Kolejny
tom łże-dziennika Karla Ove Knausgarda, czyli czasy tuż po szkole. Dokładniej –
jeden rok po szkole. W sumie to rok, w którym zamienia jedynie strony
nauczycielskiego biurka. Zostaje w szkole. Pewnie się dziwisz, bo jakim
cudem taki podlotek może uczyć? Ano – może. W Norwegii to nic nowego, a
często tacy młodzi nauczyciele okazują się być kimś więcej dla swoich
podopiecznych niż tylko pedagogami. Kimś takim dla niektórych z nich stał
się bohater Knausgårda. Tak więc oto – kolejna porcja opowieści, którą autor
snuje o sobie.
Jest
chwilami mocno złośliwy. Sam dla siebie. Już to, że wyjeżdża na północ kraju za
pracą okrasza złośliwym komentarzem. Bo jak pewnie pamiętasz (to w końcu
czwarta część sagi…), autor nigdy nie był łaskawy dla samego siebie (albo
raczej – dla swojego „literackiego” odpowiednika). I sam Karl Ove ląduje
w miejscu, w którym noc polarna bywa długa, a białe noce to norma. Z
jego tendencjami do melancholii, do których sam się przyznaje, nie jest to
najlepszy wybór, nie sądzisz? Zwłaszcza, że nikt w tej okolicy za kołnierz
nie wylewa, a samemu bohaterowi alkohol zdecydowanie nie służy. To raczej nie
skończy się dobrze. No ale jedzie tam. Pakuje wcześniej najpotrzebniejsze
rzeczy i zaczyna rozpamiętywać.
Jak
w poprzednich książkach – nie ma tu jednej, ciągłej opowieści. Jest za to
Knausgård dygresyjny, trochę rozpamiętujący. Czasem nawet irytujący (bardzo).
Bo jak określiłbyś opisy podrostka, który myśli, że jest dorosły, ale wciąż
zachowuje się jak nastolatek (no dobrze, jest nastolatkiem, ale jest w końcu
nauczycielem!). Flirtuje z uczennicami starszych klas, liczy na pierwszy „poważny”
seks (powinien mieć się w końcu czym pochwalić; a przynajmniej tak czuje),
odrobinę wolności od miejsca, w którym się wychował. Trochę też ucieka.
A ma od
czego uciekać. Pod koniec szkoły średniej nie dogaduje się z ojcem-rozwodnikiem,
popadającym w alkoholizm; nie dogaduje się z dziadkami (od strony
ojca). W sumie to tylko relacja z matką wydaje się być w miarę
normalną. Jedyną otuchę przynosi mu pisanie o muzyce. I to ona nadaje
dosłowny rytm tej opowieści. Dużo tu buntu, czasem ślepego, ale buntu. Tak, to
bywa irytujące. Sam Karl Ove nie odnajduje się w tym wszystkim: nagle
staje się dorosły, więc powinien się zachować odpowiednio. No ale chce się wciąż
bawić, być radosny i wolny. W końcu dlatego nie poszedł jeszcze na
studia. Ale ta cała „dorosłość” powoli zaczyna go przerastać.
Ta
część opowieści o życiu bohatera-autora jest właśnie o takim
przymierzaniu się do dorosłości. To trochę takie próby wskoczenia do basenu na
główkę. Nie wszystkie się udają, niektóre bolą bardziej, niż skaczący by
chciał. Czasem może Cię to – drogi Czytelniku – wkurzać. Mnie osobiście to
mocno irytowało. Ale tak miało być! Do tego sam Knausgård zawiera z Tobą
taki „pakt” (zwany autobiograficznym): ja powiem trochę o sobie, a Ty
jakoś szczególnie nie będziesz się śmiał ani prychał z dezaprobatą, że bajdurzę.
I można mu wierzyć. Lub nie. Wybór należy do Ciebie. To taki drobny
smaczek całego tego Knausgårdowego pisania. Bo to ani początek (były wcześniej
trzy tomy!), ani koniec (jeszcze dwa…). I nie powiem – ma ono swój urok.
Nawet gdy bohater budzi się na kacu lub celebruje swoją utratę niewinności
seksualnej w dosyć… osobliwy sposób (jeśli masz słaby żołądek, to nie
czytaj końca tego tomu przy jedzeniu; podziękujesz mi).
No ale
warto. Tak, warto. Bo to dobra literatura. Wciąż. Taki trochę zdawkowy ten
werdykt, ale nabazgrałem już sporo o poprzednich częściach i ta
trzyma poziom. Więc utrzymuję to, co napisałem. Ten tom to trochę taki „późny
boyhood”, trochę w stylu Christensena – chwilami gorzki, ale wciąż bardzo
ciekawy. Jeśli masz kilkanaście godzin do zmarnowania (he, he…) przy dobrej
literaturze – zmarnuj je na Knausgårda. Kiepski slogan, ale bardzo prawdziwy.
Ja też bardzo lubię "Moją walkę", czekam na każdy tom. Chociaż osobna "Jesień" która się ostatnio ukazała znudziła mnie i rozczarowała.. Christensena "Półbrat" okazał się dla mnie jedną z lepszych książek ostatnich czasów. W ogóle literatura skandynawska (nie kryminały) jest interesująca i warta "marnowania czasu" ;)
OdpowiedzUsuńBo przy Skandynawach warto tracić czas ;).
Usuń