Podchodzenie
z należytym szacunkiem w przypadku pisania o znakomitym prozaiku
jest zarazem postawą właściwą, jak i nieodpowiednią. Doceniać
i szanować dorobek należy, jednak czołobitność nie zawsze jest
zalecana – przecież wielu pisarzom zdarzały się wpadki,
po których ich renoma pikowała w dół. Nowa
proza Wiesława Myśliwskiego powstawała,
jak sam mówił, od zera; bez rozpamiętywania sukcesów i napisanych
książek. Takie deklarowane „oderwanie się” jest widoczne w
samej strukturze powieści. Laureat literackiej Nike wprowadza
czytelnika w świat przeszłości swojego bohatera –
człowieka trochę
anonimowego i
odczłowieczonego, a
zarazem coraz bardziej ludzkiego. Wszystko
obraca się wokół dwóch osi – notatnika
adresowego i postaci
Marii.
Przyczynkiem
do zawiązania się fabuły jest notatnik z kontaktami; główny
bohater, którego imienia nie
dane jest czytelnikom poznać,
opisuje istotę tego
przedmiotu – opasłego, niemożliwego do opanowania żywiołu
przeszłości. W dosyć
oczywisty sposób symbolizuje on dzieje
minione bohatera – jest wstydliwym artefaktem, który zarazem
konstytuuje podmiotowość; jego
zawartość nie chce się poddać ukryciu, wizytówki i kartki
rozpychają jego okładki, a poddają się jedynie grubej gumowej
opasce zabezpieczającej przed eksplozją.
Powracając
wciąż do swojego notatnika, bohater Myśliwskiego rozpamiętuje
wydarzenia z przeszłości.
Teleportem do wspomnień są nazwiska i adresy – niektóre po
trosze zapomniane, inne przepisane automatycznie z notatnika matki;
część z nich jest zapomniana, a wiele z nich odsyła do wydarzeń
mocno utkwionych w pamięci narratora.
Ten
notatnik jest dowodem relacji
w których kształtuje się osobowość. Myśliwski
nie sięga po auto-opisy
bohatera – pozostawia to postaciom żyjącym w świecie książki.
To w opowieściach innych
kształtuje się postać
narratora (Ostatnie rozdanie jest
bowiem powieścią z narracją pierwszosobową). Ta
relacyjność stanowi jeden z głównych filarów opowieści –
wątki, które czytelnik przeczuwa w toku lektury, są w dużej
mierze potwierdzane w rozmyślaniach bohatera. Jednak fakt
poprzedzenia tego, niejako zapośredniczenia, nadaje tej narracji
niepowtarzalny smak.
Anonimowość
głównej postaci jest skonstruowana w niezwykle ciekawy sposób –
bohater posiada nazwisko (czyli na-zwanie),
jednak jest to konstrukcja
dla niego obca, nie oddaje jego istoty; w
książce ani razu nie pada
jego prawdziwe imię.
Przez ten sprytny zabieg do czytelnika trafia komunikat: mimo
pozorów nie znasz tego człowieka,
nie znasz jego imienia, a jedynie przydomek.
Bo od przydomków początek swój wzięło wiele nazwisk. Imię
jest tu związane z tradycją judaistyczną – znając je można
rzec, że zna się człowieka; w opowieści pada wprawdzie imię
łączone z jego nazwiskiem, lecz prowadząc po wspomnieniach
narrator natychmiast zastrzega, że nie jest to jego imię. Poznaje
bohatera przez pryzmat jego relacji, lecz nie ma dostępu do jego
istoty.
Przewracając strony notatnika (po
ostrożnym odwiedzeniu zabezpieczającej go obręczy) przywołuje
kolejne wspomnienia; przychodzą one naturalnie i natychmiastowo –
czytelnik może niejednokrotnie nie zauważyć zmiany, jaka dokonuje
się w przestrzeni opowieści; przejścia dokonują się niezwykle
płynnie. Rzadko któremu pisarzowi udaje się tak upoić czytelnika
słowami by ten nie spostrzegł zabiegów kierujących opowieścią.
Tu – jest to niemal powszechne.
Wspomniana podmiotowość bohatera jest
skutecznie zaburzana przez niego samego – jego wykorzenienie, obawa
przed stabilizacją i ciągłe widmo wypalenia (miejscem, ludźmi,
pracą) zmuszają do formy ciekawego nomadyzmu. Narrator/bohater jest
rzucany przez los i siebie samego po różnych miejscach w kraju,
który wydaje się być Polską. Jedynymi pewnikami są dla niego
notes, dom rodzinny i wspomniana Maria, chociaż dwa ostatnie
elementy nie są w stu procentach stabilne. Do domu rodzinnego, a
raczej – do domu matki – wraca we wspomnieniach i nierzadko
fizycznie. Zawodzą go tam sny i pogranicza magii oraz jawy.
Myśliwski niezwykle sprawnie wprowadza elementy realizmu magicznego
charakterystyczne dla Nagiego sadu – łączy ich obecność
z naturą lub powrotem do niej. Pojawia się to wyraźnie we
wszystkich opisanych scenach jego na poły fizycznego powrotu do domu
na wsi. Spotyka tam matkę i szewca (namiętnego pokerzystę).
Wszyscy oni są widmami i są świadomi swojej metafizyczności;
podobnie bohater – wie o ich śmierci, jednak daje się omamiać by
poczuć się bezpieczniej. Wspomniany powrót do natury wiąże się
z powrotem do miejsca swoich narodzin, check-pointem, w którym
domyka się pewien cykl. Zarazem każdy z tych powrotów jest
domknięciem ważnej historii wiążącej się z życiem głównej
postaci – rozliczeniem z matką i ostatnią partią pokera. Nawet
ostatnie spotkanie z krawcem nie daje czytelnikowi pewności co do
tego, że ta postać żyje.
Wszystko niemal co dzieje się w książce,
związane jest z wojną; ojciec bohatera jej nie przeżył –
pozostały mu po nim jedynie przebąknięcia matki i jedna, którka
opowieść krawca, który pamiętał go jako postawnego mężczyznę.
Raz tylko matce bohatera wyrywa się krótka opowieść o mężu,
jednak jest szybko urwana. Miniony konflikt pojawia się też w
historiach ludzi, których spotkał, jak chociażby kierownika
budowy, który okazuje się być byłym więźniem obozu
koncentracyjnego. Wszystko to konstruuje głównego bohatera w oczach
czytelnika – rozszerza jego charakterystykę o przeszłość,
oddziałuje na przyszłość.
Historia związana z Marią jest jedyną
będącą opisaną chronologicznie; o ile pozostałe opowieści są
skonstruowane na zasadzie wyłaniania się faktów bez zachowania
kolejności czasowej, to korespondencyjna komunikacja z ową kobietą
staje się prawdopodobnie powodem konsekwentnego strumienia
uporządkowanej narracji. Bohater krąży wokół jej postaci bez
możliwości dotknięcia jej; staje się ona fantazmatem, zakazanym
owocem. Nie ma tu jednak miejsca na werterowskie umiłowanie
cierpienia, lecz
świadome wycofanie z relacji, w którą zaangażowanie się mogłoby
spowodować nieodwracalną stratę. Z
resztą sama korespondencja jest niejasna – listy przychodzą
nierzadko bez adresu zwrotnego; czy jest to zatem nonszalancja, obawa
przed ujawnieniem się kogoś ważnego? Może jednak Maria, co też
nie jest wykluczone, komunikuje się z nim w ten oryginalny sposób...
zza grobu? Tego wykluczyć
nie wolno.
Nie
bez znaczenia jest tytuł powieści. Wszak gra w karty zawsze
związana była z postacią szewca, który do pracy się nie palił,
lecz do pokera – zawsze. W książce widać filozofię wykładaną
przez rzemieślników – krawiec opowiada o świecie przy pomocy
ściegów, szewc – o ludziach na podstawie sposobu chodzenia
odbijającego się na podeszwach. Gra
w karty również doczekuje się komentarza; zachowawczość,
ryzykanctwo i pokerowa twarz świadczą o człowieku nie mniej niż
jego buty i płaszcz. Mimo
pozornej błahości te rozważania nie trącają banałem; są
ciekawe i przekonujące, a zarazem nie są formą sprzedaży
jakiegoś sposobu na
życie. A karta – jak
los – może się odwrócić.
Pisząc
o łagodnym przechodzeniu Wiesława Myśliwskiego z jednej narracji
do drugiej nie sugeruję wielkiego, płynnego natchnienia. Ostatnie
rozdanie jest książką
o dogłębnie przemyślanej strukturze; nie ma w niej niepotrzebnych
elementów, wszystko jest znaczące.
Nie ma zbędnych ozdobników ani puszenia się. Książka ta jest
napisana piękną polszczyzną, z zachowaniem tradycji późnej prozy
chłopskiej (którą to zwiastował Nagi
sad) – łączenie
natury i realizmu magicznego; opowieści z pogranicza rzeczywistości
i metafizyki. Nie każde
zdanie to sentencja – takie podejście do tej książki
zrównywałoby ją z powieściami quasi-psychologicznymi, które
„mataczą” (jak to pięknie określiła Dorota
Masłowska); za to cała
książka, jako skończony i, wbrew nazwie ostatniego rozdziału,
domknięty konstrukt jest
majstersztykiem, pokazem kunsztu prozatorskiego. Mimo
wielu nowoczesnych
zabiegów narracyjnych
Ostatnie rozdanie
jest znakomitą prozą w starym stylu – bez eksperymentów i
szaleństw; uwodzi czytelnika, pozwala na przeżywanie czystej
rozkoszy lektury, obcowanie z historią złożoną, a zarazem
przejrzystą. Rzadko zdarza się, że książka w warstwie
narracyjnej i kontekstowej jest niesamowicie spójna, a zarazem nie
jest jedynie piękną wydmuszką. Jako
czytelnik – czekałem na tę prozę z utęsknieniem. Jako filolog –
chylę czoła. Ostatnie
rozdanie jest prozą
znakomitą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz