Setna rocznica wybuchu Wielkiej Wojny skłania do rozliczeń z
tym okrutnym konfliktem. Jak łatwo można się domyślić, pozostały po nim nie
tylko porośnięte trawą pola, których nikt już nie chciał uprawiać, lecz też
ludzie, który jakimś cudem przeżyli miesiące i lata w okopach. Właśnie im swoją
prozę poświęca Pierre Lemaitre.
Książkę rozpoczyna antywzór
sceny bitewnej; niemal w przededniu podpisania rozejmu w Compagine dochodzi do
ataku wojsk francuskich na pozycje niemieckie. W jego trakcie Albert Maillard natrafia
na ciało swojego kolegi, którego zabiły jednak nie, jak się można tego
spodziewać, kule wroga, które przeszyłyby mu pierś z przodu, lecz dwa pociski,
które zaskoczyły go od strony okopów francuskich. W trakcie tych oględzin zostaje
strącony do rowu przez porucznika d’Anulay-Pradelle, który wyrasta przed nim
jak spod ziemi; ląduje on w dole, w którym nieuchronnie czeka go śmierć pod
zwałami błota wzbudzonymi przez
eksplodujący opodal pocisk. Tak się wszak postępuje ze zbędnymi świadkami. A
takim jest Maillard… Nieszczęśnikowi przychodzi z pomocą inny pechowiec;
pogrzebanego żywcem odkopuje ciężko ranny Edouard Pericourt. Jednak, jak się
okazuje, to nie koniec ich kłopotów z oficerem.
Pierre Lemairte, mimo wielkiego potencjału kryminalnego
książki, przedstawia czytelnikom z jednej strony obraz Francji po wojnie
(skądinąd – niezbyt pasujący do określenia „państwa zwycięskiego”), a z drugiej
tragedię narodu, który zatrzymał się na krawędzi wyczerpania. Autor zdaje się
iść w kierunku wskazanym przez Remarque’a w Na
zachodzie bez zmian, jednak skupia się nie na grozie i nonsensowności wojny
w perspektywie jednostki, lecz na tym,
co stało się z walczącymi w niej ludźmi po sławetnym 11 listopada. Pokazuje
kraj przepełniony kombatantami, zwolnionymi „z honorami do cywila”, którzy
muszą znaleźć miejsce dla siebie. Są to najczęściej młodzi ludzie, którzy w
ciągu kilku lat w okopach mieli niewiele okazji by nauczyć się czegoś więcej
niż sztuki przetrwania.
Autor w błyskotliwy sposób pokazuje świat pełen „przekrętów”
mających na celu zdobycie pieniędzy dzięki koneksjom, ale też prób wybielenia
swojej przeszłości. Bohaterowie uciekają przed przeszłością z wielu powodów,
jednak celem dla nich wszystkich jest utrzymanie pewnego status quo. Jednak każdy z nich rozumie ten stan inaczej. Pericourt,
z pomocą odkopanego sojusznika, finguje swoją śmierć, dzięki czemu nie musi
udawać, że pokiereszowana twarz jest czymś, z czym może przejść do porządku
dziennego.
Lemaitre pokazuje wojnę jako czas ogniskowania się pewnych
cech charakteru, które, w połączeniu z permanentnym poczuciem zagrożenia życia
i niepewnością jutra, zmieniają ludzi nie do poznania. Ludzie słabi stają się
jeszcze słabsi, a podli – jeszcze podlejsi. W ten system autor wplata intrygę
związaną z chęcią dorobienia się na tragedii wojny – czy to na trumnach, czy to
na pomnikach upamiętniających poległych. Łączy w swojej prozie elementy
kryminału, prozy obyczajowej i wojennej, jednak opowieść ta nie rozchodzi się w
szwach, lecz pozostaje zwarta aż do końca. Po takie książki warto sięgać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz