Opowieści o przeszłości zawsze wiążą się z powrotem do
zapomnianego. Co jednak gdy wiąże się to z odkrywaniem swoich autentycznych
korzeni? Takie dochodzenie do swojej
tożsamości prezentuje książka Amon.
Mój dziadek by mnie zastrzelił Nikoli Sellmair i Jennifer Teege.
Podstawą tej książki jest szok poznawczy, jaki
przeżyła Jennifer Teege trafiając przypadkiem na informacje, które poddawały
pod wątpliwość jej tożsamość. Dowiaduje się, że jej babcia była partnerką Amona
Gotha, komendanta obozu w Płaszowie, a jej matka – córką zbrodniarza. Teege
zaczyna odkrywać nieznane informacje dotyczące swojej rodziny; można nawet
stwierdzić, że tworzy dzięki nim na nowo swoją tożsamość.
Historia przedstawiona w książce zdaje się być
zawieszona na dwóch osiach: bohaterka-tożsamość oraz bohaterka-narracja
historyczna. Obie są bolesne i obie są odkupione trudem dotarcia do wspólnej
cząstki, którą jest postać Amona Gotha. Pojawienie się jego postaci składa w
całość historię jej rodziny, uzupełnia jej fragmenty i pozwala lepiej zrozumieć
miejsce, w którym jest teraz.
Amon jest książką, która pokazuje przecięcie się nurtów prozy
psychologicznej, rodzinnej i historycznej; wymyka się jednak każdemu z nich i
zbliża się do literatury rozliczeniowej. Co ciekawe – nie jest to rozliczenie
jednoznaczne. Bohaterka widzi przeszłość jako sieć zależności, które są trudne
do zrozumienia, przez co ocenianie ich z perspektywy bieżącej byłoby wyraźnym
wypaczeniem.
Dialogiczność, jaka rodzi się na osi
Teege-Sellmair przywodzi na myśl książkę Córkichrzestne Julli Albrecht i Corinny Ponto, jednak tu jedna ze stron
zachowuje pewien dystans wobec opowieści. Zachowanie takiego, opowieściowego, neutralnego gruntu zdaje
się zachęcać wnuczkę Gotha do większej otwartości, ale jest zarazem cenzurą,
która każe bardziej ważyć opinie. Najciekawszą, moim zdaniem, częścią na poły
autobiograficznej książki Jennifer Teege jest jej relacja z podróży (a może –
wycieczki) do obozu w Płaszowie. Udaje się ona tam wraz z grupą młodych
Izraelczyków, a przy tym opisuje słodko-gorzką teatralność tej wyprawy – niemal
wyreżyserowane wzruszenia oraz fasadowość emocji. Dostrzega zderzenie młodości
z historią, które dokonuje się nieco zbyt szybko i w zbyt intensywnie. Ciekawie
pobrzmiewa to w kontekście ustępów z AgentaGretkowskiej, które, o dziwo, sprawiają wrażenie podobnie krytycznych.
Ta częściowo autobiograficzna proza jest niejednoznaczna
i trudna – jej ciężar emocjonalny jest duży, a uwikłanie go w opowieść o jednym
z najciemniejszych okresów w historii ludzkości nie pozostaje bez wpływu na
samą autorkę-bohaterkę, jak i jej opowieść. Amon
jest książką ważną i nie można obok niej przejść obojętnie. O to też zadbał
wydawca umieszczając zdjęcie Teege na okładce – pięknej, pogodnie uśmiechniętej
dziewczyny, która wzbudza sympatię, a której korzenie nie są jednoznaczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz