Styl
polskich mężczyzn pozostawia wiele do życzenia. Dowcipy o tym jak
poznać Polaka na wakacjach stają się tego najlepszym dowodem. Mimo
tego w księgarniach pojawiła się ciekawa książka dwóch panów –
wpływowego blogera i autora książki traktującej w dużej mierze o
trendach międzywojennej Warszawy. Mowa tu o Przemysławie Bociądze i
Szczepanie Twardochu. Ci dwaj, zacnie ubrani jegomoście,
jednogłośnie obrażają swoich czytelników, wytykają im brak
gustu i miernotę intelektualną (a z pewnością – stylową).
Jednak robią to z zacięciem, jakiego nie powstydziłby się żaden
z polskich literackich i publicystycznych ironistów.
Sztuka
życia dla mężczyzn, czyli
poradnik opisujący świat w sposób idealny. Jeśli czytelnik (płci
męskiej) ceni dżinsy, podkoszulki, plecaki i wygodne obuwie
sportowo-codzienne powinien uzbroić się w cierpliwość lub też
nie kupować tej książki. Chyba że ma do siebie dystans, który
pozwoli mu przebrnąć przez zmasowane ataki dwusiecznego ostrza
ironii autorów. To z kolei kierowane jest w stronę codzienności
(jak ubrać się do pracy, aby nie wyglądać jak obwieś),
wieczorowej elegancji (to, w czym wygląda
się dobrze według babci lub
mamy zazwyczaj nie jest dla mężczyzn dobre) czy też
kolacyjno-śniadaniowych wojaży z przedstawicielkami płci pięknej.
Autorzy podtykają często pod nos czytelnika cenne rady dotyczące
wyglądu i „noszenia się” (co nie jest, jak się okazuje,
jednoznaczne). Dla chcącego wyrwać się z dotychczasowych nawyków
golfowo-sztruksowo-adidasowych – jak znalazł.
Co
ciekawe jeden z autorów, Szczepan Twardoch, słynący z nieco
ironicznego podejścia do literackiego życia swoich bohaterów, sam
niedawno przeszedł metamorfozę; stał się dobrze ubranym mężczyzną
który zostawił w szafie ubrania, które nie przystoją takowemu.
Taka teza, podparta badaniami internetu, tłumaczy charakterystyczny
dla neofity zachwyt zagadnieniami związanymi z życiem z klasą.
Wprawdzie jego towarzysz w bojach literackich, Przemysław Bociąga,
nosił poszetkę, zanim jeszcze była modna (jak
to głosi nota na czwartej stronie okładki), jednak neoficki
zachwyt spoziera niemal zza każdej strony książki. Bo jak inaczej
tłumaczyć mówienie o krewetkach tygrysich black tiger,
traktowanie za oczywiste
funkcji butonierki czy też samej poszetki i wyraźnie zaznaczone w
tekście silenie się na powstrzymanie salwy śmiechu powodowanej
ignorancją czytelnika.
Mimo
tej, dosyć poważnej wady, Sztuka życia dla mężczyzn
jest książką brawurowo napisaną, niepozbawioną ogromnej dozy
polotu i pomysłu. Językiem obaj autorzy posługiwać się umieją
znakomicie, czego dowiedli już wcześniej (pierwszy z autorów na
swoim blogu, drugi – w opublikowanych książkach). Mimo
swojego poradnikowego charakteru pozycja ta nie jest przede wszystkim
lekturą instruktażową. No, chyba że uczącą dystansu do siebie.
Książka ta jest głównie
areną naśmiewania się, nie zawsze grzecznego, z przywar ludzkich
(głównie męskich, chociaż i kobietom niejednokrotnie przypada
rola ofiar żartów autorów). Zawiera
ona wiele przydatnych rad, jednak, poza szeroko pojętym obszarem
savoir-vivre,
przedkłada
wiele obserwacji społecznych i uwag trafiających w sedno. I
z pewnością nie jest poradnikiem sensu stricto (jakby to sugerował
Oliver Janiak w nocie na obwolucie).
Sztukę
czyta się naprawdę dobrze. Mężczyzna z odrobiną dystansu
znajdzie w niej sporo przydatnych rad na temat stylu życia i ubioru.
Ironista uśmieje się serdecznie (odradzam lektury w środkach
komunikacji publicznej), a
noszący się według mody międzywojnia lub też amerykańskiej
utwierdzi się w przekonaniu
o słuszności wyboru drogi odzieżowej. Mimo
uporczywego samozachwytu autorów książka ta jest ciekawym
poradnikiem z charakterem. Albo
inaczej – z charakterkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz