Ewa
Lipska – Droga pani Schubert.
Estetyka
codzienności dotkniętej literaturą, przepisanej w poezję dominuje w nowym tomiku
Ewy Lipskiej Droga pani Schubert. Pustka,
codzienność i przemijanie stają się głównymi wątkami tej książki.
Ten
zbiór dwudziestu sześciu wierszy nosi znamiona epistolarności – większość utworów
zaczyna się od wskazania na formę listowną komunikacji z panią Schubert. Panią, która jest kimś oczekiwanym, niemal jak
becketowski Godot. Kimś, kto nie musi nawet przychodzić – jego wyobrażenie
wystarcza dla konstytuowania świata wiersza. Takie założenie, w połączeniu z
dominacją apostrofy, powoduje wrażenie swoistej bliskości zarówno nadawcy, jak
i odbiorcy tekstu; jakby czytelnik był między tymi dwoma podmiotami i przysłuchiwał
się im bezkarnie. Obecność adrestaki staje się konstruująca dla całego świata
przedstawionego – od niej zaczyna się komunikacja. Z drugiej strony – postać ta
staje się swoistym spowiednikiem. Ciekawie
ta figura realizuje się w wierszu Miasta
– tu dokonuje się rozliczenie zahaczające o przestrogi ewangeliczne dotyczące
obciążonych winą miast, które stają się nagle świadkami oskarżenia. Obecna jest
też w tych wyznaniach trwoga, która jest ukrywana – tak jak w Diabelskim Młynie, w którym przemijanie
jest skwapliwie ukrywane pod postacią czynionych na kartce kalendarza
krzyżyków. Z kolei wiersz Spowiedź sygnalizuje
niemożność zaistnienia sytuacji spowiedzi w stanie jawy – wysłuchująca
spowiedzi kobieta nagle wybucha śmiechem i rozpływa się; można to traktować
jako potrzebę panowania na swoim ja w
sytuacjach wymagających autoprezentacji
i spojrzenia w głąb siebie. I prezentacji tego, co w środku.
Wielką
wagę w tekście ma czas – to on staje się centrum świata opisywanego. W tomiku
podmiot liryczny obraca go niemal jak proustowską magdalenkę – przygląda mu się
z wielu perspektyw, wkłada w usta napotkanych postaci słowa nadające nową
perspektywę dla tego, co jako ludzie odczuwamy jako czas. Pojawia się
autoanaliza liryczna, opis różnych stadiów życia (które jest też czasem),
spojrzenie na codzienność z punktu widzenia kosmicznego i niemal zastanego. Centralnym elementem tego
zagadnienia w zbiorze jest koło – staje się ono znakiem ciągłości, wiecznych
powrotów, ale i świadectwem przemian. We wspomnianym Diabelskim Młynie dokonuje się zniszczenie zastanego ładu – gdy
przestaje on działać rodzi się pustka, której nie da się wypełnić. Z kolei Suplement diety jest obrazem powracania
do czegoś (wspomnień, miejsc,
pamiątek) jako do swoistego zastępstwa życia teraźniejszego – tu to koło staje
się złamane, gdyż przestaje się kręcić, ale dokonuje się tylko pozorna,
jednostronna wymiana. Podobny motyw pojawia się też w Braciach Grimm – tam to ujawnia się swoisty Piotruś Pan, który chcąc uciec od dorosłości i związanych z nią
pytań (nie na darmo pojawia się wspomnienie o psychologicznym Dostojewskim i podejrzewających Marksie i Nietzschem). Dalej
z kolei idzie w wierszu Film – tam
pojawia się przedawkowanie specyfiku
dającego młodość; skutkiem tego jest odrealnienie, bo nawet nadzieja na
zatrzymanie wskazówek (poruszający się wszak po kole) jest niebywałym
zuchwalstwem, które nie może skończyć się dobrze.
Okrąg pojawia się też w kontekście hazardu – oko
ruletki pozostające niemal w środku spogląda na grających, którzy obserwują obrót
reszty konstrukcji – stałością tu staje się element niedostępny graczom (wszak
to krupier uruchamia to koło); tutaj
decyduje wyłącznie przypadek. Również w wierszu Literówka pojawia się wyraźna obawa przed przypadkowością istnienia
samego świata; świata, który, jako rzecze napotkana na ulicy kobieta, jest
literówką wszechświata, przejęzyczeniem, dzięki któremu istnieje podmiot. A kto
jest poruszycielem…? Na to odpowiedź
nie jest udzielana. Jedno jest pewne – nawet Czas może złożyć przez przypadek
kondolencje Śmierci (jak to czyni w Roztargnieniu);
podmiot przedstawia wyłącznie konsekwencje, chociaż pojawienie się w wierszu Pomyłka przechodnia, który stwierdza, iż
cała ludzkość jest wynikiem pomyłki
wszechświata może również wchodzić w dialog z niestałością bytu ludzkiego,
ale i jego przypadkowością.
Przypadek,
a raczej niemożność zapanowania nad światem i samym sobą pojawia się bardzo
często. Widoczne jest to w Neronie –
mimo braku pozwolenia wyobraźnia dochodzi do głosu. Takie mimowolne dzianie się odnosi się w tomiku głównie
do sfery snu – sytuacji, w której rozum
śpi, a budzą się demony; tak dzieje się w Spowiedzi (tu wspomniana scena całkowitej nierealności), Filmie (pomijając fakt opisu ruchomych
obrazów, pojawia się w nim ogromne odrealnienie, w wyniku którego w pokoju
podmiotu lirycznego ląduje upity w sztok Trzeci
jeździec Apokalipsy) i w Śnie (w
nim obraz wojny pozostaje w bezpiecznym oddaleniu onirycznym, przy czym
pozostawia niepokój o poranku, ale i zwraca uwagę, że noc i ciemność wzbudzają
przerażenie przed tym, nad czym nie mamy kontroli).
Zarazem
zbiorowi przyświeca cień strachu przez przypadkiem i zapomnieniem – pojawia się
wątek Herostratesa (wprawdzie imię to nie pada, ale kontekst podpalacza
świątyni okazuje się być tu oczywisty), ale i niemal śmiertelnego strachu przed
przeoczeniem na tle całego czasu świata. Żywa jest tu też obawa przez przegadaniem problemów – budowaniem pióropuszy słów, które niczemu nie służą
(co jako żywo wydaje się być okiem puszczonym w stronę Mariana Pilota). Również
sytuacja liryczna opisana w Testamencie wydaje
się być groteskowa – przeszłość staje się przyszłością, przyszłość gdzieś umyka.
Podobnie jak niespodziane zamknięcie diabelskiego młyna wzbudza dziwny strach
przed nieznanym, które zaburza cykliczność, ale i jest jakimś wyznacznikiem
niespodziewanej śmierci (nagle wszystkie światła gasną). Z kolei ciągłe
analizowanie czasu ciągnie za sobą subtelny związek z przemijalnością i
śmiercią – w tle niemal każdego wiersza funkcjonują one wyraźnie; taka
delikatna barokowość pojawia się tu niemal wszędzie (i w jakiś sposób pozwala
na skojarzenie z Zachodem słońca w
Milanówku, a zwłaszcza z zagadkowymi kotami Rymkiewicza, które mają w sobie
jakąś dziwną tajemnicę; nie dziwo, że posądza się je o dziewięć żyć.). U schyłku pojawia się też nieznośny
strach przed śmiercią, w okolicy której panuje
nieznośny żar, jak to stwierdza podmiot w wierszu Neron. Ile więc zapomnienie
i zapamiętanie mogą mieć wspólnego z
ogniem? Ogień w tomiku ocala pamięć i grozi katuszą – zarówno spalenie świątyni
i jak i całego Rzymu wryło się w pamięć, ale zapomina się o gorącu bijącym w okolicy śmierci. Będącym po trosze
ogniem pamięci, zapomnienia i piekła.
Również
bytność świata przedstawionego jest dwoista – z jednej strony funkcjonuje on
jako rzeczywisty (podmiot odnosi się do jakiejś, zdawałoby się prawdziwej rzeczywistości – świadczyć o
tym może mycie zębów w Śnie czy też
ulica w Literówce), z drugiej – wielokrotnie
podkreślane jest językowe zakorzenienie opisywanego świata (Język); nie pozostaje bez wskazania zbawienność
istnienia tego świata równoległego –
poetyckiego (Poezja). Bez niego wszak
podmiot nie byłby podmiotem, bytem
wyodrębnionym z szarej masy bez cech indywidualnych. Świata, który nosi w sobie
jakąś mimowolność.
Pierwszych
kilka wierszy wprost niemal odwołuje się do Herberta – czy to formą, czy
treścią (zwłaszcza do debiutanckiego tomu Struna
światła; z resztą – na ile wiersz Piorun
jest tu peryfrazą tegoż…?). I, co chyba najbardziej wyraźne – pani Schubert
jest tu niemal jak pan Cogito – bytem powołanym do życia w świecie poezji,
jednak zakorzenionym w uniwersalnej Myśli. Z drugiej strony – odbiorczyni domyślna staje się powierniczką,
kimś szalenie blisko związanym z podmiotem (o rodzajniku męskim); panią, o
której pojawia się wiele ciepłych słów, delikatnie zahaczających o erotyk
(chociażby w Pamięci). Może być ona every-men’em, ale i bardzo dokładnie
określoną figurą odbiorcy idealnego;
kogoś bardzo bliskiego, znanego od dawna. Zarazem postać ta może być projekcją,
dziecięcym zmyślonym przyjacielem,
stworzonym dla zapełnienia luki w życiu i relacjach z innymi. Przyjmując to
założenie pani Schubert byłaby
remedium na chorobę samotności i bezsensowności, spiritus movens całego tomiku, ale i życia podmiotu lirycznego. Życia
w świecie języka i literatury.
Podmiot
jest zaznajomiony z teorią literatury i nie obawia się grać jej na nosie swoją
nadświadomością – Lustro jako żywo
przywodzi na myśl koncepcje psychoanalityczne (tu – lacanowskie), ciągłe powoływanie się na język i świat
wewnętrzny tekstu (Język, Poezja)
kojarzy się z de Saussurem i późniejszymi strukturalistami, ale w obrębie samej
pamięci trudno nie skojarzyć z white’owską teorią historii jako opowieści
subiektywnej, ale i wchodzącej w autokreację i dostosowanie opowieści do siebie
sugerowane przez Lejeune’a.
Tomik
jest ubogacony ciekawymi grafikami Sebastiana Kudasa. Powstawały one w oparciu
o lekturę wierszy poetki i z pewnością są ubogaceniem zbioru. Wszak co to za
książka, w której nie ma obrazków…
Nowa
książka poetycka Ewy Lipskiej jest ciekawym zbiorem poezji współczesnej, pełnym zadumy osoby dojrzałej i doświadczonej. Łączy
on elementy rzeczywistości i literackości, stawiając teksty na pograniczu obu
tych światów ze wskazaniem na bytność książkową. Ciągła obawa przez
przemijaniem i niepewność swojego bytu w pamięci ludzkiej, ale i przypuszczenie
przypadkowości swojego życia niemal dominują ten tomik epistolarnych liryków do
pani Schubert, która jako żywo przypomina herbertowskiego pana Cogito. Zarazem
autorka poszukuje w utworach remedium na samotność i przemijanie – czegoś, co
zapewni długowieczność, ale nie przyniesie wielkiej pracy. Nawiązanie do
Herostratesa i jego szaleńczego czynu staje się tu dwuznacznym rozwiązaniem –
na ile wszak można polegać na pamięci i wyparciu potomnych. Jak to mawia
Konwicki – byłoby to zbyt pyszne. Jednak samotność panosząca się w tomiku
okazuje się okiełznana przez obecność tytułowej pani Schubert – to ona pozwala
znosić przepełniony tęsknotą brak (mający
w sobie coś kobiecego wszak, jak to mawia Barthes). Jest jednak, na szczęście,
czy też nie, jeszcze ten świat literacki…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz