Emigracja?
Pewnie zarobkowa. Zmywak w Londynie lub remonty w Holandii? Jestem
pewien, że znasz kogoś, kto wybrał taką lub podobną drogę. Wyjeżdżali dlatego,
że nie mogli znaleźć pracy, może kusiły ich zarobki, może chcieli się po prostu
wyrwać. Chcieli zarobić i wrócić do Polski. Dużo mówiono o nich po „otwarciu
granic” Unii Europejskiej. Media krajowe trąbiły, że kraje „starej” Unii są
zalewane Polakami, którzy podejmują się tam niskopłatnych prac. Media zachodnie
narzekały, że ktoś zabiera pracę obywatelom (hm… jakoś nikt się nie rwał do
większości posad…). I wszyscy zapomnieli o jednym. O profesjonalistach,
którzy porzucili Polskę, odnaleźli się w innym kraju i… robią dobry pijar.
Nazywa się ich często ekspatami. To z nimi rozmawia Malwina Wrotniak, a to
wszystko zebrała w Tam mieszkam.
To nie
książka podróżnicza. Tego możesz być pewien. To raczej… no właśnie. To wywiady
z odważnymi ludźmi, którzy chcieli spróbować czegoś nowego, choć mieli
przed sobą dobre perspektywy w kraju. Chcieli rozwinąć skrzydła, przeżyć
przygodę, poznać coś nowego. Czasem dostawali bilet w jedną stronę od
władz ludowych, najczęściej jechali z własnej woli (lub za miłością).
I zostali. Nie słyszysz o nich często, a szkoda. Tam mieszkam to kilkanaście naprawdę fajnie opowiedzianych historii,
które pokazują różne „fale” emigracji. Ludzi, którym powiedziano „żegnam”, tych,
którzy poszukiwali przygody i odważnych, którzy odkryli szansę na coś
nowego.
Te
wywiady fajnie zderzają „polskie” spojrzenie na wiele krajów z obserwacjami
„od środka”. Są w tej książce rezydenci rajów turystycznych (Bali,
Chorwacja, Wyspy Owcze… no te ostatnie to dla wytrawnych, ale z pewnością
bardzo turystyczne), korpopiekieł (Chiny, Zachodnie Wybrzeże USA) i paru
innych miejsc na Ziemi, o których słyszałeś tylko na lekcjach geografii,
albo przy okazji doniesień o wzmożonej przestępczości ;). W praktyce –
poczytasz o losach ludzi, którzy ruszyli w niemal wszystkie strony
świata (włączając w to oczywiście Londyn). Dowiesz się na przykład, że Polonia
w Republice Południowej Afryki jest naprawdę spora, Wyspy Owcze są
naprawdę pasjonujące, a Ameryka Południowa wcale nie taka straszna. A to tylko
kilka rzeczy.
Dobrze
się to czyta. I mocno otwiera głowę (którą można potem spokojnie podnieść
z myślą „o, nasi to umio!”). Serio, ta książka otwiera głowę. W tych rozmowach
widać, że ludzie wyjechali z konkretnych powodów, a nie dlatego, że „o,
jest praca”. Nie udają, że nie tęsknią. Mówią, że bywało i wciąż bywa ciężko,
że wciąż czują się „nie stąd”. Nawet jeśli wiążą się z kimś „stamtąd”
i ułożyli sobie życie na obczyźnie, to brakuje im rodziny, smaków i zapachów.
Czasem też kiszonych ogórków czy opus
magnum polskiej kuchni – pierogów ruskich. No i zawsze jest jakaś
Polonia – większa, mniejsza. Mniej lub bardziej toksyczna. W tej książce nie ma
zabaw w „no… oni są spoko, ale nie ma jak…”. Jest konkret. Serio, ten
obraz czasem potrafi uderzyć, zwłaszcza, że w każdej z tych rozmów
jasno brzmi jeden ton: mieszkam tu i najpewniej tu zostanę jeszcze długo.
Złapanie
takiej grupy ludzi, którzy wyjechali za granicę i tam zostali jest
pouczające. Pokazuje, że profesjonalista zahaczy się w praktyce wszędzie.
Musi tylko pokombinować i wejść w klimat. Z drugiej strony widać wyraźnie,
że angielski to nie wszystko. Bez znajomości języka (lub dialektu) „lokalsów”
wielu z nich długo odbijało się od ścian. Nawet w Szwecji (a tam
serio, każdy speak English). Jeśli
myślisz o wyjeździe za pracą w świat – to książka dla Ciebie. Jeśli
nie (bo lubisz miejsce, w którym jesteś lub masz po prostu dom, rodzinę
i czasem kredyt na karku) – też warto. Możesz zobaczyć, jak można sobie
radzić. I że emigracja polskich profesjonalistów to fakt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz