Tematyka
z książek kierowanych do czytelników pełnoletnich powoli zaczyna
przenikać do książek dla młodzieży. Eugenika, utopia, cicha
władza i inkarnacja – motywy znane z książek science-fiction tym
razem, w formie znacząco uładzonej, trafiają na karty powieści
przeznaczonej dla nastoletnich. Miłośnicy sagi Zmierzch
zaczynają dojrzewać, więc czas uraczyć ich poważniejszymi
tematami? Trudno się oprzeć temu wrażeniu, zwłaszcza ze
świadomością, że nowi bohaterowie Meyer są mniej eteryczni i
mają w sobie więcej życia. Dosłownie i w przenośni. Mają wszak
Intruza.
Pięknie
opisany początek książki – scena wszczepienia duszy
w ciało nosiciela;
swoista re-inkranacja postaci z innego świata w ciało ludzkie
otwiera opowieść. Estetyka, perfekcja, chwila wahania,
wypreparowane emocje i utarte formułki. Takie powitanie może
odstręczyć – tu nie mam wątpliwości. Pod tą powłoczką banału
kryje się jednak spory potencjał, który autorka nie do końca
wykorzystuje, jakby cenzurując tę opowieść poprzez ukrycie
ważnych pytań dotyczących władzy, jej względności i zasadności
manipulowana ludźmi.
Na
Ziemi bowiem panuje pokój. Dzieje się tak dzięki istotom, których
rodowód nie jest szczególnie znany, a których obecność na
zielonej planecie nie jest do końca jasna. Przynoszą one pokój,
gdyż są wolne od agresji, jednak to spłaszczenie emocji budzi
niepokój; istoty zestawione z ludźmi powodują, że rdzenni
mieszkańcy planety jawią się jako agresywne zwierzęta. Zwierzęta
zmuszone do walki o przetrwanie; ich ciała bowiem służą duszom do
przemieszczania się po świecie. Wszczepiane są
one w ciała nosicieli
(hostów) niemal jak organy; służą przy tym regulacji świata.
Takie ubezwłasnowolnienie prowadzi do wzrostu negatywnych emocji;
ludzie, którzy nie są nosicielami innych dusz muszą uciekać, by
nie stać się naczyniem innego bytu. Bytu, który niesie zagładę
podmiotowości nosiciela. Jego osobowość zostaje stłamszona przez
intruza, który łącząc
się z połączeniami nerwowymi swojego nosiciela przejmuje
władzę nad jego ciałem.
Książka
opowiada o sytuacji wyjątkowej – duszy, która została
wszczepiona w ciało jednego z ostatnich żyjących na wolności
ludzi. Jednak ciało i ukryty w jego zakamarkach duch nie dadzą się
tak łatwo nowemu lokatorowi. Gość zaczyna mieć kłopoty z
panowaniem na swoim ciałem.
A to dopiero początek.
Nowa
książka Stephanie Meyer
budzi konsternację. Paraobrzędowy zabieg wszczepienia
duszy jako żywo przywodzi na myśl opętania opisywane potoczyście
przez scenarzystów serialu Supernatural
jest tu przedstawiony z podobną sugestywnością. Wszystko idzie
doskonale, ale... Właśnie na tym ale
osadzona jest fabuła książki. Klasyczny, propowski motyw bohatera,
który ma zadanie do wykonania, ma szczególne zdolności, ma
nieprzyjaciół po drodze, ale i bliskich, którzy pomagają
przezwyciężyć tę próbę.
Chciałoby
się powiedzieć, że to już było – kulturowy
motyw „emocjonalnej kastracji” obecny jest chociażby w
Equilibrium. Mimo
tego, trudno o jednoznacznie negatywną ocenę nowej książki Meyer.
Wprawdzie eksploatuje utarte schematy narracyjne, jednak wychodzi w
wielu miejscach poza banał. Ma ona kłopoty z podtrzymywaniem
napięcia, jednak w pisaniu autorki jest coś, co może zainteresować
czytelnika i nie pozwalać mu na oderwanie się od lektury. Powieść
jest napisana potoczyście, jednak z zachowaniem rozsądnego umiaru.
Dialogi nie powalają błyskotliwością, ale też nie miażdżą
czytelnika banałem. Pojawiają się w niej mocne chwile (jak
chociażby wielogłos wewnętrzny głównej bohaterki, czy też
dialogi z łowczynią), jednak znacznie więcej jest fragmentów
przeciętnych. Opowieść ta nie nuży, jednak też nie porywa
szczególnie. Poruszane są w tej opowieści wątki utopijne i
odnoszące się luźno do biowładzy, jednak jest to tylko zanęta
dołączona do historii o miłości i poszukiwaniu siebie, jakkolwiek
rozumianego. Wadą w tym kontekście jest brak rozwinięcia wątków
wiążących się z władzą i pojawieniem się intruzów.
Otwartość zakończenia książki daje na to nadzieję.
Czytelnicy mogą się czuć
trochę oszukani po obejrzeniu kinowej adaptacji tej opowieści. Ta
mocno spłyca najlepsze fragmenty powieści, jednak ciekawie
dynamizuje akcję. Z drugiej strony – poświęcenie tej książce
kilku dni (wszak to ponad pół tysiąca stron) jest w pewien sposób
satysfakcjonujące; można przeczytać powieść dosyć lekką i
przyjemną, z otwartym „happy-endem” i mającą pozytywny
wydźwięk (wszak przyjaźń i miłość wszystko zniosą). Jako
lektura na wakacje lub urlop – jak znalazł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz