Kryminały i thrillery są mocną
stroną szwedzkiej literatury. Co ciekawe – mimo nad wyraz spokojnego
społeczeństwa państwo to stało się światową stolicą książek opisujących krwawe
morderstwa i groźne spiski przeciw władzy. Tako też i jest w przypadku nowej książki
wydawnictwa Czarna Owca – Gry Andersa
de la Motte’a.
Poznajemy w książce Henrika HP Pattersona – człowieka z przeszłością
kryminalną, który nagle znajduje telefon. Telefon, na którym zaczynają się
pojawiać wiadomości kierowane imiennie do niego. Zapraszają one do wzięcia
udziału w Grze. Niepokojony kilkukrotnie pytaniami w końcu się zgadza i
natychmiast niemal otrzymuje propozycję wykonania zadania – przechwycenia
parasola od jednego z podróżujących kolejką podmiejską pasażerów. Wszystko to
musi filmować za pomocą kamery telefonu. Po powrocie do domu dowiaduje się, że
jego zadanie zostało zarejestrowane jeszcze przez kogoś, a oba nagrania z
wykonania zadania są dostępne na stronie internetowej Gry. Działa to
pobudzająco na głodne tego typu podniet ego HP,
który w Grze otrzymuje numerek 128. Zachęca go również gratyfikacja pieniężna –
za każdy punkt zdobyty w grze otrzymuje on jednego dolara, a, jak się okazuje,
za dobrze wykonane zadania nikt punktów nie skąpi. Jest to o tyle interesujące
dla bohatera, że jego przychody nie są ani do końca regularne, ani do końca
legalne. Coraz bardziej wciąga się on w rozgrywki wykonując zadania będące na
granicy prawa lub ją wprost przekraczające. Jak się z czasem okazuje – nie zmierzające ku
niczemu dobremu.
Równoległą historią jest opowieść
o funkcjonariuszce służb ochrony rządu – Rebece Normen. Kobiecie również z
przeszłością, jak się okazuje w trakcie opowieści – siostrze HP, która w wyniku
perypetii życiowych została zmuszona do zmiany nazwiska. Jest ona oddaną pracy
osobą z problemami wewnętrznymi, wręcz paranoiczną perfekcjonistką, która nie
jest w stanie wybaczyć sobie chwili słabości. Poznajemy ją, gdy opiekuje się jedną z dostojniczek szwedzkiego rządu. W trakcie jej zmiany
dochodzi do prowokacji działaczy ekologicznych, w trakcie której wykazuje się
ona znakomitymi umiejętnościami opanowywania sytuacji zagrożenia. Po tym
incydencie trafia ona do elitarnej grupy funkcjonariuszy sprawujących pieczę
nad najważniejszymi w państwie – królem i premierem. Traktuje to jako wyróżnienie,
ale i powód do coraz szerzej zakrojonego samodoskonalenia. Jak się okazuje –
bardzo skutecznego.
Książka w swojej warstwie
fabularnej jest wyraźnie kierowana do czytelnika szwedzkiego – jest to widoczne
poprzez mocne osadzenie jej w klimacie tamtejszych miast, z dokładnymi opisami
ulic, lokalizacji oraz skandynawskiego krajobrazu. Z kolei to pozwala
zrozumieć, dlaczego wiele, o ile nie większość wątków, które pojawiły się w
książce wydawać się może dla średnio zaznajomionego z książkami i filmami o
spiskach znanymi. Powoduje to pewien niesmak, gdyż zakończenie w takiej
sytuacji okazuje się być przewidywalne. Przewijanie się w całej książce cytatów
z najważniejszych filmów sensacyjnych i dreszczowców o spiskowym zabarwieniu (Brudny Harry, Raport pelikana, Martix, czy
którąkolwiek z książek chociażby Grishama) ciekawie zabarwia sam tekst, jednak
gdyby było ich mniej książka by na tym zyskiwała, a nie nudziła stosowaniem
wciąż tego samego chwytu. Również język z fragmentów opowiadających o Henriku
jest męczący – można odnieść wrażenie, że autor (tłumacz?) na siłę próbował go
uwspółcześnić i, wręcz, przekolokwializować.
Stwarza to drażniącą manierę, która nie wpływa na korzyść książki. Również
dialogi nie są mocną stroną pana de la Motte – niektóre są naiwne, inne trochę
rażą. Z drugiej strony – narracja dotycząca Rebeki okazuje się być zbalansowaną
opowieścią o osobie walczącej ze swoimi problemami, ale i uwikłanej w ciekawe
stosunki zależności. I właśnie to ta część
książki jest najmocniejsza – postać funkcjonariuszki służb ochrony rządu jest
postacią niejednoznaczną, i chociaż stworzona jest sztampowo, nie kończy ona
jako taka. Jeśli taki miał być zamiar autora – chwała mu za to. Jeśli wyszło to
w wyniku spontanicznych zmian w tekście… cóż.
Mocną stroną książki okazują się
być postacie drugiego planu – partner Rebeki, przyjaciel Henrika czy też
spotkany przez niego w pewnym momencie człowiek kiedyś związany z Grą poprawiają realną wartość książki o
wiele bardziej, niż niemal sztampowo rozpisane zakończenie. Jeśli ktoś oglądał Eagle eye lub Echelon conspiracy mniej więcej na początku będzie w stanie
przewidzieć o ile nie sam rozwój wypadków, to zakończenie. Niewykluczone, że w
Szwecji drugi z tych filmów nie jest znany (jest to raczej niskobudżetowa
produkcja), jednak nie oznacza to, że kopiowanie fabuły jest czymś do
zaakceptowania.
Mimo tych wad Gra wydaje się być książką dosyć ciekawą. Zaskakuje pozytywnie
stosowanie ciekawego chwytu kontynuowania narracji osobistej bohaterów po ich
rozstaniu się; narracji mocno emocjonalnych, ma się rozumieć. Przewidywalność
też jest wadą względną – jeśli ktoś nie zaznajomił się za bardzo z twórczością
z nurtu spiskowego nie powinien być rozczarowany. Sądzę, że dla samych postaci
drugoplanowych warto zwrócić uwagę na tę pozycję – ciekawie tworzą one tło
osadzone mocno w kulturze i społeczeństwie skandynawskim. Mimo zastrzeżeń –
książka godna lektury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz