Fabuła
kryminałów, zazwyczaj sztampowa do granic możliwości, toczy się
w świecie, w którym zbrodnia zaburza ład. Gdy do morderstwa
dochodzi w przestrzeni naznaczonej nieustannym cieniem śmierci,
trudno tu doszukiwać się podobieństw z uważanymi za klasyczne
kryminałami skandynawskimi. W taką, nietypową, stronę rusza ze
swoją opowieścią Ignacio del Valle w książce Czas obcych
władców.
Służba
na froncie wschodnim nigdy nie była ani lekka ani przyjemna –
każdy widz pamięta, że najgorszą pogróżką w filmie wojennym
opowiadającym o losach niemieckich wojaków w czasie drugiej wojny
światowej, było wysłanie
na wschód. Jednak zobowiązania, jakie zaciągnęli frankiści u
Niemców, wiązały się z wysłaniem oddziałów wspierających
krucjatę antykominternowską. W jej ramach udział wzięły tysiące
Hiszpanów, nazywanych – od koloru swoich emblematów – błękitną
armią. Mimo strat, charakterystycznych dla działań wojennych,
dochodzi w szeregach hiszpańskich do... morderstwa. O ile śmierć w
wyniku akcji partyzanckich bądź zmasowanego ostrzału
artyleryjskiego nie była czymś, co spędzało sen z powiek, to
jednak świadomość obecności grasującego w szeregach armii
mordercy znacząco
zmienia sytuację i degraduje morale.
By temu zapobiec, sprawa jest utrzymana w tajemnicy, jednak poczta
pantoflowa skutecznie roznosi wieści o tajemniczym mordzie
popełnionym w dywizji. Rozwiązać sprawę ma człowiek, który jako
jeden z pierwszych znajduje się na miejscu zbrodni – zdegradowany
szeregowy Arturo. Jego historia rzutuje mocno na sprawę –
antagonizmy wewnątrz armii, których korzenie sięgają czasów walk
z komunizmem, wielokrotnie ujawniają swoją siłę i utrudniają
pracę śledczego. Bo takim staje się szeregowy Arturo. Ma on wszak
doświadczenie – będąc oficerem wywiadu odnalazł on skradziony w
trakcie wojny domowej cenny obraz, jednak sukces ten szybko został
okraszony skandalem związanym z kochanką starszego od niego
stopniem. Skutki romansu z ową białogłową okazały się dla niego
bolesne – został on skazany na karę śmierci, a sposobem na
wyjście z więzienia i odcięcie się od swojej przeszłości było
udanie się na wojnę. Na wschód.
Wszechogarniające
zimno i groźne pomruki artyleryjskie ze wschodu obniżają morale w
nie mniejszym stopniu niż rozłąka i strach przed śmiercią.
Żołnierze, szukając odskoczni od tego, korzystają z tutejszych
trunków, grają w nielegalną rosyjską ruletkę i, wcześniej
domówiwszy się z autochtonami, korzystają z uciech cielesnych
chędogich dziewoi wschodnich. Na większość z tych form rozrywki
dowództwo przymyka oko, zwłaszcza ze względu na powszechność
tego procesu i jego wagę dla utrzymania morale żołnierzy na
poziomie względnym. Tym ważniejszym stawało się rozwiązanie
sprawy morderstwa. Zwłaszcza w obliczu przeniknięcia szeregów
armii przez rzesze szpiegów – zarówno w osobie pojawiających się
miejscowych, jak i czerwonej zarazy
w szeregach armii sojuszniczej Osi.
Mimo
tego, iż jest to książka kryminalna, to trudno ją określić
jednoznacznie jako kryminał.
Wprawdzie jest trup (nawet trzy), jednak opowieść wielokrotnie
odchodzi od opisu działań śledczych i pochyla się nad kwestią
relacji społecznych wewnątrz armii, pokazuje stany, które
poprzedzają coś, co dzisiaj nazywane jest syndromem traumy
wojennej. Opisuje relacje, zwiększanie się poczucia klaustrofobii w
tym bezkresnym świecie, a zarazem ciągle pobrzmiewające w głowach
bohaterów echo wojny domowej, w której niemal każdy był
kimś – czy to mniej, czy
bardziej ważnym.
Del
Vallo pisząc o bohaterach znakomicie przetwarza klasyczne,
kryminalne motywy. O ile śledczy ma przeszłość, rozbite
małżeństwo i flaszkę czegoś mocniejszego czekającego na jego
powrót do domu, to tutaj mamy zdegradowanego oficera, który dzięki
swojej intuicji i intelektowi łączy w całość sprawę morderstwa.
Jak każdy Holmes ma swego Watsona, tak tutaj bohater znajduje
towarzysza swoich działań, który może intelektem mu nie
dorównuje, ale wiele spostrzeżeń okazuje się być przydatnych w
śledztwie. Również pojawiają się tu elementy mordu rytualnego,
często eksploatowanego motywu w powieściach kryminalnych; masoneria
i jej złowieszcze macki pojawiają się w kontekście śmierci
ofiar. Wisienką na torcie jest wycięte na obojczykach ofiar zdanie
dotyczące Boga-który-widzi,
a które ciekawie łączy się z dziecięcą modlitwą. Takie
połączenie motywów okazuje się być znakomitym dla opisu historii
z pogranicza prozy wojennej i kryminalnej. Poczucie ciemności i
zamknięcia, zazwyczaj tworzone za pomocą klasycznego zabiegu złej
pogody i skandynawskich białych nocy tu jest przedstawiona dzięki
zimowej aurze rosyjskich stepów. Również ciągły dysonans między
porażającą jasnością zimowego słońca a niezgłębionym mrokiem
buduje tu niespotykaną atmosferę – poczucie pozornego
bezpieczeństwa i wszechogarniający strach wzbudzany przez każdy
szelest emanuje z kart książki.
Wielką
zaletą tej prozy jest jej malowniczość – autor opisuje niemal z
sienkiewiczowską maestrią krajobrazy rosyjskich równin i lasów;
oddaje ich majestatyczne piękno i zdradliwy charakter. Del Valle,
świadomy truizmów dotyczących życia w chłodzie, umieszcza w
tekście sporo realizacji mądrości zimowych,
jednak nie są one rażące. Zauważenie przez autora takich
elementów rzeczywistości jak niechęć wobec zmian bielizny,
zamarzanie wody w łaźniach i czyhającej na każdym kroku śmierci
z powodu wychłodzenia, oddaje charakter zimowej wojny.
Ciekawym
fantazmatem powracającym w tekście jest kwestia wspomnień –
każda postać traktuje je jak coś cennego; paczki wysyłane z domu,
korespondencja i śladowe rzeczy przypominające ciepło
podzwrotnikowe są tu deską ratunku ratującą przed szaleństwem.
Również główny bohater ma taki artefakt
– jest nim pomarańcza, przechowywana i obracana w dłoniach jako
coś, co przypomina gorące słońce nad ojczyzną; niby to samo,
które świeci nad równinami rosyjskimi, ale jakże inne. I to ona
czeka na bohatera na jego szafce, ratując go przed obłędem.
Znakomitym
rozwiązaniem fabuły jest kwestia rozwiązania sprawy. Mimo tego, że
bohater w końcu dowiaduje się kim jest morderca grasujący po
dywizji, to i tak sytuacja na froncie rewiduje wszystko. Doraźność
tego rozwiązania akcji nie daje łatwych odpowiedzi, ale też
pokazuje świadomość autora – widmo zbliżającego się odwrotu i
klęski armii państw Osi nie pozwala na happy end.
Czas obcych
władców jest kryminałem
nietuzinkowym i świadomie napisanym. Pełnym znakomitych opisów i
trafnych komentarzy dotyczących sytuacji na froncie pokazuje
uwikłanie wielu wydarzeń w przeszłość. Zwłaszcza szumną,
wojenno-domową, ale też personalną. A ta, jak się okazuje, jest
najsilniejszym bodźcem do działania, bo emocje nigdy nie przegrają
z rozsądkiem.
Bardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń