poniedziałek, 3 marca 2014

Maria Sveland - Zgorzkniała pizda



Kryzys wieku średniego został opisany niezwykle plastycznie w literaturze i kinematografii. Jest to temat wdzięczny, głównie za sprawą swojej klarowności i łatwości ocen. Jednak między okresem dojrzewania i wchodzenia w dorosłość, charakterystycznym dla nastolatków stających się dwudziestolatkami, a czasem będącym progiem późnej dojrzałości , otwieranym przez magiczny, czterdziesty rok życia, jest wiele miejsca pomiędzy, które nie spotyka się z nadmiarem uwagi ze strony twórców. O ile bowiem dużo pisze się o odnoszonych wtedy sukcesach, o tyle brakuje narracji dotyczących miejsca w społeczeństwie i przystawalności do wyznaczanych przez nie ról.  Taką niszę opowieści wypełnia norweska dziennikarka Maria Sveland ze swoją książką Zgorzkniała pizda.
Mamy zatem kobietę, do której cech charakterystycznych należy wiek (lat trzydzieści), wygląd (raczej przeciętny) oraz fakt bycia od niedawna matką. Pojawia się jednak pęknięcie w lustrze przeciętności – bohaterka prozy Sveland udaje się w kilka miesięcy po narodzinach swego pierwszego dziecka w podróż na Teneryfę. Samotną podróż.
XX udaje się zatem do raju dla par, jednak jako prawdopodobnie  jedyna osoba w samolocie, leci tam sama; odczuwa wszystkie związane z tym konsekwencje, gdyż udaje się do świata, gdzie druga osoba płaci o połowę mniej. To odczucie społecznego nakazu bycia z kimś staje się głównym motorem napędowym książki, która, pod pozorem fabularności, jest błyskotliwie sformułowanym opisem przeżycia przdstawicielek określonej grupy wiekowej. Akcja toczy się bowiem na dwóch płaszczyznach: strumienia świadomości bohaterki, sączącej drinka na balkonie przyzwoitego hotelu na Teneryfie, oraz dosyć mocno skonkretyzowanej opowieści dotyczącej jej przeszłości, wspominanej na zasadzie dadaistycznej zabawy w retrospekcje. W ciągu narracji oba te elementy się uzupełniają, i tak też gdy bohaterka czyni w  myślach uwagi dotyczące związków, wraca do świata  wspomnień i próbuje w racjonalny sposób zrozumieć swoją reakcję. Jest to ciekawy sposób prowadzenia narracji – książka dzięki temu nie jest banalna i staje się przekonująca.
Za niezwykle cenne w tej pozycji uważam trzy elementy. Pierwszym z nich jest pokazanie kulturowego uwarunkowania pewnych zachowań, które szokują, gdy dochodzi do ich złamania. Najlepszym tego przykładem jest scena, w której bohaterka, wraz ze swoją przyjaciółką, zaczynają zachowywać się zaczepnie wobec mężczyzn: zawłaszczają męską rolę w zwyczajowym tańcu godowym i wychodzą z roli pasywnej w sytuacji podrywu. Dziewczyny, uwodząc mężczyzn, zaczynają używać sformułowań wykorzystywanych przez nich w takich sytuacjach. Takie podejście pozwala na wyjście poza utarte szlaki i pokazanie w nowym świetle zachowań w gruncie rzeczy śmiesznych, które jednak, przedstawiane w jasno określonej otoczce, mogą być akceptowane i stają się jasnym aktem niezgody na przedmiotowe traktowanie. Ten akt demaskacji pozwala uświadomić brutalne kulturowe uwikłanie relacji damsko-męskich w sytuacji szeroko pojętych zalotów.
Drugim, nie mniej ważnym elementem, jest wejście narratorki/bohaterki książki w rolę cynicznego obserwatora: udając się na Teneryfę sama wyłamuje się ze schematu – może dzięki temu pozwolić sobie na więcej, naśmiewać się z konwencji takich jak role przy basenie, czy zasadność zakładania stringów na treningi w klubach fitness.  W sposób błyskotliwy obnaża wiele zwyczajów, których komentowanie jest uznawane albo za wstydliwe albo seksistowskie.
Wreszcie – bohaterka na tę Teneryfę udaje się sama; opisuje przy tym trudny proces bycia matką, zmęczenie związane z ciążą, docieranie się ze swoim partnerem w nowej sytuacji życiowej, kryzysy, częste upadki i rzadkie wzloty. Bohaterka pokazuje mniej pozytywne aspekty rodzicielstwa; dziecko staje się w jej związku z jednej strony obiektem miłości, a z drugiej – przedmiotem (lub raczej powodem) konfliktów z partnerem. Jest to niezwykle ciekawa narracja, zwłaszcza w epoce fetyszyzacji ciąży i macierzyństwa; właśnie takie, rzadkie, lecz jawiące się jako uczciwe, podejście zdaje się tłumaczyć przyczynę międzynarodowości tego bestseleru.
Sveland poprzez wyjście poza konwencję opisu początkowo szokuje, jednak wraz z zagłębianiem się w świat swojej bohaterki czytelni(cz)k(a) dostrzec może złożony i ciekawy konstrukt odwołujący się do motywu every(wo)man. Rzadko bowiem spotkać się można z opisem wprost negującym idealność macierzyństwa, a prezentacja każdego z tych pęknięć jest z jednej strony poruszająca, a z drugie – mocno szokuje.
Zgorzkniałość tytułowej pizdy staje się tu synonimem jej cynizmu – krytycznego i uszczypliwego przebywania w świecie. Dużo tu o stereotypach, a najciekawsze są ustępy o przeżywaniu ciąży, dla których warto tę książkę przeczytać; permanentne demaskowanie postaw, które w wykonaniu płci przeciwnej są dopuszczalne. A opis macho mięknących na dźwięk pytania o stan narządów płciowych – bezcenny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz