środa, 2 lipca 2014

Jan Pelc – ...będzie gorzej



O ile historia czeskiej opozycji czasów słusznie minionych została dobrze opisana chociażby przez Kunderę, to tamtejszy (i ówczesny) underground nie spotkał się w polskiej literaturze z szerszym przedstawieniem. Wpływać na to mogły kwestie uwikłania w romantyczny mit walki z najeźdźcą ze wschodu – wszak czasy Jarocina nie są uważane przez wielu twórców narracji o PRL-u za powód do dumy. Jednak ta opowieść, będąca wyrazem buntu i krzykiem o wolność młodego pokolenia, często zanurzonego w beznadziei, jest nie mniej ważna co narracja tworząca spiżowe pomniki tym-którzy-się-wsławili-w-walce. Taką opowieść proponuje Jan Pelc – autor niezwykłej książki …będzie gorzej.
Pozornie może być to opowieść o upodleniu się młodego człowieka, którego swobodnie można określić mianem utracjusza. Pochodzi z w miarę dobrze sytuowanej rodziny, jego ojciec posiada liczne koligacje zawodowe i partyjne, jednak bohater zdaje się nie godzić podświadomie na korzystanie z nich. Każdorazowe próby ujęcia w jakiekolwiek ramy, przyczepienie łatki czy przyporządkowanie do jakiejś roli społecznej kończą się buntem. Ma kłopoty w szkole wynikające z nadużywania  alkoholu i niechęci do podporządkowania się; gdy trafia do pracy – ma kłopoty ze zalezieniem się w trybie wykonywania powierzonych mu zadań. Nie jest głupi ani niezaradny – dzięki szerokiej sieci znajomości zadzierzgniętych przy barze i na imprezach oraz wrodzonej smykałce do prac fizycznych udaje mu się znajdować w różnych zakątkach Czechosłowacji pracę, która jest źródłem utrzymania. Oraz finansowania imprez. Bohater jest z jednej strony zamknięty w bezlitosnym trójkącie uzależnienia, znajomych i nienawiści do rodziny, jednak jest to tylko pozór. Postawa kontestująca jest dla niego sposobem na stworzenie wokół siebie przestrzeni wolności.
Powieść Pelca zdaje się być tym wobec twórczości Kundery czym Czyżowa wobec książek Ulickiej; uzupełnia i rozszerza pominięte (bądź przemilczane) wątki. Autor …będzie gorzej, nie ubierając sprzeciwu wobec władzy komunistycznej, przedstawia powszechniejsze oblicze społeczeństwa – nie ma u niego niemal intelektualistów, a jedynie osoby pozornie nie posiadające aspiracji i pragnące się tylko zabawić. Czytelnik jest prowadzony przez bohatera po szemranej okolicy, poznaje szczodrze zakrapiany rodowód czechosłowackiego undergroundu. Co istotne – opowieść ta jest wolna od moralizatorstwa. Pojawiają się wprawdzie konfidenci i zeszmaceni dawni kumple, jednak nie opiera się to o kategorie dychotomiczne. Istotne zdają się być tu tylko dwie rzeczy: wspólnota i dobra zabawa. Elementem łączącym wszystkich bohaterów jest sprzeciw wobec ładu, który jest przewrotnie konstruktywny: niszcząc udaje im się stworzyć chybotliwy ład, którego nie daje im znienawidzone państwo.
Pelcowi udaje się przedstawić mało znane oblicze czechosłowackiej kontrkultury, a przy tym uchwycić jej kulturotwórczy charakter. Prowadzi czytelników przez mało ciekawe zakątki by pokazać ludzi żyjących w nich, wraz z ich problemami i pragnieniami posiadania czegoś nobilitującego. Takim elementem zdaje się być dla pisarza i jego bohaterów kultura, którą tworzą głównie dzięki muzyce – nieco kakofonicznej, ale szczerszej niż to, co leci w radiu. Pozycja ta jest też ciekawa na polskim rynku – pokazuje powszechność zjawisk, których znakomitym przykładem był ferment zbierający się chociażby na festiwalu w Jarocinie. Ciekawie też wchodzi w konflikt z paraintelektualnym mitem solidarnościowej opozycji, jednak nie neguje go, lecz, podobnie jak Czyżowa wątki podjęte przez Ulicką, dopełnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz