poniedziałek, 13 lutego 2012

Mikołaj Grynberg – Ocaleni z XX wieku.


Holocaust nigdy nie był tematem wygodnym. Książki mówiące wyłącznie o niemieckiej roli w maszynie zagłady spotykały się z krytyką ze strony środowisk dostrzegających też winę Polaków; teksty mówiące o winie polskiej – z negatywnym odzewem ze wszystkich stron sceny publicystycznej. Niedawno wydany zbiór rozmów Mikołaja Grynberga jest daleki temu nurtowi prozy rozliczeniowej – zawiera on opowieści mówiące o ogromnej tragedii, jaką był Szoah z perspektywy jednostki wplątanej mimowolnie w pełną nienawiści maszynę śmierci.
Mikołaj Grynberg od kilku lat zajmuje się problemem Żydów w czasie drugiej wojny światowej. Jego ostatnia książka-album fotograficzny mówi o reakcjach odwiedzających obóz w Oświęcimiu. Nowy tekst – Ocaleni – jest zbiorem rozmów ze świadkami historii – ludźmi, którzy przeżyli wojnę mimo swojego żydowskiego pochodzenia.  
Opowieści, jakich wysłuchuje, okazują się przerażające. Wpływa na to w ogromnym stopniu ich subiektywizm i jednostkowe spojrzenie na problem zagłady. Każdy z rozmówców Grynberga ma jakąś opowieść do przekazania; jednak nie każdy chce ją opowiedzieć – jest to element niemożliwy do pominięcia. Trauma, wieloletni ostracyzm, wygnanie – to diagnozy, które stawiają sobie samym Ocaleni.
Co znamienne – wszyscy bohaterowie, mówiąc o swoich przedwojennych losach wskazują na niemal pełną asymilację w polskim społeczeństwie; młodzi Żydzi uczęszczali do normalnych, świeckich szkół, tam zdawali matury (co było rzadkie w przedwojennej Polsce; ten egzamin uzyskiwało około 20 tysięcy uczniów, co w odniesieniu do dzisiejszych ponad dwustu wskazuje na wysoki poziom umiejętności i pracy, jaką wkładano w edukację), prowadzili własną działalność, obracali się w towarzystwie nieżydowskim. Również stosunek polskiego społeczeństwa do mniejszości żydowskiej jest opisany ciekawie – z jednej strony Polacy okazywali się być w czasie wojny gorsi od Niemców; tym samym opowieści skutecznie wchodzą w krytyczny dialog z mitem o polskim bohaterstwie w czasie drugiej wojny (o czym można przeczytać chociażby w Naszej klasie Słobodzianka). Z drugiej – pojawiają się też w tych historiach aniołowie, którzy ni z tego, ni z owego wychodzili z inicjatywą pomocy bez zadawania pytań – przechowywali w piwnicach prześladowanych i nie brali za to żadnych pieniędzy. Również osławiony Szindler przestaje byś aż tak ubrązowiony – słowa jednej z rozmówczyń Grynberga mówią jasno, że gdy ktoś miał pięć tysięcy dolarów mógł zostać wyzwolony. Nieposiadający takiej kwoty nie mieli prawa wstępu do pociągu życia.
Jest to też opowieść o ludziach odrzuconych po wojnie, dotkniętych niczym nie uzasadnionym antysemityzmem dyktowanym przez Protokoły mędrców Syjonu i inne pisemka podobnego pokroju. Sporo miejsca historiach jest poświęconego wspomnieniom powojennym, powrotom do Izraela (określanego jako Kraj), walce o przeżycie na miejscu.
Książka w dosyć naturalny sposób podzielona jest na dwie części – historie z obszaru wpływów niemieckich i rosyjskich. Wielu Żydów trafiło do sowieckich więzień, zostało wywiezionych lub uciekało przez nadchodzącymi wojskami Trzeciej Rzeszy na wschód. Opowiadają oni niemniej poruszające historie, zadziwiająco aktualne w kontekście rozliczenia z przeszłością.
Mikołaj Grynberg jest z wykształcenia psychologiem i jest to odczuwalne w książce. Jedna z jego rozmówczyń pyta go, czy ma coś wspólnego z tą profesją, bo prowadzi rozmowę tak, żeby wydobyć jak najwięcej historii bez uszczerbku ani ponownego wzbudzania traumy. Taki sposób prowadzenia rozmów miał za zadanie jedno – utrwalić to, czego już może nikt nie będzie w stanie opowiedzieć. Moderator rozmów też bardzo uważnie dostosowuje się do rozmówców – w kontekście książki pełni rolę zaledwie pomocniczą; opowieści Ocalonych są wolne od nadmiaru sugestii.
Przy zapisach rozmów trudno mówić o jakiejkolwiek ocenie. Jedno, co jest pewne, to niesamowita wyraźność opowieści, niemal bolesna dosadność i znakomity, przedwojenny język bohaterów.
Czy Ocaleni z XX wieku są książką rozliczeniową? Z pełną świadomością odpowiadam, że nie. Jest to opowieść wolna od przesadnej martyrologii, bezzasadnej krytyki którejkolwiek z postaw; jakiekolwiek oceny opowiadających odnoszą się wyłącznie do sytuacji, w jakich byli postawieni. Jest to raczej opowieść służąca pamięci, będąca swoistym hołdem żywych złożonym tym, którzy nie dożyli końca wojny; hołdem mającym przypominać o nieszczęściu, jakim był Holocaust. Z nadzieją, że historia magistra vitae est.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz