Znany
pisarz kryminałów nagle zaczyna skracać swoje książki, pisać oszczędniej. Czy
to dobrze? Warto wyrobić sobie zdanie na podstawie niedawno wydanej po polsku
pozycji od Jo Nesbø zatytułowanej Więcej
krwi.
Główny
bohater tej książki, Jon, ucieka przed zemstą bossa mafii z Oslo. Nie wypełnił
właściwie powierzonego mu zlecenia, a przy tym okradł swego mocodawcę. W takiej
sytuacji pozostało mu tylko ukryć się jak najdalej. Udaje się więc na północ Norwegii
gdzie mierzy się ze sobą, lękami i problemami społeczności, w którą wchodzi.
Nie spodziewa się jednak, że Rybak, którego zdradził, będzie aż tak zdeterminowany
i będzie go szukał tak daleko od swoich zwykłych „obszarów połowu”.
Książka
ta przykuwa uwagę nie tylko fabuła – jest napisana bardzo oszczędnie i
świadomie. Trafiła też na dobrego tłumacza, dzięki czemu jest bogata w
odcienie, a wieloznaczność opisów pokazuje, że autor cydował opowieść i dążył
do osiągnięcia jak najbardziej zwięzłej opowieści. Ten esencjalizm przysłużył
się temu thrillerowi; z jednej strony jest to naprawdę dobrze napisana proza, a
z drugiej – utrzymany jest suspens i wszelkie prawidła obowiązujące dreszczowce.
Pokazuje to też pewną drogę, nie tak rzadką w literackim świecie, by wspomnieć tylko
Kunderę, charakteryzującą pisarzy dojrzałych, którzy realizują się nie w
potoczystych zdaniach i zawiłości, ale dążeniu do minimalizmu i wytrącenia z
opowieści jej esencji. Ta droga wydaje się być – póki co – bardzo dobrą.
Tej
książce ani niczego nie brakuje, ani niczego nie jest za wiele. Podoba mi się
bardzo dekonstrukcja małych społeczności i pokazanie ich jako mniej idealnych,
niż starają się one być. To zaledwie jedna z „przypraw”, jakimi doprawił tę
krótką opowieść Nesbø. Wiele jest w niej detali, jednak nie przytłaczają one,
lecz pokazują się przy okazji jak wiele dobrze operujący słowem pisarz potrafi
zdziałać przy pomocy oszczędnie dozowanych środków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz