sobota, 25 czerwca 2016

Maja Lunde - Historia pszczół



Gdy idea lub ideologia wchodzi na karty powieści wielu czytelników może poczuć się zaniepokojonych. Pojawia się bowiem pewne powiązanie wartości artystycznej i przekazu. Nie jest to podejście złe – bynajmniej. Pozwala ono również oddzielić jakość tekstu od komunikatu, co niektórym książkom (filmom, wystawom…) by się przydało. Cieszy to, że niedawno wydana Historia pszczół Mai Lunde daje się równoważyć ekologię i opowieść. 

Książka ta jest złożona z trzech przeplatających się ze sobą opowieści, których elementem centralnym są pszczoły (lub ich brak). Pierwsza z nich dzieje się w dziewiętnastowiecznej Anglii, gdzie William, zmagające się ze swoimi demonami odnajduje ukojenie w badaniu pszczelich rodzin. Kolejna jest dosyć aktualna – w jej centrum stoi George, pszczelarz starający się zrozumieć swoich podopiecznych i walczący o przetrwanie gospodarstwa. Ostatnia z nich jest nietypowa: dzieje się w Chinach przyszłości, w której ludzie ręcznie zapylają rośliny i starają się przetrwać w czasach po ogólnoświatowym krachu, do którego doprowadziło wyginięcie pszczół. Jej głowną postacią jest szeregowa „zapylarka” Tao, która próbuje odnaleźć swojego syna, zabranego w dziwnych okolicznościach przez władze centralne. 

Te trzy opowieści przeplatają się dopiero pod koniec, jednak opowiadają historie przepełnione zmaganiami z samymi sobą i miłością do swoich rodzin. Brzmi to dosyć naiwnie, jednak opisane to zostało w sposób wrażliwy i wciągający. Całość okraszona jest kwerendą autorską, jednak nie należy się spodziewać nawału informacji specjalistycznych – wiedza uzupełniająca opowieści o bohaterach ma charakter popularny, jednak jest mocnym filarem tej książki. 

Każdy z wątków rozrzuconych na osi czasu pokazuje zależności i relacje między ludźmi i pszczołami, a zarazem – bez narzucania się – prezentuje czytelnikowi wagę tych owadów dla świata. Również wizja przyszłości zaprezentowana w krótkiej ekspozycji Tao pokazuje rzeczy, które mogą być pomijane (jak chociażby wpływ życia owadów zapylających rośliny na stabilność gospodarki). Odwołuje się przy tym do jednego z popularnych nurtów „czarnego scenariusza przyszłości”, w których to środowisko w pewnym momencie może stać się niewydolne i doprowadzić do zagłady ludzkości lub urzeczywistnić jej widmo. Nie jest to zarazem wizja nachalna, co nie odstręczy osób nieszczególnie przejmujących się środowiskiem, a oczekujących dobrze napisanej prozy. 

Bo Historia pszczół jest w gruncie rzeczy dobrze napisaną prozą. Jest nieco sentymentalna (skupia się na rodzinie, jednak w sposób dosyć powierzchowny i wyraźnie akcentujący emocje, a nie strukturę), niekiedy nieco łopatologiczna (jest tu wiele ekspozycji niekoniecznie wplatających się w opowieść w sposób niezauważalny), jednak skupiona na przekazaniu pewnej treści w sposób zrozumiały i przystępny. A przy okazji – przekonujący artystycznie. Tu można stwierdzić, że to tylko tyle i aż tyle, bo sama koncepcja jest niezwykle ciekawa, a jej dopięcie – przekonujące. Nie mówimy tu o wizji „północnego sci-fi”, które zagrożeń dopatruje się głównie w zamachach na bezpieczeństwo ekonomiczne i militarne (lub: elektroniczne, jak pokazuje Marc Elsberg), ale bliżej jej do „południowych” ujęć, z którymi przeplata się też skandynawska świadomość związku ze środowiskiem naturalnym (czego wyrazem jest chociażby wykorzystanie odnawialnych źródeł energii). W tej opowieści pokazane jest to przez próby zrozumienia pszczół i ich nie tylko oswojenia, ale i dopuszczenia możliwości bycia zaakceptowanym przez nie. Jest to ciekawe podejście i przekonujące podejście. 

Historia pszczół Mai Lunde jest dobrym przykładem prozy wrażliwej ekologicznie, która nie stawia przekazu na pierwszym miejscu, ale traktuje go na równi z prawidłami sztuki pisarskiej. Książka potrafi zaciekawić i pozostaje autokrytyczna w obrębie prezentowanych koncepcji, co zdarza się bardzo rzadko. Zarazem prezentuje pewną ciągłość i komplementarność historii, co z pewnością zadowoli osoby poszukujące prozy, przy której można spędzić miło czas.

2 komentarze:

  1. Miałam okazję jakiś czas temu przeczytać tą książkę. Bardzo podobała mi się sama idea, pomysł, by powiązać ludzkie życie z życiem pszczół. A jednak czegoś mi w tej powieści zabrakło, czegoś, co nie do końca potrafię zdefiniować. Może odrobiny fajerwerków, zwrotów akcji, do których jestem przyzwyczajona zamiast spokojnej fabuły? Niemniej jednak cała opowieść podobała mi się i na jakiś czas na pewno ją zapamiętam.

    Pozdrawiam
    Caroline Livre

    OdpowiedzUsuń
  2. Widać w tej książce pewne uproszczenia, jednak taki jej urok. Gdyby faktycznie doszlifować te opowieści byłaby to pozycja o wiele lepsza (najbardziej mi zgrzytały podróże Tao po dzikim Pekinie, niemal rodem z uniwersum "Metro 2033"). Ale to taki drobny przytyk.

    OdpowiedzUsuń