Książka
pogrobowa, do tej pory znana jedynie w kręgach literaturoznawców;
jej istnienie, nie do końca jasne, jest obarczone ciężarem
przeszłości i teraźniejszości autora. Forma, której autor nie
uznaje za wystarczająco dostojną i szlachetną, wstydliwa dla
wielkiego poety, okazała się być niewystarczająca. Mimo tego
trzecia książka fabularna polskiego Noblisty – Czesława Miłosza
– w końcu ukazała się na polskim rynku wydawniczym.
– w końcu ukazała się na polskim rynku wydawniczym.
Parafrazując
Miłoszowskie credo
poetyckie stwierdzić można, że to, co zawarte jest
w Górach Parnasu „prozą do końca nie jest”. Fabuła w książce jest szczątkowa – służy ona jedynie do wytworzenia sztucznej sytuacji nadawczej, która pozwalałaby na przedstawienie poglądów samego autora. Jest to proza czy traktat filozoficzny?
w Górach Parnasu „prozą do końca nie jest”. Fabuła w książce jest szczątkowa – służy ona jedynie do wytworzenia sztucznej sytuacji nadawczej, która pozwalałaby na przedstawienie poglądów samego autora. Jest to proza czy traktat filozoficzny?
W świecie, w którym funkcjonuje przesyt życiem, a zarazem niemal
zupełnie eugeniczna rzeczywistość, w której większe zagrożenie
stanowi śmierć z własnej ręki, niż zgon spowodowany chorobą lub
w wyniku działania osób trzecich, największym mordercą jest nuda
i brak poczucia sensowności. Państwo wprawdzie wprowadza narzędzia
regulujące ten negatywny proces, jednak poczucie bezsensu
pogłębionego przez sztucznie narzucone regulacje populacji powoduje
jeszcze większy spadek morale mieszkańców.
Tytuł
nawiązuje w sposób oczywisty do sztucznie wytworzonej przestrzeni
klasztoru, miejsca dumania, w którym artysta może faktycznie oddać
się twórczości. Zbytni tłok świata,
w którym mieszkają osoby deklarujące te same wartości powoduje przesyt i miałkość. W masie średniaków trudniej jest wychwycić jednostki genialne, wszak krzywa Gausa nie jest narzędziem niesłusznym. Co gorsza – powszechność dostępu do obszaru do tej pory zarezerwowanego dla wybrańców muz skutkowała zalewem populacji, która skutecznie obniża poziom większości.
w którym mieszkają osoby deklarujące te same wartości powoduje przesyt i miałkość. W masie średniaków trudniej jest wychwycić jednostki genialne, wszak krzywa Gausa nie jest narzędziem niesłusznym. Co gorsza – powszechność dostępu do obszaru do tej pory zarezerwowanego dla wybrańców muz skutkowała zalewem populacji, która skutecznie obniża poziom większości.
Sztuczne podtrzymywanie wysokiej populacji twórców owocuje ich
eliminacją – tajne organy państwa skutecznie wykonują swoją
pracę, powodując, dosyć nieświadomie, jeszcze dotkliwsze
obniżanie poziomu mieszkańców gór.
Tekst
jest zbyt rozczłonkowany by nazwać go spójną prozą. Jest to
zbiór tekstów opisujących świat, zbiór głosów dotyczących
sytuacji w książce; nie jest to jednak coś, co według kategorii
literackich nazwać by można było powieścią. Miłosz łamie ciąg
narracji – każdy z rozdziałów jest formą prezentacji jego
poglądów. Odbiega od opowieści na rzecz zbioru traktatów
narracyjnych. Zaistnienie tej książki w świecie przyszłości –
świecie science-fiction – jest próbą wyjścia autora z impasu
językowego. Używa on narzędzi wytworzonych przez Witkacego –
prozy absurdu, nowego języka, wychodzenia poza ramy języka
poważnego. Powołując się na formę literatury oderwanej od
rzeczywistości Miłosz pozwala sobie na niepoważność, która w
poważnym świecie może stać się śmieszna, ale w świecie
traktowanym z przymrużeniem oka wyłamanie się z kształtu
narzuconego nie jest niczym nagannym. Noblista sięgając po taką
właśnie formułę zyskał nowe pole ekspresji. Widząc świat, w
którym powszechność działalności artystycznej była
przytłaczająca, a poziom tejże był odwrotnie proporcjonalny do
ilości parających się służbą muzom, Czesław z Miłoszów
przeżywał szok. Wychowany na romantycznych ideałach poety,
doświadczony przez szczytne ideały państwa demokracji ludowej w
Berkley, w którym to przebywał w czasie pisania Gór
Parnasu, w nowej sytuacji
doświadczał szoku poznawczego: młodzi ludzie, zachwyceni ideałami
socjalistycznymi, hołdowali regułom demokratyczno-ludowym, ale i
twórczym – każdy wszak mógł być twórcą.
W
takim świecie nazwanie rzeczy po imieniu nie pozwalałoby na
utrzymanie siły przekazu. Miłoszowe gromienie ex
cathedra, powszechne wśród
kadry profesorskiej amerykańskich uniwersytetów w czasie rewolucji
obyczajowej, zatonęłoby w morzy podobnej, niestety –
powierzchownej – krytyki. Jednak sięgnięcie po nowy język, język
niepoważny, wchodzący niejako w relację z mową jurodiwych,
pozwalał na opisanie nowych przeżyć w sposób operujący w
obszarze śmieszności, a zarazem nienarażonym na wyśmianie poprzez
sformułowanie myśli w konwencji niepoważnej. Ta przestrzeń
umownego Hyde Parku
pozwala autorowi na wypowiedzenie treści nowych – krytykę
zaślepienia ludzkiego, głupoty propagowanej przy powszechnym
przyzwoleniu, czy też doraźności promowanych wzorców kulturowych
i filozoficznych.
Miłosz
przedstawia w tej książce swoje credo
literackie i filozoficzne. Góry Parnasu
stać się mogą miejscem przedstawienia jego stosunku do literatury,
podług którego parać się rozmową z muzami mogą jedynie wybrani
przez nie. Ciągłe zagadywanie tych boskich stworzeń powoduje ich
zagadanie, odwrócenie
uwagi od rzeczy naprawdę ważnych – od prawdziwej twórczości.
Sztuka staje się tu pewnym rodzajem tabletki
Mutri Binga, która
odbiera strach przed odrzuceniem i obdarza odwagą i pewnością
siebie. Skojarzenie z Witkiewiczem-synem jest tu niemal oczywiste.
Pomijając kwestie biograficzne (Miłoszowa proweniencja
katastroficzna, wspólna z autorem Pożegnania jesieni),
trzecia proza Noblisty jest zabawą z literaturą na miarę
Nienasycenia. Podobnie
jak wrześniowy samobójca tworzy tekst, który do zaistnienia
potrzebuje formy prozatorskiej. Jego obecność pozwala na
eksperymentowanie z formą (które po Pałubie
zadomowiło się w polskiej literaturze), wskazywanie pęknięć w
niej oraz na wychodzenie poza granice wyznaczane przez potencjalną
opowieść. Bo ta właśnie potencjalność jest w tekście niezwykle
istotna.
Wspomniane
już Nienasycenie może
być uznane za filozoficzne wyznanie Witkacego. Podobnie sytuacja
przedstawia się tutaj. Miłosz, mimo iż wcześniej przedstawił
pokusy, jakimi nęci idea socjalistyczna w Zniewolonym
umyśle, w prozie pokazuje się
stanowiskiem ofensywnym. Przedstawia on świat spaczony przez
powszechność dostępu do pewnych dóbr, ale i antypacyfistyczne
podejście, swoistą brutalną eugenikę,
która pozwala dopatrywać się w konfliktach zbrojnych naturalnego
katharsis
społeczeństwa. Jednak ta brutalność poglądów pisarza ma sens
jedynie w kontekście, rzec by można – w sosie, który wytworzyły
środowiska pacyfistyczne w latach 60. i 70. w Stanach Zjednoczonych,
a które autor mógł obserwować w swoim otoczeniu.
W tekście wprowadza ciekawą koncepcję biowładzy, którą rozwijał
przez wiele lat Michael Foucault. Władza sprawowana nad
społeczeństwem zamieszkującym świat gór Parnasu w pewnym
momencie zaczęła stosować przymusową czystkę w społeczeństwie,
której klucz pozostawał nieznany, jednak hipoteza wiążąca te
zniknięcia z miałkością podmiotów dotkniętych tym procesem nie
daje spokoju czytelnikowi ani narratorowi. Niepewność podsycana
przez ostatniego pozostawia ten element niewyjaśnionym.
Ciekawostką związaną z tą książką jest jej objętość. Tekst
napisany dłonią Noblisty ma około 70 stron. Przedmowa i posłowia
– niemal tyle samo. Tworzą one częściowo kontekst dla książki,
a zarazem nakierowują na pewną interpretację tekstu. Interpretację
różniącą się, moim zdaniem, od tej, którą przedstawiłem w
tych akapitach. Czy to dobrze, czy to źle – nie wiem. Niechaj
niejaki Stanley Fish rozstrzygnie.
Góry
Parnasu nie są prozą. Proza
jest tylko punktem zaczepienia tej książki w przestrzeni
literatury. Jest to w rzeczywistości niezwykle subtelny i krytyczny
traktat filozoficzny, w którym Czesław Miłosz przedstawia swoją
własną filozofię. Co prawda odbitą w czerwonym lustrze upstrzonym
kwiatami, to jednak wciąż niezwykle ciekawą i, co nie mniej
frapujące, niezwykle romantyczną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz