Ucieczka
od cywilizacji mogłaby się zamarzyć każdemu, kto ma dosyć swojego życia.
Niektórzy wyjeżdżają w Bieszczady, niektórzy wyłączają telefony komórkowe,
jeszcze inni kasują konto na Facebooku. Mało kto decyduje się na tak odważny
krok, jak porzucenie dotychczasowej tożsamości i zaszycie się w głuszy pod
przykrywką bezimiennego Dziada Leśnego. Tak odważnie poczynia sobie bohater
powieści Jana Jakuba Kolskiego Las, 4
rano.
Książkę
rozpoczyna, nieco sprawozdawcza, prezentacja głównego bohatera, którego
personalia są nieznane, a który wzbudza swoim stylem życia troskę odpowiednich
organów publicznych. Pomoc społeczna uznaje go za niezależnego i wsobnego;
policja widzi w nim nieszkodliwego wariata. Wszyscy zostawiają go w spokoju
samemu sobie i dają też samym sobie spokój. Taki układ najwyraźniej odpowiada
wszystkim zainteresowanym. Gdy wreszcie czytelnik poznaje samego Dziada
Leśnego, okazuje się, że jest on kimś więcej, niż tylko nieszkodliwym wariatem.
Wiedzie żywot „człowieka poczciwego” na łonie przyrody, jednak z „cywilizacją”
łączy go prostytutka świadcząca swe usługi opodal. Dostarcza ona bohaterowi
„cywilizowane” jedzenie i maskotki; w zamian otrzymuje rozmowę, książki i coś,
co można nazwać namiastką miłości. Brzmi to osobliwie, jednak tak właśnie jest
w tej opowieści. Główny wątek akcji związuje się jednak po śmierci wspomnianej
prostytutki z rąk „nowych graczy”, którzy chcą „zająć” intratne i ustronne
miejsce zajmowane przez znajomą Dziada Leśnego. Śmierć ta ściąga na bohatera
moralny przymus zaopiekowania się córką kobiety, co rodzi niespodziane
konsekwencje.
Bohater,
sam przez siebie nazwany Firstem („pierwszym”, ale nie do końca), ma liczne
tajemnice i niechętnie je ujawnia. Ma też wroga, rosomaka tundrowego, który
znalazł się w tym samym lesie trochę przez przypadek, trochę z wyboru, a swoją
obecnością i działaniami skutecznie psuje krew Dziadowi Leśnemu. Ten spór
quasi-dzikiego człowieka z dzikim zwierzęciem jest jedną z ciekawszych osi tej
książki. Podobnie ma się rzecz z relacją między Firstem a prostytutką –
uwikłana jest ona poniekąd we władzę i na myśl przynosi chociażby sceny ze Sponsoringu w reżyserii Szumowskiej, czy
analizę sagi o Grey'u autorstwa Evy Illouz. Ujmują one seksualność w
kategoriach władzy, uwypuklają ich płynność oraz przechodzenie mocy decyzyjnej
z rąk „władających” w dłonie „podległych”. Obecna jest tu taka figura, jednak
nie jestem pewien, czy taka spojrzenie jest zgodne z zamysłem autorskim.
Reszta
powieści jest nieco rozczarowująca. Relacja bohatera z nastolatką przypomina
żywo Leona Zawodowca, podobnie jak zemsta, której dokonuje First. Również
pozowanie przez bohatera na swego rodzaju „jurodiwego” („bożego szaleńca”) jest
tu nieprzekonujące, podobnie jak powody, dla których porzuca swój wcześniejszy
żywot na rzecz lasu. Finalizujące powieść zbiegi okoliczności i przezierająca
przez opowieść potrzeba połączenia wszystkiego w jedną całość wydają się zbyt
naiwne, mimo stworzenia wokół nich dosyć rozbudowanej narracji. Równie naiwne
wydaje się zakończenie, którego zakorzenienia w „filmowości” trudno nie
dostrzec.
Pozostaje
zatem kluczowe pytanie: czy Las, 4 rano
jest książką, po którą warto sięgnąć? Cóż – i tak, i nie. Z jednej strony ma
ona duży potencjał pozytywnej, nieco zbyt filmowej naiwności, która niektórym
czytelnikom może przypaść do gustu, a kilka ciekawych nawiązań może pozwolić im
poczuć się jak w domu (wszak o to chodzi w literaturze popularnej). Z drugiej –
niektórych wspomniana naiwność i wrażenie zbytniego uładzenia mogą razić. Mi
ten wybór wydaje się być jasny, jednak nie dla każdego takim musi być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz