Wojna
to dosyć szczególny czas. Jedno państwo najeżdża drugie. Zazwyczaj po tym
następuje okupacja. Żołnierze lądują setki kilometrów od swoich rodzin, żon,
dziewczyn, kochanek… A na miejscu jest często wiele kobiet. Okupanci mają
autorytet, mają władzę. Nie wahają się z tego skorzystać. Ani jakoś szczególnie
się z tym nie czają. Rodzi się „szara strefa” moralności – najeźdźców i najechanych.
W sumie o tym są Wojenne związki Maren
Röger. Trochę o zgniłości wielu układów, trochę o bohaterstwie,
trochę o okrucieństwie. Bardzo o ludziach, których łączył strach, a
niekiedy nawet – miłość (taaaak, ale to nie żadne tanie „wojenne romansidło”).
Pewnie
znasz historie Polek, które wiązały się z niemieckimi żołnierzami w czasie
drugiej wojny. Kultura o nich nie zapomina i w każdym polskim filmie
czy serialu wojennym musi pojawić się jakaś paskudna kolaborantka. Są najczęściej
piękne, zadbane. Odbijają się kolorami od szarości okupacji. Polacy ich
nienawidzą, okupanci – niekoniecznie szanują tak, jak szanowaliby Niemki. Mało
kto nie miałby kłopotu z oceną takiej osoby. Röger na szczęście nie szuka
oczywistości i drąży temat. Pokazuje, że czasem te kobiety miały do wyboru
albo to, albo śmierć – swoją lub bliskich. Jasne, wiele z nich korzystało po prostu
z okazji, żeby żyć lepiej (lub pomóc swoim bliskim – okupacja w Polsce to
nie były przelewki), jednak wiele z nich było ofiarami. Mam nadzieję, że teraz
rozumiesz, jaką książką są Wojenne
związki.
Autorka
pisze bez ogródek o ciągłym zmaganiu się niemieckiej administracji na okupowanych
terenach z seksualnością żołnierzy. Nie każdy z nich był aniołkiem, jak sugerowała
propaganda. Najzabawniejsze jest to, że dowództwo bało się nie „zanieczyszczenia
rasy niemieckiej”, ale chorób wenerycznych. Z militarnego punktu widzenia ma to
sens – osłabia to siły armii i morale. Dlatego powstały dziesiątki (jeśli
nie setki) ciągle monitorowanych domów publicznych. Podstawą było
bezpieczeństwo żołnierzy. Reszta (detale takie jak bezpieczeństwo kobiet tam
pracujących – często zmuszonych przez życie lub administrację) się nie liczyła.
I z pewnością nie było to nic nowego (piszą o tym Hertmans czy Lemaitre).
Jednak jeszcze
Cię to nie przekonało, to powinieneś tę książkę przeczytać z powodu dwóch
tematów, które w polskiej historii są jakby wyparte: przemoc seksualna i…
prawdziwa miłość między okupantami i Polkami (sic!). Pierwsza blaknie
w obliczu tego, co robili sowieccy sołdaci kiedy wkroczyli na tereny
przedwojennej Rzeczypospolitej. Autorka komentuje to brutalnie – najeźdźcy posiedli
nie tylko ziemię, ale i kobiety. Zasiali strach, który działał silniej niż
jakiekolwiek prawo. Zapomnianym faktem jest to, że od września 1939 roku
niemieccy żołnierze robili coś podobnego. Po tych obu traumach zostało tylko
milczenie, które zauważa trafnie Röger. A w sytuacji, w której nie
można było mówić w ludowej rzeczywistości polskiej o tym, co zrobili
Sowieci – nie wypadało też mówić o tym, co zrobili Niemcy.
A
miłość… często okazywała się prawdziwa. Wielu niemieckich żołnierzy i pracowników
cywilnych walczyło długo o zgodę na ślub z „nieczystymi rasowo”. Wiele
tych związków przetrwało wojnę. Wiele z nich nie. Ci ludzie już odeszli, jednak
autorce udało się dotrzeć do kilkorga dzieci z tych związków. To taki
słodko-gorzki dodatek do naprawdę mocnej opowieści. Bo to opowieść, nawet jeśli
ma blisko tysiąc przypisów. Tę rozprawę czyta się jak naprawdę dobrą książkę (bardzo
przyzwoicie przełożoną!).
Fajne
jest to, że autorka nie mówi: naziści, narodowi socjaliści. Mówi: Niemcy,
niemieccy żołnierze. Nie bawi się w żadne gierki – pisze wprost. To dobry
ruch. A hasła „rozprawa” i „przypisy” pokazują zaplecze tej książki, a nie
język. Wszystko jest tu zgrabnie napisane i naładowane kontekstami. Nawet
jeśli nie znasz klasyków pamięciologii, to ta książka pokaże Ci inne spojrzenie
na okupację. Uzupełni to, co pamiętasz z lekcji historii, a do tego pokaże
jeszcze bardziej, jak straszny to był czas. Nie tylko na froncie, ale przede
wszystkim – w domach. Nie ma tu gładzenia (jak w Słowiku), nie ma tu doprawiania „gęby dobrego Niemca”. Jest
konkret. I to mi się bardzo podoba.
Kadr z filmu Miasto 44 [Aleksandra Adamska, Józef Pawłowski], vod.tvp.pl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz