Zabierając się kilka miesięcy temu do tej książki, nie spodziewałem się, że zaskoczy mnie ona tak pozytywnie. Naprawdę. Marka Orbitowskiego jest mi znana i wiem, że rzadko spod jego pióra (lub – klawiatury) wychodzą rzeczy literacko przeciętne. Zakładałem jednocześnie, że Inna dusza będzie tekstem nieco „innym” w moim znaniu tego pisarza. I nie myliłem się.
Otrzymujemy
prozę inicjacyjną, której inicjacyjność jest wieloraka. Bohaterowie to grupa przyjaciół
w wieku nastoletnim, prawie już dorosłym, którzy wciąż są nieco dziecinni. Mamy
kraj, który przeżywa swoje pierwsze lata w rzeczywistości wolnorynkowej, wraz
ze wszystkimi obciążeniami i bolączkami. Mamy też zbrodnię, która jest
początkiem dla wielu i końcem dla jednego. I też inicjacje trzeźwości ojca
głównego bohatera, które przeplatają się z powrotami doczesnej codzienności
uczuć i aromatów.
Orbitowski
oddaje w piękny sposób obraz (nie)miasta transformacji – Bydgoszczy – które równie
dobrze mogłoby być jakimkolwiek innym miejscem, w którym „Hitler i Stalin
zrobili co swoje, a kapitalizm też dowalił do pieca”. Miasto to w Innej duszy jest miejscem, w którym
spotyka się melancholia z nadzieją, jednak w proporcjach nie dających
szczególnych nadziei na zmianę na lepsze. W takiej scenerii możemy obserwować
wspomniane inicjacje, lecz – przede wszystkim – znakomitą prozę, której ramy
zostały oparte na faktach.
U
progu wspomnianej „inicjacji” poznajemy bohaterów – nastoletnich, wciąż
niepewnych tego, kim są i kim zostaną. Mimo że każdy z nich ma jakieś
wyobrażenie siebie, to wiedzą oni, że są to tylko wyobrażenia, ponieważ
rzeczywistość ma je dopiero zrewidować. Chociaż wspomniana zbrodnia staje się
elementem, który powinien być wstrząsem, to Orbitowskiemu udaje się znieczulić
czytelnika stopniowym wprowadzaniem różnorakich okropności – od brutalnego
zabijania ślepych kociąt po wykańczające psychicznie życie w rodzinie z
alkoholikiem.
Dynamiki
dodaje też narracja, w gruncie rzeczy pierwszoosobowa, jednak sprawne używanie
czasów opowieści pozwala na lepsze operowanie fabularnym „cieniem” i
odkrywaniem nowych (oraz kluczowych)
faktów w odpowiednich momentach. To bardzo rzadka sztuka. Zwłaszcza, że
Orbitowski swojego narratora sadowi dosyć głęboko w samej opowieści i pokazuje
dzięki temu jego „stopnie wrażliwości na rzeczywistość”. Jest emocjonalny w
stosunku do rodziców, względnie neutralny wobec kolegów, obojętny wobec
rzeczywistości go otaczającej (czego wyraz daje chociażby w scenach
poprzedzających wizytę papieską i opisywaniu samego miasta w kilka dni przed
nią). Przeziera przez to stopniowanie wrażliwość trudna do podrobienia
fabularnie – wielu pisarzom taka subtelność umyka na rzecz eksponowania
fabularnej „mocy”, a to w niej właśnie kryje się największa zaleta tej książki.
Jest nią piękna naiwność. Jednak, co nie mniej ważne, naiwność zapamiętana,
rozłożona na łopatki i rozpracowana „od dołu” przez samego narratora. Czytelnik
dosyć szybko może zorientować się, że nie jest to książka, która będzie się
działa wyłącznie „tu i teraz”, ale że będzie gdzieś jej domknięcie. Takowe jest
i dodaje tej prozie ciekawego wymiaru estetycznego.
Wokół
książki pojawiło się też kilka kontrowersji związanych z jej bazowaniem na
głośnych lokalnie, a nagłośnionych w okolicy premiery książki, morderstwach w
Bydgoszczy, które miały miejsce w 1997 roku. Niektórym może się nie spodobać instrumentalne
użycie tych zbrodni, jednak dzięki temu Orbitowskiemu udaje się przedstawić
literacko „Lynchowską” kategorię „zła”: zła potężnego, niespodziewanego i
porażającego. Zła oderwanego od kategorii socjalizacji, będącego czystym w
swojej nieczystej formie. To nawiązanie do Miasteczka
Twin Peaks jest bardzo wyraźne, z tą jednak różnicą, że literacki
pierwowzór Sary Palmer naprawdę kiedyś żył. Pisarz nie szczędzi naturalizmu w
całej książce, przez co literacko opisane zbrodnie wstrząsają, ale są zarazem
przyczynkiem do obserwacji reakcji ludzi dotkniętych przez zło. I, jak już
wspomniałem, zderzają jednorazowy akt z rozciągłymi w czasie torturami.
Najlepiej widać to na przykładzie bohatera-narratora, który dostrzega „błysk” w
oczach przyjaciela i w jednej chwili rozumie, że to on jest mordercą. I wie, że
od tej pory staje się współwinnym każdej następnej przewiny przyjaciela, jednak
nie potrafi przeciwstawić się kumpelskiej lojalności.
Inna dusza jest
książką wielowymiarową i świetnie napisaną. Jej autorowi nie można odmówić
świetnego warsztatu i wprawnego pióra, ale i sporego wyczucia. Potrafi on
manipulować uwagą czytelników i ich wrażliwością, jednak nie chce odwracać ich
uwagi od niedoróbek, lecz przeciwstawiać czytelników samym sobie. Zostawia ich
z dużą ilością pytań o wartość ocen moralnych i miejsce zbrodni w nowoczesnym
świecie. Ale – przede wszystkim – zostawia ich z poczuciem dobrej przeczytania prozy.
To uczucie zawsze jest dobre, niezależnie od tego, czy książka „zgrzytała
między zębami” czy została wchłonięta jednym tchem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz