Jak
wyglądać mogła mazowiecka wieś w okolicach Pruszkowa podczas
drugiej wojny? Zapewne dosyć ciekawe – pisał po tym obszernie
Aleksander Kaczorowski w Balladzie o kapciach.
To właśnie w tej książce
można dopatrywać się początku fabuły Ludzkiej rzeczy
Pawła Pororoczyna, powieści
dygresyjnej, zanurzającej czytelnika brutalnie w dyskurs
historii lokalnej, nie mniej ciekawej od tej globalnej.
Narracja książki zmusza czytelnika do
wytrzymania ataku polifonicznych głosów przybliżających kolejnych
bohaterów. Ta pozorna chaotyczność wprowadza czytelnika w
zamknięty krąg świata podpruszkowskiej wsi z przełomu
międzywojnia i okupacji niemieckiej; zasadność tego natłoku
klaruje się dopiero po kilkudziesięciu stronach, a obraz, jaki
wtedy się wyłania, pozwala zrozumieć dalszy rozwój... intrygi? To
określenie, charakterystyczne dla kryminałów i romansów
dworskich, dosyć dobrze oddaje to, wokół czego Potoroczyn snuje
swoją opowieść. Chodzi mianowicie o zamiłowanie miejscowego
dziedzica, oryginała o niejasnych dla miejscowych, japońskich
korzeniach, do wieśniaczki o imieniu Wanda. Wszelkie starania
podejmowane przez dziedzica dążą do pozbycia się partnera
niemłodej już niewiasty – Smyczka. Dzięki swoim koneksjom wysyła
go do wojska w kilkanaście miesięcy przed kampanią wrześniową, a
w tak zwanym międzyczasie – naciera na obiekt swych westchnień
przy pomocy zacnych trunków, licząc, że miła mu, pod wpływem,
odda się w jego wolę; bezskutecznie. Wreszcie, samodzielnie,
nastaje (dosyć skutecznie) na życie nieświadomego konkurenta. Nie
bierze jednak pod uwagę faktu dosyć oczywistego – Wanda może i
rzeczywiście go nie chce. A w to wszystko wplątana zostaje opozycja
zbrojna, rozgrywki lojalnościowe wobec Armii Krajowej i Ludowej oraz
potrzeba wykazania się w działalności konspiracyjnej. Powoduje to
wiele komicznych sytuacji, będących źródłem anegdot powtarzanych
długo po wojnie.
Mimo
swej jasnej fabuły,
książka ta jest zbiorem głosów. Jest
tu przede wszystkim głos
narratora: prześmiewczy, dosadny, skłonny do przesady. Poza nim
każdy z bohaterów, niemal jak u Dostojewskiego, ma swój własny
charakter. Inaczej prezentuje się
niemający nic do stracenia Żyd-saper, który z dziwnym wyczuciem
manewruje po polach miniowych i zbiera materiały wybuchowe dla
swojego oddziału partyzanckiego; innym głosem posługuje się
wiecznie pokrzywdzony proboszcz miejscowej parafii, skądinąd
również konspirator. Inaczej wreszcie mówi
Wanda, przeżywająca rozterki wewnętrzne kobieta, która dokonała
za pomocą poduszki eutanazji męża porażonego wylewem i została
potępiona w konfesjonale. Te wewnętrzne narracje lepiej tłumaczą
działania bohaterów, ale też autonomizują ich w oczach odbiorcy;
pozwalają zrozumieć motywację działań, jednak nie stają się
zarzewiem moralizatorstwa.
Ciekawym
wydaje się pobrzmiewanie w tle tej książki Reymontowskich Chłopów,
zachowanie rytmu natury
połączonego z historią. Klasyczne rozbicie władzy między pana,
wójta i plebana, gdzie to
element władzy świeckiej nie ma szczególnych aspiracji do
posiadania Żelaznego Krzyża, a chce jedynie, w miarę spokojnie,
przeżyć okupację, okupując jak najoszczędniej. Każdy z tych
trzech trzymających
władzę odnosi się do siebie z szacunkiem, jednak nie wszystko
kończy się dobrze.
Potoroczyn
momentami puszcza oko w kierunku fantazmatycznego przedstawienia
anty-Holocaustu, w którym to Żyd staje się niemal romantycznym
jurodivym, a jego
szaleństwo chroni go przed wybuchami min. Mści się on za wysłanie
do Oświęcimia księdza po pogrzebie Smyczka,
niemile widzianego przez niemieckie władze partyzanta. Przygotowuje
wojskowemu namiestnikowi iście wybuchowe powitanie po powrocie;
powitanie przygotowane przy użyciu... zdobycznych min. Scena godna
Tarantino.
Wielogłosowość
i brutalna ironia – te cechy sprawiają, że książka Potoroczyna
jest iście ludzka, a
zarazem niezwykle zabawna. Tyrady bohaterów rozśmieszają, język
pozostaje plastyczny. Początkowe przytłoczenie nadmiarem głosów
szybko ustępuje miejsca ogromnej radości z lektury sensu stricto.
Dużej radości. Z pewnością
jest to książka dobra, jednak docenią ją najbardziej miłośnicy
dosyć oryginalnego poczucia humoru. Wisielczego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz