poniedziałek, 7 października 2013

Paweł Potoroczyn - Ludzka rzecz

Jak wyglądać mogła mazowiecka wieś w okolicach Pruszkowa podczas drugiej wojny? Zapewne dosyć ciekawe – pisał po tym obszernie Aleksander Kaczorowski w Balladzie o kapciach. To właśnie w tej książce można dopatrywać się początku fabuły Ludzkiej rzeczy Pawła Pororoczyna, powieści dygresyjnej, zanurzającej czytelnika brutalnie w dyskurs historii lokalnej, nie mniej ciekawej od tej globalnej.
Narracja książki zmusza czytelnika do wytrzymania ataku polifonicznych głosów przybliżających kolejnych bohaterów. Ta pozorna chaotyczność wprowadza czytelnika w zamknięty krąg świata podpruszkowskiej wsi z przełomu międzywojnia i okupacji niemieckiej; zasadność tego natłoku klaruje się dopiero po kilkudziesięciu stronach, a obraz, jaki wtedy się wyłania, pozwala zrozumieć dalszy rozwój... intrygi? To określenie, charakterystyczne dla kryminałów i romansów dworskich, dosyć dobrze oddaje to, wokół czego Potoroczyn snuje swoją opowieść. Chodzi mianowicie o zamiłowanie miejscowego dziedzica, oryginała o niejasnych dla miejscowych, japońskich korzeniach, do wieśniaczki o imieniu Wanda. Wszelkie starania podejmowane przez dziedzica dążą do pozbycia się partnera niemłodej już niewiasty – Smyczka. Dzięki swoim koneksjom wysyła go do wojska w kilkanaście miesięcy przed kampanią wrześniową, a w tak zwanym międzyczasie – naciera na obiekt swych westchnień przy pomocy zacnych trunków, licząc, że miła mu, pod wpływem, odda się w jego wolę; bezskutecznie. Wreszcie, samodzielnie, nastaje (dosyć skutecznie) na życie nieświadomego konkurenta. Nie bierze jednak pod uwagę faktu dosyć oczywistego – Wanda może i rzeczywiście go nie chce. A w to wszystko wplątana zostaje opozycja zbrojna, rozgrywki lojalnościowe wobec Armii Krajowej i Ludowej oraz potrzeba wykazania się w działalności konspiracyjnej. Powoduje to wiele komicznych sytuacji, będących źródłem anegdot powtarzanych długo po wojnie.
Mimo swej jasnej fabuły, książka ta jest zbiorem głosów. Jest tu przede wszystkim głos narratora: prześmiewczy, dosadny, skłonny do przesady. Poza nim każdy z bohaterów, niemal jak u Dostojewskiego, ma swój własny charakter. Inaczej prezentuje się niemający nic do stracenia Żyd-saper, który z dziwnym wyczuciem manewruje po polach miniowych i zbiera materiały wybuchowe dla swojego oddziału partyzanckiego; innym głosem posługuje się wiecznie pokrzywdzony proboszcz miejscowej parafii, skądinąd również konspirator. Inaczej wreszcie mówi Wanda, przeżywająca rozterki wewnętrzne kobieta, która dokonała za pomocą poduszki eutanazji męża porażonego wylewem i została potępiona w konfesjonale. Te wewnętrzne narracje lepiej tłumaczą działania bohaterów, ale też autonomizują ich w oczach odbiorcy; pozwalają zrozumieć motywację działań, jednak nie stają się zarzewiem moralizatorstwa.
Ciekawym wydaje się pobrzmiewanie w tle tej książki Reymontowskich Chłopów, zachowanie rytmu natury połączonego z historią. Klasyczne rozbicie władzy między pana, wójta i plebana, gdzie to element władzy świeckiej nie ma szczególnych aspiracji do posiadania Żelaznego Krzyża, a chce jedynie, w miarę spokojnie, przeżyć okupację, okupując jak najoszczędniej. Każdy z tych trzech trzymających władzę odnosi się do siebie z szacunkiem, jednak nie wszystko kończy się dobrze.
Potoroczyn momentami puszcza oko w kierunku fantazmatycznego przedstawienia anty-Holocaustu, w którym to Żyd staje się niemal romantycznym jurodivym, a jego szaleństwo chroni go przed wybuchami min. Mści się on za wysłanie do Oświęcimia księdza po pogrzebie Smyczka, niemile widzianego przez niemieckie władze partyzanta. Przygotowuje wojskowemu namiestnikowi iście wybuchowe powitanie po powrocie; powitanie przygotowane przy użyciu... zdobycznych min. Scena godna Tarantino.
Wielogłosowość i brutalna ironia – te cechy sprawiają, że książka Potoroczyna jest iście ludzka, a zarazem niezwykle zabawna. Tyrady bohaterów rozśmieszają, język pozostaje plastyczny. Początkowe przytłoczenie nadmiarem głosów szybko ustępuje miejsca ogromnej radości z lektury sensu stricto. Dużej radości. Z pewnością jest to książka dobra, jednak docenią ją najbardziej miłośnicy dosyć oryginalnego poczucia humoru. Wisielczego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz