Pisanie o wojennej emigracji
zawsze obciążone jest dumą, honorem i zmową milczenia. Wszak o walczącym na
migracji narodzie mówić źle nie można. Co więcej – od rozpoczęcia
(konstruktywnej) krytyki powinny narodzić się dwa pokolenia. Taki czas
nadszedł, czego dowodem jest książka niedawno wydana przez wydawnictwo Bellona.
Sławomir Koper specjalizuje się w
pisaniu o polskich mniej znanych i mniej sławnych postępkach i postaciach.
Postaciach, które w wyniku zawirowań historycznych i szkolnych uproszczeń
zostały całkowicie pominięte. Wyciągając je na wierzch zmienia proporcje między
tłem a pierwszym planem. Bo skoro diabeł tkwi w szczegółach, to z nich wypływać
może uzasadnienie dla niezrozumiałych na pierwszy rzut oka decyzji. Takie
działania ma na swoim celu w Polskim piekiełku autor.
Swoją narrację rozpoczyna od
czasów międzywojnia – rozgrywek personalnych, zatajonych antagonizmów i skutków
decyzji politycznych po niesławnym przewrocie majowym (1926). Pierwsze
rozdziały są w praktyce swego rodzaju rozbiegiem, który ma stworzyć kontekst
dla głównego nurtu opowieści – rządu na emigracji; wpierw paryskiej, później –
londyńskiej.
Wielką zaletą tej książki jest opieranie jej o
wypiski z dzienników osób kultury (m. in. Zofii Nałkowskiej), ale i mniej
istotnych dla autorów podręczników historii postaci. I to właśnie informacje z
tych mniej znanych źródeł tworzą najmocniejszą podstawę merytoryczną książki –
relacje, naocznych świadków wydarzeń i sporów, często silnie nacechowane
emocjonalnie, nabierają rumieńców i często łączą w sobie elementy tragikomedii
i thrillera szpiegowskiego. Co najgorsze – takiego, który miał miejsce
naprawdę.
W tej opowieści przenikają się
chwile chlubne (jak chociażby honorowa i patriotyczna postawa generała
Sosnkowskiego), ale i mniej sławetne (postać profesora Kota i przedostatniego
marszałka polskiego – Rydza-Śmigłego). Taka mieszanka, okraszona sosem z
oburzających skandali i ułańskiej fantazji – zarówno cywilnej jak i wojskowej
– tworzy dosyć wybuchową substancję, która może zaszokować. Pozytywnie lub
negatywnie. Z drugiej strony – każda glossa (a taką niewątpliwie jest
książka Kopra) jest czymś delikatnie szokującym, gdyż mówi o znanych rzeczach w
sposób nowy.
Gawęda (wszak to książka
popularnonaukowa) jaką snuje Koper jest spójna. Rzekłbym nawet – za spójna.
Zbytnia oczywistość postaw i demaskowanych antagonizmów budzić może u
czytelnika pewien niepokój – na ile jest to subtelne przemilczanie faktów, a na
ile konsekwentne dążenie do prawdy? Informacje zawarte w tym tekście też
wyraźnie wpisują w nurt oddalania się od zachwytów i peanów na cześć
międzywojnia ku coraz to ostrzejszej krytyce ówczesnych poczynań.
Założeniem książki jest szukanie
pęknięć w dotychczasowej narracji o latach emigracyjnych, jednak przepełnienie
jednej książki nieznanych do tej pory ciekawostek z pogranicza kryminału i sądu
polowego (a i szafotu) w pewnym momencie może zmęczyć (nie ukrywam że i mnie w
pewnym momencie zmogło – odłożyłem książkę dla odpoczynku na dwa dni). W
zasadzie podoba sytuacja jest w książce Karski Żbikowskiego – również
opisane jest piekiełko, jednak nie jest ono aż tak przytłaczające
(głównie za sprawą suchego, dosyć naukowego języka). Tu – kwiecistość potrafi
skutecznie przytłoczyć czytelnika swoją dosadnością. Czy jest to wada czy
zaleta – niech to każdy osądzi w swoim literackim sumieniu. Również trudno nie
oprzeć się wrażeniu niechęci autora wobec niektórych postaci historii –
chociażby wyraźna niechęć do obozu sanacyjnego; również niemal bezkompromisowe
ocenianie rządu państwa złożonego naprędce według kryteriów pokojowych wydaje
mi się być na wyrost.
Polskie piekiełko okazuje
się być książką wciągającą, ale i męczącą. Dla wytrwałych Sławomir Koper
przygotował masę interesujących informacji o polskim rządzie emigracyjnym –
godnych uwagi i zapamiętania, pomimo zapomnienia i milczenia jakim spotkał się
tenże po wojnie ze strony Sprzymierzonych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz