu zabiegi w tekście pojawiają się dosyć często. Również dosyć silny
akcent kładziony jest na aspekt kulinarny książki – opowieści o metodach
przygotowywania potraw co najmniej specyficznych i wysublimowanych budzi podziw
czytelnika, ale i poszerza obszar sformułowania ściśle związanego z gastronomią.
Mam tu na myśli określenie jadalne.
Kraina wódki jest książką o iluzji i pozorze – to nie ulega
wątpliwości. Przepełniona ironią i przesadą nie jest jednak lekturą łatwą. Nie
czyta się jej jednym tchem jak opowieści Orhana Pamuka i Doris Lessing. Nie
pociąga ona magią języka jak powieści Johna Coetzeego. Zbliża się jednak swoją
surowością przedstawienia do Jeana-Marii Le Clezio – opisanie podobnych
obszarów odosobnienia, pustki porewolucyjnej zbliża tych dwóch autorów do
siebie, jednak nie są oni do siebie na tyle podobni, by traktować ich jako
traktujących o tym samym. Starszy Noblista tworzy za pomocą surowego języka;
młodszy – wprowadza śmieszność jako środek wyrazu. Z pewnością – niezwykle
skutecznie. Poczet noblistów jest tu pewnością zamierzony – wszak po nich można
się spodziewać, że książka będzie przynajmniej
dobra.
Mo
Yan stworzył znakomitą powieść. Znajdzie się w niej wiele miejsc do śmiania
się, wiele do zadumy i wiele wywołujących oburzenie. Czytelnicy szukający
dobrej lektury i literaturoznawcy też podadzą sobie przy tej książce ręce w
geście zgody. Zabawa formą, treścią, topiką, podstawami kultury – to wszystko
sprawia że Kraina wódki jest książką
bezpretensjonalną w swojej pretensjonalności i ironiczną w swojej morderczej
(sic!) powadze.
Przymierzam się do niej. Im więcej o niej czytam, tym bardziej jestem przekonana, że będzie to ciekawe przeżycie.
OdpowiedzUsuńBardzo słusznie! Książka jest doprawdy niebanalna!
OdpowiedzUsuń