niedziela, 3 stycznia 2016

Łukasz Orbitowski – Inna dusza


Zabierając się kilka miesięcy temu do tej książki, nie spodziewałem się, że zaskoczy mnie ona tak pozytywnie. Naprawdę. Marka Orbitowskiego jest mi znana i wiem, że rzadko spod jego pióra (lub – klawiatury) wychodzą rzeczy literacko przeciętne. Zakładałem jednocześnie, że Inna dusza będzie tekstem nieco „innym” w moim znaniu tego pisarza. I nie myliłem się. 
 
Otrzymujemy prozę inicjacyjną, której inicjacyjność jest wieloraka. Bohaterowie to grupa przyjaciół w wieku nastoletnim, prawie już dorosłym, którzy wciąż są nieco dziecinni. Mamy kraj, który przeżywa swoje pierwsze lata w rzeczywistości wolnorynkowej, wraz ze wszystkimi obciążeniami i bolączkami. Mamy też zbrodnię, która jest początkiem dla wielu i końcem dla jednego. I też inicjacje trzeźwości ojca głównego bohatera, które przeplatają się z powrotami doczesnej codzienności uczuć i aromatów. 

Orbitowski oddaje w piękny sposób obraz (nie)miasta transformacji – Bydgoszczy – które równie dobrze mogłoby być jakimkolwiek innym miejscem, w którym „Hitler i Stalin zrobili co swoje, a kapitalizm też dowalił do pieca”. Miasto to w Innej duszy jest miejscem, w którym spotyka się melancholia z nadzieją, jednak w proporcjach nie dających szczególnych nadziei na zmianę na lepsze. W takiej scenerii możemy obserwować wspomniane inicjacje, lecz – przede wszystkim – znakomitą prozę, której ramy zostały oparte na faktach. 

U progu wspomnianej „inicjacji” poznajemy bohaterów – nastoletnich, wciąż niepewnych tego, kim są i kim zostaną. Mimo że każdy z nich ma jakieś wyobrażenie siebie, to wiedzą oni, że są to tylko wyobrażenia, ponieważ rzeczywistość ma je dopiero zrewidować. Chociaż wspomniana zbrodnia staje się elementem, który powinien być wstrząsem, to Orbitowskiemu udaje się znieczulić czytelnika stopniowym wprowadzaniem różnorakich okropności – od brutalnego zabijania ślepych kociąt po wykańczające psychicznie życie w rodzinie z alkoholikiem.

Dynamiki dodaje też narracja, w gruncie rzeczy pierwszoosobowa, jednak sprawne używanie czasów opowieści pozwala na lepsze operowanie fabularnym „cieniem” i odkrywaniem nowych (oraz  kluczowych) faktów w odpowiednich momentach. To bardzo rzadka sztuka. Zwłaszcza, że Orbitowski swojego narratora sadowi dosyć głęboko w samej opowieści i pokazuje dzięki temu jego „stopnie wrażliwości na rzeczywistość”. Jest emocjonalny w stosunku do rodziców, względnie neutralny wobec kolegów, obojętny wobec rzeczywistości go otaczającej (czego wyraz daje chociażby w scenach poprzedzających wizytę papieską i opisywaniu samego miasta w kilka dni przed nią). Przeziera przez to stopniowanie wrażliwość trudna do podrobienia fabularnie – wielu pisarzom taka subtelność umyka na rzecz eksponowania fabularnej „mocy”, a to w niej właśnie kryje się największa zaleta tej książki. Jest nią piękna naiwność. Jednak, co nie mniej ważne, naiwność zapamiętana, rozłożona na łopatki i rozpracowana „od dołu” przez samego narratora. Czytelnik dosyć szybko może zorientować się, że nie jest to książka, która będzie się działa wyłącznie „tu i teraz”, ale że będzie gdzieś jej domknięcie. Takowe jest i dodaje tej prozie ciekawego wymiaru estetycznego. 

Wokół książki pojawiło się też kilka kontrowersji związanych z jej bazowaniem na głośnych lokalnie, a nagłośnionych w okolicy premiery książki, morderstwach w Bydgoszczy, które miały miejsce w 1997 roku. Niektórym może się nie spodobać instrumentalne użycie tych zbrodni, jednak dzięki temu Orbitowskiemu udaje się przedstawić literacko „Lynchowską” kategorię „zła”: zła potężnego, niespodziewanego i porażającego. Zła oderwanego od kategorii socjalizacji, będącego czystym w swojej nieczystej formie. To nawiązanie do Miasteczka Twin Peaks jest bardzo wyraźne, z tą jednak różnicą, że literacki pierwowzór Sary Palmer naprawdę kiedyś żył. Pisarz nie szczędzi naturalizmu w całej książce, przez co literacko opisane zbrodnie wstrząsają, ale są zarazem przyczynkiem do obserwacji reakcji ludzi dotkniętych przez zło. I, jak już wspomniałem, zderzają jednorazowy akt z rozciągłymi w czasie torturami. Najlepiej widać to na przykładzie bohatera-narratora, który dostrzega „błysk” w oczach przyjaciela i w jednej chwili rozumie, że to on jest mordercą. I wie, że od tej pory staje się współwinnym każdej następnej przewiny przyjaciela, jednak nie potrafi przeciwstawić się kumpelskiej lojalności. 

Inna dusza jest książką wielowymiarową i świetnie napisaną. Jej autorowi nie można odmówić świetnego warsztatu i wprawnego pióra, ale i sporego wyczucia. Potrafi on manipulować uwagą czytelników i ich wrażliwością, jednak nie chce odwracać ich uwagi od niedoróbek, lecz przeciwstawiać czytelników samym sobie. Zostawia ich z dużą ilością pytań o wartość ocen moralnych i miejsce zbrodni w nowoczesnym świecie. Ale – przede wszystkim – zostawia ich z poczuciem dobrej przeczytania prozy. To uczucie zawsze jest dobre, niezależnie od tego, czy książka „zgrzytała między zębami” czy została wchłonięta jednym tchem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz