niedziela, 10 listopada 2013

Krzysztof Piskorski – Cienioryt

Wybór na runku książek fantastycznych jest duży. Przekonać się o tym można wchodząc do dowolnej księgarni. Jest to bowiem, pozornie, dosyć prosty gatunek, w którym niemożliwe wydarzenia można wytłumaczyć za pomocą magii lub ingerencji bóstw; również bogactwo zakorzenionych w różnych kulturach mitów pozwala rozszerzanie światów spod znaku miecza i many. Krzysztof Piskorski, łącząc pomysłowo znane już motywy, tworzy nowe literackie uniwersum, które nie posiada dostrzegalnych na pierwszy rzut oka pęknięć.
Mamy zatem kawalera Arahona Caranza Marteneza Y'Grenata Y'Barratonę, mistrza szpady, który swoje najlepsze, żołnierskie lata ma za sobą. Jest jednak otwarty na okazje do wykorzystania swojej szabli. Za odpowiednią opłatą, oczywiście. Jak jednak często bywa w przypadku głównych bohaterów – jest on zakapiorem o gołębim sercu. Opiekuje się też kobietą, dawną partnerką jego towarzysza broni, który zginął w bliżej niewyjaśnionych okolicznościach od jego ciężkiego, wojskowego rapiera. Miewa wyrzuty sumienia, przejawia objawy traumy charakterystycznej dla byłych żołnierzy, jednak wciąż ciągnie go w kierunku czynów mających chociaż pozór dobrych, chociaż dymiąca krwią broń nie zawsze potwierdza szczytne zamiary. Arahon zdaje się czerpać przyjemność z nurzania się we krwi przeciwników i karmienia zwycięstwami swego szermierskiego ego; jednak w chwilę po triumfie pojawiają w jego sercu i duszy jego smutek i przygnębienie.
Właśnie w tym obszarze książki pojawia się jej największy mankament – jednowymiarowość (jakże dwuznacznie brzmi to w kontekście tej książki... ale o tym dalej) postaci i ich przewidywalność. Trudno bowiem oprzeć się wrażeniu, że mają one jedynie być przyczynkiem do rozpostarcia przed czytelnikami dwóch daleko ciekawszych elementów Cieniorytu – spisku i samej konstrukcji świata. Oba są ze sobą powiązane nad wyraz ściśle, niemal jak światy jasności i cieni prezentowany przez autora. Łączy się w nich koncepcja Philipa K. Dicka zawarta w Biurze dostosowawczym, alternatywne widzenie świata rodem z Władcy pierścieni i koncepcja oświeceniowa koncepcja Wielkiego Zegarmistrza. Świat przedstawiony przywodzi na myśl Francję opisaną przez ojca i syna noszących nazwisko Dumas – intrygi, szpady, rozgrywki tuż pod powierzchnią pozoru. Do tego dochodzi zbliżająca się wizja odwiecznego Zła, niemal jak u Lyncha (albo i w Piątym elemencie), które pokonać może jedynie... inne zło? Główny bohater staje się swego rodzaju Riddickiem, jednak miewa częściej niż on wyrzuty sumienia.
Otóż, przez przypadek (niemal jak zawsze) główny bohater zobowiązuje się pomóc nie tej osobie, co trzeba; nie pozwala się zabić nie tym przeciwnikom co trzeba i wplątuje się w groźną intrygę, której szkatułkowość może wprowadzać początkowo w naznaczone niecęcią osłupienie. Na szczęście – tylko początkowo. Kolejne wydarzenia przedstawiają czytelnikowi bogactwo stworzonego na kartach Cieniorytu świata; tłumaczą one zarazem bezsensowne na pierwszy rzut oka reguły panujące w rodzinnym Alaminho i popychają akcję do przodu.
To rozwijanie się fabuły jest chyba jednym z najlepiej przeprowadzonych procesów w książkach z gatunku fantasy z jakimi miałem do czynienia. Narracja prowadzona jest jasno, momentami trochę zbyt wyczerpująco, jednak jako tłumaczenie nowego świata spełnia swoją rolę. Zarazem jest sporo miejsc w fabule, które autor jakby pominął i przykrył je pojedynkami (zwłaszcza w drugiej części książki).
Pojawia się też w tym niewielka łyżka dziegciu – dysproporcja między dwoma częściami książki (księgami Światła i Cienia) i idąca za nią zmiana dynamiki narracji. Krótsza z ksiąg (Cienia) jest dopełnieniem wydarzeń opisanych w rozpoczynającej prozę księdze Światła. Właśnie w zamykającej Cienioryt części ujawniają się najbardziej uproszczone modele postaci i przewidywalność decyzji; o ile w części opisującej zawiązanie się spisku wada ta była zawoalowana bardziej, o tyle przyśpieszenie rozwoju wypadków utrudnia bezkrytyczne przyjmowanie informacji. Traci na tym niewątpliwie dobra proza. Jednak, jak to miało miejsce w przypadku produktu (jeszcze wtedy) braci Wachowskich – zakończenie jest otwarte. Co z tego wyniknie? Czas, miejmy nadzieję, pokaże.
Trzecia wydana proza Krzysztofa Piskorskiego zaskakuje kompletnością świata przedstawionego i misternością akcji. Warto do niej zajrzeć, bo potrafi zaciekawić i zachwycić złożonością fabuły. W takim towarzystwie drobne potknięcia charakterologicznie przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz