Przygody
młodej dziennikarki i jej fascynacja przystojnym miliarderem podbiły świat.
Mowa oczywiście o sadze autorstwa E.L. James, która oddała w ręce czytelniczek
(i, w mniejszej mierze, czytelników) serię z Grey’em w tytule. Co ciekawe, mimo
obrazoburczej otoczki, książka ta jest opowieścią o konserwatywnym związku, w
którym miłość zwycięża słabości bohaterów. W bardzo błyskotliwy sposób
analizuje tę sagę Eva Illouz, znana badaczka seksualności, w swojej książce Hardkorowy romans.
Główna
teza książki jest jasna – praktyki dominacyjne w relacji seksualnej opisanej w
sadze E.L. James są, w gruncie rzeczy, praktykami współpracy. Wydawać by się
mogło inaczej, gdyż BDSM (bondage &
discipline / domination &
submission czyli „związanie i dyscyplina / dominacja i uległość”) kojarzy
się raczej z praktykami, w których jedna strona jest całkowicie podporządkowana
drugiej. Nic bardziej mylnego. Autorka naświetla pomijany element tych relacji
– decyzyjność uległego (w przypadku sagi o Grey’u – uległej).
To właśnie ta
decyzyjność, realizowana w „bezpiecznym słowie”, które wyznacza granice działań
„dominującego”, pokazuje, że władza w rzeczywistości przechodzi z rąk „pana” w
ręce „niewolnika”. Badaczka dopatruje się w tym drogi wyjścia z klasycznego,
mizoginicznego modelu związku, w którym to kobieta jest uległa i nie ma
możliwości powiedzenia słowa „nie”, które dawałoby jej wyzwolenie, do modelu
kooperacji dwojga ludzi na równych prawach (wszak BDSM zakłada też spełnianie,
jakkolwiek to rozumieć, potrzeb). Pomijając konserwatywność sagi (kończy się
ona ślubem), badaczka dowodzi, że, wbrew pozorom, relacja opisana w sadze o
Gray’u jest niebywale emancypacyjna. Do tego rys społeczny, w który badaczka
wplata kwestie recepcji książki, nobilituje tę serię i pokazuje, że mimo
pozorów chłamu i kiczu pisarce udało się przemycić w swojej książce ciekawe
(mniej lub bardziej celowo) kwestie dotyczące relacji międzyludzkich.
Analiza
Illouz jest nietuzinkowa i prezentuje świeże podejście do książki, o której
napisano wiele, chociaż, w gruncie rzeczy, niewiele (autorka pokazuje we
wstępnie jak bardzo niewiele). Nie jest to pozycja dla każdego, bowiem nosi ona
wyraźne znamiona pracy akademickiej, jednak chętni do wyjścia poza myślenie o
sadze E.L. James jako o „porno dla mamusiek” powinni sięgnąć po Hardkorowy romans. Moim zdaniem – warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz