Kryzys
wieku średniego został opisany niezwykle plastycznie w literaturze i
kinematografii. Jest to temat wdzięczny, głównie za sprawą swojej klarowności i
łatwości ocen. Jednak między okresem dojrzewania i wchodzenia w dorosłość,
charakterystycznym dla nastolatków stających się dwudziestolatkami, a czasem będącym
progiem późnej dojrzałości , otwieranym przez magiczny, czterdziesty rok życia,
jest wiele miejsca pomiędzy, które nie spotyka się z nadmiarem uwagi ze
strony twórców. O ile bowiem dużo pisze się o odnoszonych wtedy sukcesach, o
tyle brakuje narracji dotyczących miejsca w społeczeństwie i przystawalności do
wyznaczanych przez nie ról. Taką niszę
opowieści wypełnia norweska dziennikarka Maria Sveland ze swoją książką Zgorzkniała
pizda.
Mamy
zatem kobietę, do której cech charakterystycznych należy wiek (lat
trzydzieści), wygląd (raczej przeciętny) oraz fakt bycia od niedawna matką.
Pojawia się jednak pęknięcie w lustrze przeciętności – bohaterka prozy
Sveland udaje się w kilka miesięcy po narodzinach swego pierwszego dziecka w
podróż na Teneryfę. Samotną podróż.
XX
udaje się zatem do raju dla par, jednak jako prawdopodobnie jedyna osoba w samolocie, leci tam sama;
odczuwa wszystkie związane z tym konsekwencje, gdyż udaje się do świata, gdzie druga
osoba płaci o połowę mniej. To odczucie społecznego nakazu bycia z kimś
staje się głównym motorem napędowym książki, która, pod pozorem fabularności,
jest błyskotliwie sformułowanym opisem przeżycia przdstawicielek określonej
grupy wiekowej. Akcja toczy się bowiem na dwóch płaszczyznach: strumienia
świadomości bohaterki, sączącej drinka na balkonie przyzwoitego hotelu na
Teneryfie, oraz dosyć mocno skonkretyzowanej opowieści dotyczącej jej
przeszłości, wspominanej na zasadzie dadaistycznej zabawy w retrospekcje. W
ciągu narracji oba te elementy się uzupełniają, i tak też gdy bohaterka czyni w
myślach uwagi dotyczące związków, wraca
do świata wspomnień i próbuje w
racjonalny sposób zrozumieć swoją reakcję. Jest to ciekawy sposób prowadzenia
narracji – książka dzięki temu nie jest banalna i staje się przekonująca.
Za
niezwykle cenne w tej pozycji uważam trzy elementy. Pierwszym z nich jest
pokazanie kulturowego uwarunkowania pewnych zachowań, które szokują, gdy
dochodzi do ich złamania. Najlepszym tego przykładem jest scena, w której
bohaterka, wraz ze swoją przyjaciółką, zaczynają zachowywać się zaczepnie wobec
mężczyzn: zawłaszczają męską rolę w zwyczajowym tańcu godowym i wychodzą z roli
pasywnej w sytuacji podrywu. Dziewczyny, uwodząc mężczyzn, zaczynają używać
sformułowań wykorzystywanych przez nich w takich sytuacjach. Takie podejście
pozwala na wyjście poza utarte szlaki i pokazanie w nowym świetle zachowań w
gruncie rzeczy śmiesznych, które jednak, przedstawiane w jasno określonej
otoczce, mogą być akceptowane i stają się jasnym aktem niezgody na przedmiotowe
traktowanie. Ten akt demaskacji pozwala uświadomić brutalne kulturowe uwikłanie
relacji damsko-męskich w sytuacji szeroko pojętych zalotów.
Drugim,
nie mniej ważnym elementem, jest wejście narratorki/bohaterki książki w rolę
cynicznego obserwatora: udając się na Teneryfę sama wyłamuje się ze schematu –
może dzięki temu pozwolić sobie na więcej, naśmiewać się z konwencji takich jak
role przy basenie, czy zasadność zakładania stringów na treningi w klubach
fitness. W sposób błyskotliwy obnaża
wiele zwyczajów, których komentowanie jest uznawane albo za wstydliwe albo
seksistowskie.
Wreszcie
– bohaterka na tę Teneryfę udaje się sama; opisuje przy tym trudny proces bycia
matką, zmęczenie związane z ciążą, docieranie się ze swoim partnerem w nowej
sytuacji życiowej, kryzysy, częste upadki i rzadkie wzloty. Bohaterka pokazuje
mniej pozytywne aspekty rodzicielstwa; dziecko staje się w jej związku z jednej
strony obiektem miłości, a z drugiej – przedmiotem (lub raczej powodem)
konfliktów z partnerem. Jest to niezwykle ciekawa narracja, zwłaszcza w epoce
fetyszyzacji ciąży i macierzyństwa; właśnie takie, rzadkie, lecz jawiące się
jako uczciwe, podejście zdaje się tłumaczyć przyczynę międzynarodowości tego
bestseleru.
Sveland
poprzez wyjście poza konwencję opisu początkowo szokuje, jednak wraz z zagłębianiem
się w świat swojej bohaterki czytelni(cz)k(a) dostrzec może złożony i ciekawy
konstrukt odwołujący się do motywu every(wo)man. Rzadko bowiem spotkać się
można z opisem wprost negującym idealność macierzyństwa, a prezentacja każdego
z tych pęknięć jest z jednej strony poruszająca, a z drugie – mocno szokuje.
Zgorzkniałość
tytułowej pizdy
staje się tu synonimem jej cynizmu – krytycznego i uszczypliwego przebywania w
świecie. Dużo tu o stereotypach, a najciekawsze są ustępy o przeżywaniu ciąży, dla
których warto tę książkę przeczytać; permanentne demaskowanie postaw, które w
wykonaniu płci przeciwnej są dopuszczalne. A opis macho mięknących na
dźwięk pytania o stan narządów płciowych – bezcenny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz