Od
kiedy pojawił się doktor Faust i Pan Twardowski motyw diabła w
kulturze został mocno skanalizowany do tych dwóch, zwyczajowych
przedstawień literackich. Ci dwaj bohaterowie literaccy mocno
określili cechy charakterystyczne zainteresowanych paktem z siłami
ciemności, jednak ich anachroniczny charakter nie do końca
odpowiadać może nowoczesności. Co jednak, gdy nastąpi karkołomne
złożenie imion „Faustyna” i „Faust”, a do tego doda się
kulturowe i, jakże by inaczej, religijne ich obciążenie? Wtedy
może zacząć robić się bardzo ciekawie, czego dowiódł w
nietuzinkowy sposób Wojciech Szyda, tworząc książkę o
dwuznacznym tytule „Fausteria”.
Opowieści
o dziewczynach, które wchodziły w świat kobiet jest wiele, jednak
książka ta ma niewiele wspólnego z klasyczną powieścią
inicjacyjną. Jedynymi „początkami” dla bohaterki są sukcesy
twórcze i poznanie smaku splendoru spływającego na jej dokonania.
Również jej konflikt wewnętrzny zdaje się nasilać wraz z
odnajdywaniem swojej własnej tożsamości – zarówno twórczej,
jak i podmiotowej.
Udając
się na akademię sztuk pięknych bohaterka poznaje nowe odcienie
twórczości, rozwija naturalny talent, ale też utwierdza się w
świadomej zabawie swoim imieniem – Faustyna. Ta, niechciana,
łączność z nową świętą Kościoła katolickiego poprzez obszar
nazwania sprawia, że młoda kobieta zaczyna inaczej rozumieć
siebie. Poznanie mitu faustowskiego i związanych z nim znaczeń
utwierdziło ją w przekonaniu, że jej imię posiada dziwny,
trącający siarką, pierwiastek.
To
też niejako motywuje jej prace twórcze i znajomości. Zapoznaje się
z chłopakiem, który twierdzi, że miał widzenia. Infernalne
widzenia; ukazał mu się wszak sam Książę Ciemności. Wchodzi ona
po trosze w rolę Adolfa Hyły, który stworzył najbardziej znany
obraz Jezusa Miłosiernego, który powstał w wyniku uwag świętej
Faustyny Kowalskiej. Młoda bohaterka, słuchając uwag swego
przyjaciela (i zarazem kochanka), tworzy obraz biesa.
Inspiruje
ją to do pracy na studiach – jako jedno ze swoich zaliczeń
prezentuje kartę do tarota z wizerunkiem diabła; odświeża
zwyczajowy wizerunek i dodaje mu zadzioru, przez co wzbudza
zainteresowanie jednego z prowadzących zajęcia, który proponuje
jej współpracę.
Gra
znaczeń jest głównym elementem książki; wspólny element imion,
odwołanie się przez to do kabalistycznej tradycji jasno wskazuje na
obeznanie autora z tematyką historyczną i religijną. Odnosi się
on do zamkniętego systemu znaczeń, a zarazem dokonuje wyboru, z
którego tworzy swoją własną narrację z pogranicza mistyki, wiary
i neurologii. Wątek ostatni okazuje się być niezwykle ciekawy –
Faustyna miewa dziwne wizje gdy przechyla głowę. Już na początku
opowieści wyjaśnione jest szczątkowo, że jej czaszce czai się
niecny krwiak, który uciskając coraz bardziej na określone rejony
mózgu wywołuje u niej szczególne widzenia. Ten Zabieg literacki
świadomie odnosi się do postaci świętej, która wszak też miała
widzenia. Jednak to nie koniec „puszczania oka” do czytelnika.
Autor ciągle podważa postać świętej poprzez stosowanie
przewrotnej analogii do niej i jej młodej imienniczki. Również
marny koniec bohaterki książki jest znany od początku; koniec,
który nadchodzi krótko po trzydziestych trzecich urodzinach (wiek
to wielce godny, chrystusowy) gra z życiorysem świętej.
Zabieg
odkrycia kart jest stosowny wyłącznie w sytuacji, w której autor
ma do zaoferowania sporo treści dodatkowych między chronologicznymi
początkiem i końcem historii. Klasyczne elementy szukania siebie i
swojej tożsamości są tu obecne, jednak książka ta nie jest
kolejną historią o tym, jak to mała dziewczynka z pączka stała
się piękną różą. Lub nie tylko. Gra z konwencją,
obrazoburczość i regularne podszczypywanie czytelnika uwagami
dotyczącymi religijności i wzorców kulturowych zakorzenionych w
religii – to serwuje niemal trzysta stron nowej powieści Wojciecha
Szydy.
„Fausteria”
nie jest książką męczącą; raczej wciągającą. Miłośnikom
opowieści o doktorze Faustusie, kocie Behemocie i panu Twardowskim
przypadnie do gustu mnogość odwołań do tych tradycji kulturowych.
Zainteresowani religią i jej kontekstami będą mieli dane do
myślenia za sprawą zderzenia w książce treści heretyckich ze
świętymi. A fani dobrej opowieści – z pewnością dostrzegą, że
książka nie jest pisana bez dobrego planu fabularnego. Pozostaje
tylko polecić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz