czwartek, 24 września 2015

Jan Jakub Kolski - Las, 4 rano


Ucieczka od cywilizacji mogłaby się zamarzyć każdemu, kto ma dosyć swojego życia. Niektórzy wyjeżdżają w Bieszczady, niektórzy wyłączają telefony komórkowe, jeszcze inni kasują konto na Facebooku. Mało kto decyduje się na tak odważny krok, jak porzucenie dotychczasowej tożsamości i zaszycie się w głuszy pod przykrywką bezimiennego Dziada Leśnego. Tak odważnie poczynia sobie bohater powieści Jana Jakuba Kolskiego Las, 4 rano.

Książkę rozpoczyna, nieco sprawozdawcza, prezentacja głównego bohatera, którego personalia są nieznane, a który wzbudza swoim stylem życia troskę odpowiednich organów publicznych. Pomoc społeczna uznaje go za niezależnego i wsobnego; policja widzi w nim nieszkodliwego wariata. Wszyscy zostawiają go w spokoju samemu sobie i dają też samym sobie spokój. Taki układ najwyraźniej odpowiada wszystkim zainteresowanym. Gdy wreszcie czytelnik poznaje samego Dziada Leśnego, okazuje się, że jest on kimś więcej, niż tylko nieszkodliwym wariatem. Wiedzie żywot „człowieka poczciwego” na łonie przyrody, jednak z „cywilizacją” łączy go prostytutka świadcząca swe usługi opodal. Dostarcza ona bohaterowi „cywilizowane” jedzenie i maskotki; w zamian otrzymuje rozmowę, książki i coś, co można nazwać namiastką miłości. Brzmi to osobliwie, jednak tak właśnie jest w tej opowieści. Główny wątek akcji związuje się jednak po śmierci wspomnianej prostytutki z rąk „nowych graczy”, którzy chcą „zająć” intratne i ustronne miejsce zajmowane przez znajomą Dziada Leśnego. Śmierć ta ściąga na bohatera moralny przymus zaopiekowania się córką kobiety, co rodzi niespodziane konsekwencje.

Bohater, sam przez siebie nazwany Firstem („pierwszym”, ale nie do końca), ma liczne tajemnice i niechętnie je ujawnia. Ma też wroga, rosomaka tundrowego, który znalazł się w tym samym lesie trochę przez przypadek, trochę z wyboru, a swoją obecnością i działaniami skutecznie psuje krew Dziadowi Leśnemu. Ten spór quasi-dzikiego człowieka z dzikim zwierzęciem jest jedną z ciekawszych osi tej książki. Podobnie ma się rzecz z relacją między Firstem a prostytutką – uwikłana jest ona poniekąd we władzę i na myśl przynosi chociażby sceny ze Sponsoringu w reżyserii Szumowskiej, czy analizę sagi o Grey'u autorstwa Evy Illouz. Ujmują one seksualność w kategoriach władzy, uwypuklają ich płynność oraz przechodzenie mocy decyzyjnej z rąk „władających” w dłonie „podległych”. Obecna jest tu taka figura, jednak nie jestem pewien, czy taka spojrzenie jest zgodne z zamysłem autorskim.

Reszta powieści jest nieco rozczarowująca. Relacja bohatera z nastolatką przypomina żywo Leona Zawodowca, podobnie jak zemsta, której dokonuje First. Również pozowanie przez bohatera na swego rodzaju „jurodiwego” („bożego szaleńca”) jest tu nieprzekonujące, podobnie jak powody, dla których porzuca swój wcześniejszy żywot na rzecz lasu. Finalizujące powieść zbiegi okoliczności i przezierająca przez opowieść potrzeba połączenia wszystkiego w jedną całość wydają się zbyt naiwne, mimo stworzenia wokół nich dosyć rozbudowanej narracji. Równie naiwne wydaje się zakończenie, którego zakorzenienia w „filmowości” trudno nie dostrzec.


Pozostaje zatem kluczowe pytanie: czy Las, 4 rano jest książką, po którą warto sięgnąć? Cóż – i tak, i nie. Z jednej strony ma ona duży potencjał pozytywnej, nieco zbyt filmowej naiwności, która niektórym czytelnikom może przypaść do gustu, a kilka ciekawych nawiązań może pozwolić im poczuć się jak w domu (wszak o to chodzi w literaturze popularnej). Z drugiej – niektórych wspomniana naiwność i wrażenie zbytniego uładzenia mogą razić. Mi ten wybór wydaje się być jasny, jednak nie dla każdego takim musi być.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz