Wstrząsające procesy zawsze mają swojego stenotypistę. Odpowiada on za zapisanie tego, co mówią oskarżeni na sali sądowej, jednak jego słuchowi umyka to, co chcą powiedzieć oni w miejscach bardziej intymnych – w swoich celach, na stołówce. Takim stenotypistą został autor niedawno wydanego Dziennika norymberskiego – G. M. Gilberta.
Autor, oficer wojsk amerykańskich, a z wykształcenia psycholog, został oddelegowany do opieki nad stanem psychiki osadzonych w areszcie dostojników Trzeciej Rzeszy. W trakcie trwającego niemal rok procesu przeprowadza setki rozmów z oskarżonymi – dotyczą one zarówno tematów mocno związanych z procesem (kwestii ich winy, przynależności do NSDAP czy też samej wierności Hitlerowi), ale i obejmują ich sferę prywatną (przeżycia procesowe, kwestia honoru, problemy zdrowotne). We wstępie autor zaznacza, że nie notował nigdy przy swoich rozmówcach – wszelkie zapisy ich rozmów opierają się na pamięci Gilberta i temu, co zdążył zapisać po wyjściu z cel osadzonych.
A zapisów jest wiele – poznajemy lepiej każdego z szesnastu osadzonych (Ley popełnił samobójstwo zanim rozpoczął się proces); ich wspomnienia, stosunek do trybunału okazują się być ciekawą glosą do informacji przekazywanych na zajęciach historii w szkołach. Każdy z nich odnosi się inaczej do sytuacji, w której się znalazł – począwszy od butności reprezentowanej przez Göeringa, dowódcę sił powietrznych, ignorancji Hessa (który po sławnym locie do Anglii miał częste zaniki pamięci), aż po pełne skruchy poddanie się woli trybunału, jakie prezentował Frank – władający Generalną Gubernią. Co ciekawe – najwięcej konfliktów powstawało wewnątrz grupy oskarżonych. Zmiana spojrzenia na wierność względem austryjackiego kaprala, wyzwolenie się spod czaru, jaki tenże roztaczał wokół siebie znacząco zmieniało podejście wielu dostojników hitlerowskich Niemiec. Najwyraźniej było to widoczne na przykładzie Franka, który w czasie rozmów z Gilbertem wielokrotnie przyznaje się do bycia oczarowanym postacią kanclerza, jednak dopiero fakt jego śmierci i zmiana sytuacji pozwalają mu w jakiś sposób wyzwolić się spod jego władzy. Co ważne – gubernator nie jest odosobniony w swoim spojrzeniu.
Również ciekawie rozgranicza się w pewnym momencie podejście oskarżonych w zależności od grupy, z której się oni wywodzili. Inaczej przyjmowali przebieg procesu oficerowie z krwi i kości, jak to określił Jodl, a inaczej – dostojnicy partyjni, którym brak było pruskiej musztry i honoru. Efektem tego rozbicia wewnątrz grupy było rozdzielenie osadzonych na mniejsze grupy oraz odseparowanie Göeringa jako siejącego zamęt. Był to zabieg zamierzony, gdyż prowadzącym proces zależało na jak najbardziej indywidualnym zaprezentowaniu poglądów osadzonych, bez cienia wpływu niechcianego elementu, jakim była kontrabanda intelektualna dowódcy sił powietrznych Trzeciej Rzeszy.
O wartości myśli i informacji zawartych w książce decyduje inna od polskiej perspektywa historyczno-geograficzna. Widać to najwyraźniej na przykładzie obrania za największą zbrodnię wojenną rozstrzelania kilkudziesięciu amerykańskich lotników zestrzelonych nad terenami okupowanymi przez nazistowskie Niemcy, a nie zbrodni katyńskiej. Ta druga wprawdzie się pojawia w tekście, jednak odniesienia do niej padają z ust Göeringa a sam autor się do nich nie odnosi, co sprawia, że przechodzi ona bez jakiegokolwiek echa. Również autor książki nie skłania się ku wydawaniu ocen, jednak wielokrotnie pojawiają się dosyć dosadne uwagi na temat zaistniałej sytuacji, które jednak mają bardziej charakter podsumowania niż konkretnej krytyki.
Ta książka znakomicie ilustruje narratologię Hydena White’a – każdy naród ma swoją narrację, która niekoniecznie może być utożsamiana z historią, gdyż, jak każda opowieść, skupia się na tym co ważne (z jego punktu widzenia) oraz na pomijaniu mniej chwalebnych aspektów. Jednym z takich punktów niezgody okazuje się los Europy Środkowo-Wschodniej, w praktyce pominięty w tekście, sławne przemówienie Churchilla w Fullton również pojawia się jako bardzo słabe tło, i to tylko w formie nagłówka jednej z gazet, które pojawiają się w więzieniu. Z drugiej strony – dystans, jaki mają historycy anglosascy pozwala na szersze spojrzenie na problemy, na które polscy historycy spoglądają ze swojego miejsca historycznego. Nie zmienia to faktu, że drastyczność niektórych opisów, ale i świadectwa dowódców i oficerów zeznających jako świadkowie w procesach okazują się być przykładem bezkrytycznego posłuszeństwa, bez cienia refleksji, ale zarazem – bez szans na sprzeciw.
Dziennik norymberski jest książką mocną, jednak szalenie merytoryczną i dążącą do zbliżenia się do prawdy poprzez zderzanie ze sobą argumentów wielu stron dotyczących jednego zagadnienia. Mimo swojego uwikłania w historię Gilbert poszukuje prawdy; wielokrotnie wycofuje się on jako podmiot mówiący, a staje się wyłącznie słuchaczem osadzonych. W takiej roli sprawdza się znakomicie – i właśnie to, nie sam temat, sprawia że książka ta jest godna uwagi zarówno historyków, jak i zwykłych czytelników poszukujących wartkiej fabuły, która zmienia się w ciągu chwili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz