Czego
rocznicę „świętujemy” 10 grudnia? ONZ uchwaliło tego dnia powszechną deklarację
praw człowieka (1948) i uchwałę o zakazie stosowania tortur (1984 –
tak Orwellowsko, co nie?),trzech Polaków odebrało nagrody Nobla (Szymborska, Miłosz
i w imieniu Wałęsy żona). W sumie to trochę „dzień, jak co dzień”. Chociaż
jeśli sprawdzisz, co wydarzyło się „dziś”, to… zdziwisz się. Właśnie z takim
zdziwieniem napełnione są strony naprawdę dobrych opowiadań George’a Saundersa.
W końcu tyle prestiżowych
nagród 10 grudnia nie dostało za
nic ;).
Musisz
wiedzieć jedno – to amerykańskie historie i najlepiej siedzą w kontekście
kraju za Wielką Wodą. Ale nawet jeśli nie jesteś amerykanistą, to szybko
zorientujesz się, że te opowiadania mocno dotykają codzienności Amerykanów.
Saunders nie bawi się w półśrodki i pokazuje ludzi w ciekawych
miejscach ich życia, a do tego używa sobie na… jakby to najlepiej nazwać… przekonaniach
i stereotypach. Tak, to dobre zestawienie. Pokazuje jak się dziwią światu,
wkurzają się na niego, chcą go zmienić. Zazwyczaj chcą coś zrobić z własnym
życie. Nie zawsze to wychodzi, ale sposób, w jaki opisuje to Saunders jest
brawurowy i wciąga.
Każda
z tych historii jest zanurzona w konkretnym „śnie”, który wciąż śni
wielu. Powrót z wojny i radzenie sobie z inną rzeczywistością
autor konfrontuje z ogromnym szacunkiem społeczności do
weteranów i poczuciem fałszu (o co właściwie tam walczymy?). Dzienniki
ojca do „jego przyszłych czytelników” są próbą uzasadnienia czyjejś (jego
dzieci i jego) przyszłości; chce stworzyć coś, co będzie dokumentem,
chociaż dokumentować nie ma co… Świetne opowiadanie o ludziach zamkniętych
w ośrodku, w którym eksperymentuje się nad ich zachowaniami dzięki uderza
w marzenia o idealnym ładzie, niezmiennie żywe, chociaż jakby mocniej
związane z rozwojem technologii. Miotanie się młokosa też pokazuje coś, co
nie każdy Amerykanin chciałby widzieć – przemoc, strach, odrzucenie. A to tylko
kilka opowiadań z tego zbioru!
Pełno
tu małych i dopracowanych obrazków, które przypominają chwilami lustro,
w którym możesz się przejrzeć. Nawet jeśli w paszporcie nie masz
trzech „magicznych liter”. Dosadność tego, co przeczytasz u Saundersa może Cię
przytłoczyć, ale ma fajny potencjał. Zwłaszcza, jeśli lubisz czasem się
zastanowić lub porozważać, o co właściwie chodzi w książkach. A,
jeśli spodobała Ci się ostatnia książka E.L.
Doctorowa, to ta też Ci podejdzie.
W
praktyce 10 grudnia to książka dosyć
trudna. Nie zmienia to faktu, że jeśli chcesz się prześlizgnąć przez nią, bez
wdawania się w konteksty, to znajdziesz w niej masę dobrej
literatury. Może Ci czasem przeszkadzać forma (jak zauważa jeden z bohaterów
– rzeczą męską jest jej podkręcanie), ale jeśli przymkniesz na nią oko i wejdziesz
w te historie, to przekonasz się, że to naprawdę dobra proza. A może masz
ochotę na błyskotliwe zabawy z formą i kontekstami? O… no to chyba
już wiesz, jaka będzie kolejna książka, którą przeczytasz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz