Opisania postaci ważnych podejmowało się
już wielu: Piłsudzkiego, odpowiednio zawoalowanego, opisał Kaden-Bandowski,
„Ognia” niedawno przeniósł na karty książki Łukasz Orbitowski. Od kilku lat
można było oczekiwać opowieści o człowieku z charakterystycznym, acz
złowieszczym wąsikiem – Adolfie Hitlerze. Taką książkę przedstawia niemiecki
pisarz Timur Vermes.
Mamy zatem dosyć ciekawą scenę: we
współczesnym Berlinie, w okolicy Voßstraße 6, przy której do 1949 znajdował się
budynek kancelarii III Rzeszy, budzi się odziany w wojskowy mundur mężczyzna z oszczędnym
zarostem. I charakterystyczną fryzurą. Jak łatwo się domyślić (okładka
przygotowana przez polskiego wydawcę książki nie pozostawia wątpliwości),
mężczyzną tym jest Adolf Hitler. W wyniku zbiegu niewyjaśnionych okoliczności
powraca on do życia w kilkadziesiąt lat po swojej (rzekomej) śmierci. Co prawda
jego odzienie trąca benzyną, a pamięć i orientacja w przestrzeni (geograficznej
jak i geopolitycznej) są nieco zaburzone, to jednak udaje się on na podbój
świata – wszak to rozeznał przed laty jako swoje powołanie. Poznaje wpierw
kioskarza, który mając go za delikatnie szalonego, pozwala mu nocować w swoim
kiosku. W wyniku wielu zabawnych komplikacji główny bohater trafia wreszcie do
telewizji… Jednak nikt nie bierze go na poważnie.
Powieść Vermesa jest symptomatyczna dla
zmiany narracji dotyczącej historii, a która dokonuje się współcześnie w
Niemczech i na świecie. Kiedy do kin trafił Upadek
stało się jasne, że człowiek uważany za jednego z największych zbrodniarzy w
historii jest u progu wejścia do popkultury. W wyniku zapośredniczenia jego
postaci poprzez narrację filmową dokonała się zmiana postrzegania go, która
połączyła się ze zmianą spojrzenia na lata 1919-1945, a w szczególności –
1933-1945 w kulturze. Dostrzec można niepokojące przewartościowanie: ważniejszą
od napisu na bramie w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu stała się postać
Sophie Sholl i opozycyjna organizacja „Biała Róża”. Sprzyja temu atmosfera
oswajania demonów przeszłości, które przestają straszyć, ale oprawione w
odpowiednie ramy zaczynają bawić. Postać ostatniego kanclerza III Rzeszy staje
się pożywką dla kolejnych komików, a rozmaite wariacje na temat sławnej sceny z
Upadku pozwalają w internetowym
hydeparku na włożenie w usta Hitlera słów pełnych dezaprobaty wobec
współczesnej, niemieckiej sceny metalowej. Właśnie na tych nastrojach zdaje się
pogrywać skutecznie Vermes – stawia on przy tym kłopotliwe pytanie, które
przychodzi niemal jak paskudna czkawka po ataku śmiechu: czy aby na pewno
oswajanie widm przeszłości jest bezpieczne? Czy ich rolą nie jest pozostawanie
w tle, ale zarazem budzenie pewnego niepokoju? Przedstawia on hipotetyczną
sytuację, w której dawny demon pojawia się niepodzianie, niemal jak tygrys bijący się ogonem po bokach, ale
nie budzi przerażenia. Zamiast tego saje się błaznem i nie obowiązują go żadne
reguły, mimo że jako jedyny mówi prawdę. Co ciekawe – autor (parający się przed
laty ghost wrightingiem) podejmuje temat trudny, a zarazem pokazuje zbyt daleko
idące oswojenie przeszłości. Przeszłości, która może powrócić w najmniej
spodziewanym momencie, wraz ze wszelkimi swoimi konsekwencjami. Autor bawi, ale
też pozostawia ziarno niepokoju; rozśmiesza, ale zarazem budzi niepokój.
On
wrócił jest książką
prześmiewczą, jednak podszytą obawą przed powrotem przeszłości. Jej autorowi,
poprzez opisanie postaci Adolfa Hitlera usiłującego odnaleźć się w XXI wieku,
udaje się uchwycić problem zbytniego oswajania przeszłości i idącego za nią
zbytniego upraszczania i przeinaczania jej. Czy zatem historia magistra vita est?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz