Sławomir Mrożek kilka lat temu przeżył wylew i jako formę terapii przyjął pracę nad swoimi dziennikami spisywanymi przez wiele lat. Różnorakie zapiski z lat 1970-1979 utworzyły drugi, bardzo obszerny tom dzienników polskiego prześmiewcy.
Dzienniki są tylko pozornie zapiskami biograficznymi, zawierającymi głównie swobodne myśli napływające do głowy autora w danym momencie. Zbiór ten okazuje się być interesującym autokreacyjnym dokumentem, w którym Mrożek przedstawia swoje przemyślenia na temat pisarstwa i obciążających je problemów – natchnienia, zależności finansowej i faktu przylepienia komuś jakiejś łatki. Wielokrotnie wspomina, że jest zależny od innych, a będąc poza Polską czuje dziwny brak wynikający z zastoju twórczego. Zarazem – gdy czuje potrzebę wyrwania się ze światka pracy twórczej – wie, że jego wolność zostanie ograniczona przez zasobność portfela.
Książka ta okazuje się być zbiorem różnorakich tekstów – można znaleźć w nim krótkie zapiski biograficzne, swoiste, bardzo osobiste recenzje innych tekstów, fragmenty traktatów estetycznych i literackich, szkice eseistyczne i socjologiczne; pojawiają się również fragmenty tłumaczeń autorskich Mrożka – uporządkowane, z datami dziennymi, osadzone w kontekście tymczasowości hotelu. Wszystkie one przeplatają się w zapiskach – notki z dni zaczynają się jako swobodny zapis, by potem przerodzić się we wspominkową recenzję, daleką od kanonu krytycznego. Krótkie traktaty przenikają się z tłumaczeniami tekstów innych autorów i wyciąganiem z nich wniosków. Takie nagromadzenie elementów pozwala traktować nowowydaną autoopowieść Mrożka jako silva rerum – las rzeczy. Pełen niejednoznacznych wpisów, na granicy dziennika intelektualnego – taka jest książka wspomnień Sławomira Mrożka.
Pierwsze zetknięcie z tym sposobem pisania może okazać się szokiem; zazwyczaj kojarzony z absurdem i delikatnie prześmiewczym sposobem pisania autor pokazuje swoją drugą, prawdziwą naturę. Wielokrotnie przyznaje się w zapiskach, że jest pijany, siedzi do późnych godzin nocnych paląc papierosy – i jest mu z tym w jakiś sposób dobrze. Obraz Mrożka, jaki wyłania się z tych zapisków, jest o wiele mnie optymistyczny, niż mogło by się to wydawać – jest to człowiek prześladowany przez swoje dylematy i demony, pełen obawy o swoje pisanie i jego sens.
Dzienniki kontynuują opowieść o człowieku poza krajem – podróżnika po Europie, swoistego homo viator – człowieka, który podróżuje i te podróże nie pozostają bez wpływu na niego. Brak zakorzenienia, obawa o swoje warunki materialne – to wszystko, okraszone znakomitym językiem, tworzy obraz człowieka żyjącego w oddaleniu od swoich korzeni, które zarazem daje mu ulgę, jak i niszczy.
Drugi tom Dzienników Sławomira Mrożka jest ciekawym zbiorem historii o nim i o otaczającym go świecie. Nastawiony na maksymalną ekspozycję siebie często rozczarowuje czytelnika zakładającego, że autor absurdalnych tekstów jest człowiekiem radosnym. Mimo tego – jest to świetny zbiór wspomnień, żywy dokument dylematów twórczych, z jakimi borykał się pan o charakterystycznej kresce. Książka, która wywiera ogromne wrażenie swoją erudycją i otwartością na czytelnika. Książka z pewnością godna polecenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz