czwartek, 28 lutego 2013

Joanna Bator – Ciemno, prawie noc



Gdy rozum śpi – budzą się demony. Ten tytuł rysunku Goi znakomicie oddaje nastrój nowej książki Joanny Bator. Czy jednak jest ona czymś więcej, niż tylko opowieścią o nocnych strachach i legendach miejskich, serwowaną z kunsztem pisarskim?
Bohaterką nowej książki jest Alicja Tabor – dziennikarka pewnego pisma, które ma na pieńku ze środowiskami prawicowymi. Jest ona życiowym rozbitkiem, który nigdy nie zapuszcza korzeni; celebruje klepki parkietu nowego mieszkania i wciąż czuje, jakby było każdego dnia nowe. Otrzymuje ona pewnego dnia zadanie zebrania materiałów do artykułu dotyczącego zaginięć dzieci w jej rodzinnym mieście – Wałbrzychu. Powrót do kraju lat dziecinnych wiąże się z odradzaniem wspomnień, przed którymi uciekła przenosząc się pewnego dnia, jakby nigdy nic, do Warszawy – miasta, w którym pracuje i usiłuje żyć. Powrót okazuje się zaskakujący – nie czuje ona upływu czasu; miasto jakby zapadło w sen na czas nieobecności wałbrzyszanki z pochodzenia, a obudziło się kilka godzin przed jej przybyciem. Podróż do miasta, nad którym góruje zamek w Książu, budzi jej wspomnienia. Ciężar dzieciństwa, relacji z innymi i zawiedzionych nadziei. Do tego na horyzoncie pojawia się samozwańczy prorok, z którego mowy nie wynika nic. Sytuacja powrotu tworzy daleko więcej rozbijających wypadków, niżby bohaterka spodziewać się mogła.
Skupienie się wyłącznie na fabule tej książki byłoby niewybaczalnym błędem – w tej płaszczyźnie książka nie jest niczym innym, jak kryminałem, który można by nazwać dziennikarskim. Mamy bowiem trochę bardziej niż sprawną fizycznie pismaczkę, która poszukuje prawdy, a przy tym jest osobą po przejściach – i emocjonalnych i życiowych. Również puszczenie oka do czytelników przez zestawienie imienia  bohaterki prozy Dodgsona i anagramu nazwiska autorki (Tabor – Bator) może budzić pewną konsternację – gdzie zapuścić chce się autorka? Czy może badać głębokość świadomości literackiej czytelnika? Wielokrotnie pojawiają się w książce nawiązania do opowieści o Alicji w krainie czarów, jednak niemal zawsze bohaterka okrasza je komentarzem dotyczącym jej znieczulenia się na wszelakie nawiązania do opowieści o swojej literackiej imienniczce. Mimo tego królicza nora, kluczowa w dziewiętnastowiecznej prozie, okazuje się być daleko bardziej ważna, niż czytelnik spodziewać by się mógł. I nie ma to niemal nic wspólnego z wszechobecnym w książce mrokiem i znakomicie uformowaną atmosferą grozy zimowej szarówki.
Innym sposobem spojrzenia na książkę jest próba dostrzeżenia w niej nawiązań literackich i kulturowych. Przy takim podejściu Ciemno, prawie noc staje się intertekstualnym zbiorem klisz – nie ma tu jednej strony, która nie byłaby ukłonem w stronę jakieś tradycji artystycznej. Już samo nadanie imienia bohaterki wskazuje pewien obszar kojarzenia faktów. Najmocniej przebija się przez książkę coś, co Maria Janion nazywa paradygmatem romantycznym, czyli zbiorem funkcjonujących w kulturze motywów zakorzenionych w epoce Mickiewicza. A tych jest tu wiele. Kluczowym jest tu formuła jurodivych, czyli bożych szaleńców, którzy mają kontakt ze światem duchów. Taką była Karusia z ballady Romantyczność, taką była prawdopodobnie matka Alicji, ale i jej siostra – Ewa. Widziały one rzeczy, które nie śniły się filozofom. Ani małej Alicji. Tym bardziej dużej. Podobnie ma się sprawa z obecnością wielkiego zamczyska w Książu, które pojawia się nad Wałbrzychem. Jego opisy odwołują się do powieści gotyckich, święcących swoje triumfy w XIX wieku. Tajemnica z zamczyskiem związana, księżniczka i oprawcy – znajduje to swoją realizację w świecie książki. Odpowiednio zaadaptowane, jednak bez wybawiciela – ten nie przybywa na czas, jednak takim wybawicielem pamięci jest Alicja; przybywa ona i zawodowo, i prywatnie. Odnajdując dawno zapomniane historie rodzinne, ratuje je przed śmiercią. Odnajdując je Alicja znajduje odpowiedzi na pytania, których treść nie dawała jej spokoju przez lata.
W obszarze romantycznym książki ważne okazuje się gombrowiczowskie mówienie o świecie. Jeden z antybohaterów w książce – Jerzy Łabędź – mówi niemal Gombrowiczem; zaśpiew z Ferdydurke i mądre słuchanie mądrych słuchaczy ze Ślubu tegoż odbijają się szerokim echem w słowach samozwańczego proroka, i następcy Jana Kołka – pierwszego, pozornie, czy nie, natchnionego przez boskie moce jurodivego. Język tych bohaterów jest jednym wielkim bełkotem, który trafia w uszy ludzi starszej daty, dla których język ten wydaje się kojarzyć z bezpieczeństwem. Z drugiej strony responsy tłumu, jakie pojawiają się w książce, jako żywo przypominają drugą część Mickiewiczowskich Dziadów, w której tłum odpowiada na inwokacje Guślarza. Bowiem obaj przewodnicy wydają się być szemrani, a ich niejasna proweniencja nie budzi zaufania po dłuższej zadumie.
Autorka przetwarza również kalki znane z pop-kultury. Najważniejszymi z nich są nawiązania do Miasteczka Twin Peaks i japońskiego Kręgu. Pierwsze skojarzenie jest oczywiste, gdyż w książce pojawia się czające się gdzieś zło, które się zbliża; jego nazwanie jest dosyć ciekawe, bowiem uosobieniem zła są kotojady – faktyczna inkarnacja zła, która pojawia się w podobny sposób w opowieści amerykańskiego reżysera. Wcieleniom złego przeciwstawiają się różnego rodzaju babcie, dokarmiające koty, a których obecność nie jest do końca jasna. Konstrukt ten odwołuje się niemal jednoznacznie do koncepcji Davida Lyncha. Serwowana jest z niemniejszym animuszem. Krągi z kolei jest wywoływany przez pojawienie się nieznajomego w mrocznym sadzie. Nieznajomego w ciemnym odzieniu.
Wspomniane legendy miejskie przenikają się z legendami poszukiwaczy skarbów. Ojciec Alicji poszukiwał przez całe życie pereł księżnej Daisy, ostatniej dziedziczki na zamku Książ, a które, jak głosiła legenda, ukryte były w podziemnych korytarzach. Takie legendy rozpalają ludzkie umysły; podobnie jak miejsca opuszczone, do których należy pewien, niezwykle ważny dla historii dom. Opowieści miejskie w książce mają swoją realizację w postaciach kociar, które, niemalże identyczne, są w każdym mieście. Podobno dokarmiają koty, a co robią w rzeczywistości… kto wie?
Bator znakomicie wychwytuje języki ludzkie – wprowadza osobne idiolekty, zadaje pytanie o dziedziczenie nie tylko mowy, ale osobowości. Jej postacie są charakterystyczne i autonomiczne, jednak uwikłane w sieć powiązań znaczeniowych. Każde z bohaterów jest mocno osadzone w swojej historii; z kolei każda z ich opowieści jest związana z postacią Alicji. Bez niej nie doszłoby do zaistnienia tej historii.
Ciemno, prawie noc jest powieścią złożoną, pełną nawiązań, puszczeń oka i wkrętów. Znakomicie napisana budzi zdumienie, wywołuje zachwyt. Z kolei mnogość jej kontekstów sprawia, że jest ona czymś więcej, niż tylko kolejnym kryminałem osadzonym w realiach ziem odzyskanych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz