wtorek, 1 lipca 2014

Nicolas Bouvier – Oswajanie świata



Od kiedy powstał pierwszy samochód można mówić o rewolucji – podróż stała się łatwiejsza, niż kiedykolwiek wcześniej, a dobre drogi (jak to opisuje Julian Barnes) ułatwiały przemieszczanie się z jednego punktu do drugiego niemal w mgnieniu oka. I to bez ograniczeń, jakie niosła (i wciąż niesie) kolej żelazna. Nie wszyscy jednak udawali się w rejony łatwe – do takich należał Nicolas Bouvier, który udał się w podróż z Genewy do przełęczy Chajber. Podróż ta, która dziś zajęłaby niewiele ponad trzy dni nieustannej jazdy, trwała niemal osiemnaście miesięcy. Przepełniona była licznymi przystankami, spotkaniami z ludźmi i poszukiwaniami Obcego, który mógłby stać się Innym, a relację z niej znaleźć można w Oswajaniu świata.
Bouvier pokazuje przenikanie się kultur europejskich, ich bogactwo i wielorakość. Opisuje historię podróżowania w przededniu zamknięcia świata w kapsule zdjęć satelitarnych, które prezentując go w skali makro niejako wstydliwie unikają perspektywy mikro. Udaje mu się uniknąć generalizacji, zachwycić się prostodusznością napotykanych osób, które zdają się wciąż być po stronie natury i jej rytmu. Narrator, jako przedstawiciel nowoczesności nie wychodzi jednak swoim rozmówcom naprzeciw niczym Robinson do Piętaszka – ale chce uchwycić w swoich rozmowach moment, w którym cywilizacja zaczyna się wkradać pod strzechy i zmuszać do generalizacji. Powolne tempo książki, przeplatane niekończącą się opowieścią batalii z autem i jego dolegliwościami, zdaje się zmuszać czytelnika do zdjęcia nogi z gazu, jakże charakterystycznej dla książek podróżniczych, i zatrzymania się. Zdaje się, że niezbyt dobrze dostosowane do pokonywania spadzistych, nie zawsze najlepszych dróg auto jest narzędziem wybranym świadomie – zmusza do interakcji, wydatne zderzaki niemal zapraszają przechodniów do złapania podwózki na nich (mimo sprzeciwu podróżujących w kabinie), a niespieszność przejazdu skłania do częstszego spotykania mieszkańców wiosek i miasteczek nieznacznie oddalonych od siebie. Ta wysoka częstotliwość opisu pokazuje znakomicie różnorodność, z jaką spotykają się podróżnicy, mogą dzięki niej dostrzec bogactwo pozornie prostego i znanego Starego Kontynentu. Bouvier zdaje się dowodzić, że ujednolicanie – czy to opinii, czy to narracji, w zasadnie jest fałszem, gdyż prezentuje jedynie szczątkowy i nierzadko wypaczony obraz rzeczy.
Powolny rytm opowieści pozwala na skupienie się na spotkaniu z ludźmi i miejscami – nosicielami i „nośnikami” pamięci społecznej, którzy (i które) pozwalają na jeszcze intensywniejsze przeżycie podróży i poznanie innych odcieni tego, co już, szczątkowo, znane. Pisarz i podróżnik przedstawia codzienność drogi, ale i niezwykłość spotkania z człowiekiem. I to bez chodzenia ze świecą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz