Krótka
powieść Elizabeth Strout jest zarazem do bólu amerykańska i uniwersalna.
Pokazuje małość ludzką oraz przeszłość w sposób zwyczajny, pozbawiony
zjawiskowości czy szczególnego bohaterstwa. Właśnie ta zwyczajność sprawia, że tytułowej
Lucy Barton opis przeszłości przychodzi łatwiej.
Ta w
gruncie rzeczy nowela, mająca miejsce głównie w sali szpitalnej, prezentuje
układ odniesień i relacji, który wykracza daleko poza cztery ściany pokoju. Protagonistka
dochodzi do siebie po operacji i niespodziewanych komplikacjach, gdy pojawia
się przy jej łóżku matka. Budzi to strumień wspomnień i wewnętrznych rozliczeń,
nie zawsze przyjemnych. Jednak same powroty do przyszłości są tu wielowarstwowe
– „teraz” opisywanej hospitalizacji jest zarazem „30 lat temu” narratorki.
Obecność
matki otwiera drogę lawinie wspomnień i emocji. W ich rozmowach pojawiają się
kiedyś poznani ludzie, miejsca i przedmioty, które zdają się być błahe, jednak
sprowadzenie prowadzonych przez nie rozmów do plotkowania wydaje się krzywdzące.
Jest to raczej sposób komunikowania się związany ze szpitalem – nieangażujący, a
zarazem odciągający uwagę odwiedzanej osoby od przygnębiającej rzeczywistości.
Eksponują on zarazem kluczowy dla tej historii element awansu społecznego, z którym
nierozerwalnie wiąże się kwestia nieprzystawalności światów, w których żyją
matka i córka. Jedynym elementem je łączącym jest przeszłość i to ona leży u
podstaw opowieści.
Ważnym
elementem jest wszechobecne poczucie błahości. Sytuacje takie jak przypadkowe spotkanie
znanej pisarki czy rozważania o rzeczach „dokonanych” eksponują detale procesu
kształtowania się osobowości bohaterki, a zarazem pozwalają lepiej zrozumieć
drogę do miejsca, w którym jest teraz, oraz jej złożoną relację z rodzicami.
Rzeczą, która pozwala się Mam na imię
Lucy uciec od niebezpiecznej granicy kiczu jest sposób opisania tego typu
zdarzeń.
Każde
ze wspomnień potraktowane jest tu niemal z pietyzmem; postaci, nawet
przywoływane tylko w kilku zdaniach, zdają się mieć coś więcej niż jedynie
żywot na kartach książki. Niejednokrotnie pojawiają się detale dookreślające
kogoś i pokazujące też sposób funkcjonowania ludzkiej pamięci – jakże istotny w
książce będącej… jednym wielkim wspomnieniem. To właśnie z tych krótkich
fragmentów czytelnik dowiaduje się o tytułowej Lucy o wiele więcej, niż ona
sama mówi o sobie. Ciekawe jest również to, że przeważają w tych rozmowach historie
porażek innych, jednak nie własnych. Łatwiej jest bohaterkom mówić „o nich” niż
o sobie – to drugie mogłoby prowadzić do sprzeczek, które nie przyswoją status quo szpitalnego łóżka, a zarazem
mogłoby zaburzyć relację władzy i autorytetu między matką i córką. Nawet jeśli
owa „władza” może być ujęta w cudzysłów.
Odległość
wydarzeń pozwala rozmawiającym na większą swobodę w ocenianiu, jednak
niedopowiedzenia w tych rozmowach pozwalają lepiej dostrzegać elementy
dopowiadane przez Lucy (takie jak wspólna dla rozmówczyń przeszłość, naznaczona
uwłaczającą biedą i licznymi kompleksami). O ile córka pozostaje względem
siebie w miarę krytyczna, o tyle matka niechętnie odnosi się do fragmentów
opowieści z lat minionych, w których pojawiają się jakieś pęknięcia. Nie jest
nadużyciem stwierdzenie, że rozmawiają w tej książce dwa oblicza „amerykańskiego
snu”: uosobienie jego spełnienia i jego przeciwieństwo. Zderzenie ich ze sobą
eksponuje nie tylko różnice, ale i elementy wspólne, które i tak wielokrotnie
okraszane są stwierdzeniami dookreślającymi typu „kojarzysz?”. Przystają do
siebie tu jedynie korzenie, reszta rozchodzi się w innych kierunkach.
Ta
krótka opowieść potrafi zaskoczyć, a jej krótka forma może zmylić. Jest to
książka „gęsta” a zarazem bardzo przystępna. Mnóstwo drobnych elementów składa
się tu w jeden obraz, jednak konieczna jest perspektywa, którą daje szczególne (nie)miejsce,
jakim jest szpitalne łóżko. Zwalnia ono z wielu zobowiązań, a zarazem
pozostawia pustkę, którą mogą zapełnić wspomnienia. A postać matki w tej
książce uwalnia ich ogromną ilość. Czytelnikowi pozostaje jedynie poddać się
rytmowi tych fragmentów przeszłości i chłonąć naprawdę dobrą literaturę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz