Jo Nesbø
wielokrotnie pokazał, że za nic ma utarte ramy gatunkowe kryminału i śmiało
wychodzi poza nie. Doskonale pokazuje to po raz kolejny w Krwi na śniegu.
Sam
schemat książki jest filmowy – płatny morderca ma uśmiercić żonę zleceniodawcy,
jednak w trakcie wykonywania zlecenia coś idzie nie tak, i Olav Johanssen, bo
to jemu powierzono zadanie, zakochuje się w swojej ofierze. Plany wykonania
zadania dają w łeb, a sam bohater wplątuje się w wojnę o władzę w okolicy.
Ta
krótka książka (nieco ponad 170 stron) może zmylić czytelnika. Ba, sam
podszedłem do niej z pewną dozą sceptycyzmu. Zaskoczyła mnie niej niezwykła
oszczędność autora w tworzeniu świata i swego rodzaju „esencjalność”: nie ma w Krwi na śniegu niepotrzebnych elementów,
jednak to wciąż pełnokrwista opowieść o zbrodni. Wszechobecność śniegu i
fabularna bliskość świąt Bożego Narodzenia nadają tej książce niepowtarzalnego
(i nieco onirycznego) klimatu. Do tego pomysłowość autora w operowaniu kalkami
fabularnymi może budzić podziw – czytelnik znajdzie tu bardzo wiele elementów
znanych czy to z ekranu, czy z kart innych opowieści o zbrodni. Nesbø miesza
różne odcienie kryminału z thrillerem, co pokazuje jeszcze wyraźniej, jak
sprawnie i świadomie porusza się on w obrębie gatunku.
Takiej
atmosfery dawno nie spotkałem w tak krótkiej pozycji, co niewątpliwie przemawia
na jej korzyść. I to właśnie dla niej – przede wszystkim, lecz nie tylko –
warto sięgnąć po niedawno wydaną pozycję Jo Nesbø.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz