Jakiś czas temu mówiono sporo o tym, że
audiobooki wyprą książkę papierową. Jak widać, nie wyszło. Co nie zmienia
faktu, że te „książki” dalej spotkasz w ofercie większości wydawnictw.
Nawet Legimi udostępnia całkiem fajny zbiór
(ale o tym zaraz), co jest bardzo spoko. W końcu płacę co miesiąc
abonament, to co mi szkodzi. Tylko pozostaje trudne pytanie: po co komu?
I drugie: komu?
Chciałbym
powiedzieć trzy rzeczy: słucham audiobooki, lubię je i… dobra, zapełniam nimi
czas, kiedy nie mogę czytać, a chciałbym. To wszystko łączy się w ostatnim
punkcie mojego „czytelniczego credo”:
czytam, kiedy nie mogę czytać. Ostatnio zauważyłem, że często robię coś
manualnie, a słuchanie muzyki jakoś niekoniecznie mnie kręci. Podobnie jak
oglądanie seriali na Netflixie. Więc co by robić, żeby nie marnować czasu „umysłowo”,
chociaż – na przykład – skręcam szafki. Albo rąbię drewno. No i padło na
audiobooki.
Temat
znałem wcześniej, ale jakoś nie wracałem do niego regularnie. Rok temu miałem
do przejechania jednego dnia dobrze ponad 700 kilometrów, a do tego
jechałem sam. No ile można słuchać muzyki? Pewnie dużo, ale bez przesady. Radia
nie słucham, bo zgubiłem dwa lata temu antenę gdzieś pod Łomżą. Tamtego
burzliwego dnia miałem jechać sam, więc wygrzebałem audiobooka Czarodziejskiej góry Tomasza Manna,
wrzuciłem na pendrive’a, wpiąłem w zaawansowany system audio mojego
nastoletniego auta i… poszło. I chyba
wtedy zrozumiałem, o co chodzi z tymi audiobookami. Pozwalają czytać
wtedy, kiedy nie mogę czytać. A ta opcja mi, jako hm… czytelnikowi, bardzo
się spodobała.
W miarę
szybko zorientowałem się, że słuchanie książek to niegłupi pomysł. Mogłem sobie
posłuchiwać jadąc rowerem z pracy (wtedy – 25 kilometrów, teraz na
szczęście mniej), prowadząc samochód, malując mieszkanie lub spacerując. Innymi
słowy wtedy, kiedy nie mogę mieć przed nosem ani czytnika, ani książki papierowej.
Ostatnio idąc na spacer z synem w chuście ukrywam skrzętnie kabel od
słuchawek (mały uwielbia kabelki) i zasuwam słuchając audiobooka. Czasem
dwie godziny. Przeczytane? Przeczytane. Przewietrzone? Po praskim Skaryszaku
nawet dwa razy. I to jest to clou.
Życie
ułatwiło mi mocno wspomniane Legimi, które ma tę swoją „super funkcję ze
znaczkiem ®”, czyli czytanie w chmurze (er). Poza e-bookami (które czytam
nagminnie; nie pamiętam, kiedy czytałem ostatnią książkę w papierze
i to nie tylko kwestia tego, że czytnik waży mniej niż książka) są też
audiobooki. I tu zaczynają się jaja, bo generalnie wśród audiobooków nie
znajdziesz za wiele literatury pięknej. Wiesz, takiej pięknej-pięknej. Dominują
kryminały i pokrewne gatunki. Co ma swoje zalety.
Początkowo
się wkurzyłem, że nie ma nic fajnego. Ale jakoś w międzyczasie obejrzałem Jacka Reachera z Tomem C.
(obsadzenie go w roli wielkiego chłopa pominę), więc stwierdziłem, że
spróbuję którejś z powieści Lee Childa. I poszło. Przesłuchałem chyba
wszystkie audiobooki z oferty Legimi (i się wkurzyłem, bo KTOŚ ZDJĄŁ AUDIOBOOKI
TEGO AUTORA z katalogu; i niech ktoś naprawi w końcu aplikację
na telefon, bo mnie czasem szlag z nią trafia. W sumie nie tylko mnie),
potem był Stephen King i Katarzyna Puzyńska. Teraz wracam do Johna
Grishama, którego uwielbiałem w liceum (i jeszcze wcześniej). Ogółem –
przesłuchałem trochę rzeczy. I zaczynam powoli rozumieć, dlaczego takie
książki są czytane: są po prostu mało angażujące. Audiobooki można „czytać” bez skupiania się na języku, a jedynie
śledzić rozwój akcji. Jestem słuchowcem, więc jakby nie patrzeć, jest mi
trochę łatwiej.
Na
dobrą sprawę taka noteczka powstała z jednego powodu: żeby zachęcić. Zatrzymałeś
się na stacji benzynowej po płynny napój dla silnika, kawę lub sikundę, a chcesz
sobie umilić czas w dalszej podróży? Kup audiobooka. Są ich całe stojaki. To
niegłupia opcja na drogę i nie tylko. Zobaczysz, czas minie przyjemniej.
No chyba, że trafisz na gniota, co też się (niestety) zdarza. Nie chodzi tu
wcale o „manię produktywności”. Po prostu – o produktywne zapełnianie
czasu pozornie bezproduktywnego umysłowo. U mnie to działa. Może u Ciebie też
zaskoczy :).
Kiedy robiłam samotnie dłuższe trasy autem, też sięgnęłam po audiobooki - dostępne za darmo z Wolnych Lektur - w ten sposób zakochałam się w Balzaku. Teraz nie bardzo mam kiedy, a droga do pracy za krótka, żeby opłacało się odpalać :/
OdpowiedzUsuń