Tematy
miłosne są dobrym materiałem do przygotowania pierwszej prozy. Połączenie
takiego wątku z atmosferą uzdrowiska dało wszak genialną Czarodziejską górę. Do takiej estetyki zdaje się odwoływać w swojej
debiutanckiej książce Radek Rak; zanurza on jednak tę potrawę w ciekawszym
sosie – apokryficznej postaci Lilith oraz pięknych krajobrazach polskich
Beskidów. Czy taka, dosyć wybuchowa mieszanka, ma rację bytu?
Główny
bohater Kocham cię, Lilith, Robert,
jest człowiekiem, którego fundusz zdrowia w nadwiślańskim kraju zdecydował
wysłać na kurację do sanatorium „Iwona” w Beskidzie Niskim. Trudno je znaleźć
na mapie, a autochtoni nie ułatwiają mu tego zadania. Na jego drodze stają dwie
kobiety – rudowłosa i tajemnicza Iwona oraz delikatna, acz intrygująca
przedstawicielka hipokratejskiego zawodu – Małgorzata. Dosyć szybko obie panie
przypadają mu do gustu, jednak nie jest w stanie zdecydować z którą chciałby
zacieśnić znajomość, przy czym obie intrygują go coraz bardziej…
Autor
bawi się konwencjami, przeplata walory krajoznawcze z legendami i realizmem
magicznym, przez co udaje mu się utrzymać ciekawy, nieco ospały nastrój
opowieści. Sytuując wydarzenia w okolicach ostatnich dni Wielkiego Postu
również pozostawia sporo przestrzeni, w którą upycha apokryficzne i gnostyckie
wątki, ściśle związane z legendarną pierwszą żoną Adama. Radkowi Rakowi udaje
się utrzymać nieco psychodeliczny nastrój, który ugruntowuje stanem zdrowia
bohatera i jego percepcją (choruje na serce i ani kawa, ani papierosy, ani
alkohol mu nie służą), chociaż nikt tego być pewien nie może – ani czytelnik,
ani sam Robert. Dzieje się tu na przecięciu kultury i natury, racjonalności i
jej braku. Bohater, stykając się z nieznaną, niemal pierwotną siłą fascynacji
wchodzi w spór z samym sobą, co daje ciekawe efekty. A mieszając w to kategorie
religii i kultury, które ujarzmiła (z
tą cząstką ja wskazującą na
podmiotowość) człowieka ciekawie pokazuje problem wyboru między tym, co dobre,
a tym, co niekoniecznie przynosi korzyć, lecz jest… fascynujące.
Opowieść
trzyma poziom i utrzymuje czytelnika w pewnej, dosyć istotnej, niepewności. Mimo,
że oczywistym jest, że każdy turnus kiedyś się kończy. Kocham cię, Lilith nie nudzi, chociaż zakończenie może pozostawiać
niedosyt. Ale do tego miejsca niech dojdą ci, którzy sięgną po tę pozycję. Bo,
jak mi się, wydaje, warto. I to nie tylko na wypad w iwniczańskie okolice.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz