Dużo
powiedziano już o tożsamości śląskiej i języku śląskim (a raczej – gwarze). Gros
tej debaty zajął Szczepan Twardoch, głównie za sprawą swojej głośnej
wypowiedzi, w której wyraził swoje, dosyć zdecydowane, zdanie na temat
traktowania Ślązaków i deklarowanych przezeń potrzeb. Wspomniany pisarz
niedawno przedstawił prozę będącą opowieścią ziemi śląskiej. Nie, to nie
literówka – Drach to historia ziemi śląskiej i jej ducha.
Formalnie
nie jest to typowa prozą, w której narrator opisuje kolejne wydarzenia
chronologicznie. Struktura tej książki jest fragmentaryczna i płynna. Narrator
opisuje Górny Śląsk przeskakując w czasie, lecz pozostając w związany z tym
regionem. To on wiąże tę opowieść w jedną całość. Głosem opowiadającym jest sam
Drach – duch ziemi, chochlik i ponadczasowy obserwator relacjonujący wydarzenia
stanowiące tę książkę.
„Akcja”
jest zawieszona na wielu filarach, a zdarzenia „mają miejsce” (cóż, jest to w
tej książce co najmniej dwuznaczne) od końca XIX do początku XXI wieku. Drach
opisuje losy kilku rdzennie śląskich rodzin – ich dramaty, wypadki i koligacje.
Rozpina je na osi czasu i obserwuje zdarzenia, które wpływają na późniejsze
pokolenia; tworzy warkocz relacji, który łączy wszystko w jedną całość; nic tu
nie dzieje się bez przyczyny. Pozwala to autorowi na osnucie opowieści z
wojnami w tle – tymi wielkimi, toczącymi się na frontach, ale i tymi całkiem małymi
– o przetrwanie i godziwy byt.
Opowiadacz jest dosadny i niemal naturalistyczny;
ważni dla niego są tylko ci, którzy wciąż żyją. Ich śmierć pozbawia ich
podmiotowości, przestają się liczyć jako bohaterowie i jednoczą się z ziemią –
najczęściej śląską – domykając naturalny bieg rzeczy. W chwili przejścia z ładu
żywych do stanu rozkładu mogą oni doświadczyć obecności Dracha, jednak trwa to
tylko tyle, ile ich ostatnie tchnienie. Po nim już tylko łączą się z ziemią i
przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Wszystko tu krąży jak w przyrodzie, a, w
myśl teorii chaosu, nic nie pozostaje bez konsekwencji. Nawet, dosyć osobliwe,
zdobycie domu wariatów na Toszku, by nie zapomnieć o romansie nastolatki z
dobrego domu z nieco gorzej sytuowanym Hanysem.
Warsztat
literacki Twardocha jest nienaganny. Przeskakuje przez kolejne wątki niemal jak
koń szachowy; niespodziewanie, jednak daleko bardziej nieprzewidywalnie. Zmusza
czytelnika do ciągłej uwagi, gdyż ruchy są one dynamiczne, a pole docelowe –
nieznane. Nie pomagają w tym nawet ciągi dat umieszczane na początku każdego z
rozdziałów. Stanowią one wyłącznie ramy dla samej opowieści, gdyż to ona jest
tu sednem. Jest to swego rodzaju pomnik postawiony śląskości Gliwic i ich okolic – regionu, w którym przecinają się
wpływy Polskie i śląskie, a który stał się jeszcze bardziej wielokulturowy po przybyciu
repatriantów ze Wschodu po drugiej wojnie. Zderza w tym oba łady historii –
wielki i mały – pokazując, że skupienie się na mniej popularnych na kartach
podręczników aspektach dziejów nie jest bezwartościowe.
Ten złożony pejzaż ma jednak jedną, mam
nadzieję, że znaczącą, lukę – jest nią nieobecność kontekstu wywózek górników z
tego regionu, która miała miejsce w 1945 roku. Stanowi ona niezwykle wrażliwy i
istoty aspekt historii tego regionu, a jej tu, tak jakby, zabrało. Cóż – nie
jest to poważna wada, jednak trudno nie uznać jej za niepokojącą przywarę
takiej książki. Jednak nawet mimo niej – jest to wciąż świetna proza.
Historie
regionów są bardzo istotne, a piszący o nich pisarze – w cenie. Co
najciekawsze, twórczość taka najczęściej opiewa tożsamości klarujące się w
pozycji do narodowości która ma nie
tyle co tendencje dominujące, co ujednolicające. Głosem w takim starciu są opowieści
o miejscach, w których dochodzi do
starcia dwóch poglądów na tożsamość. Drach jest takim głosem. Znakomitym
literacko, jednak też pochodzącym od nieco zacietrzewionego historyka idei,
który korzysta z dobrodziejstw myśli literaturoznawczej i filozofii by przybliżyć
opowieści o Śląsku, z którym się identyfikuje i który pragnie opiewać.
Słyszałam i czytałam już wiele dobrego o umięjętnościach pisarskich i warsztacie Twardocha. Musze się w końcu zań wziąć :)
OdpowiedzUsuń