Sporo
osób pamięta „czasy (słusznie) minione”. Ale czy wszyscy pamiętają je tak samo?
Takie – pozornie oczywiste – pytanie towarzyszyć powinno podczas lektury książki
Andrzeja Klima. Bo choć niemal wszyscy pamiętają (lub – znają) ogólny obraz
wydarzeń, to niewielu zna ich kulisy. A to w nich, jak w szczegółach, tkwi
rogaty.
Ciekawe
jest podejście samego autora. Przyznaje się on, że opisuje tematy, które dziś
stałyby się pożytkiem dla tabloidów. I nie kryje się z tym, chociaż w czasach
działania Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk (przekładając
na język praktyczny – cenzury) nie byłoby mowy o tym, żeby wyszły one poza
obręb towarzyski.
Zatem w
Jak w kabarecie mamy przedstawione
perypetie sportowców, polityków, artystów scenicznych i kandydatek do Miss
Polska. Śmieszne, niekiedy smutne, jednak wciąż interesujące. Niemal każda z
opisanych postaci jest przedstawiona nie tylko przez pryzmat jej poczynań, ale
i sposobu, w jaki obchodziła się z innymi. Bezosobowa pozostaje w niej tylko „wszechogarniająca”
władza – główna dostarczycielka zmartwień, ale i fundatorka żartów
sytuacyjnych, o których nie śniło się nawet najlepszym scenarzystom i komikom.
Tak, bo jest to książka napisana na wesoło.
Ma to
swój urok. Taki zbiór ciekawostek, niekoniecznie znanych szerzej, pokazuje
sposoby na radzenie sobie z absurdami kraju zarządzanego centralnie. Autor
podkreśla zaradność Polaków, ich kreatywność i zdolność do znajdywania nawet
najmniejszych dziur w gęstej sieci ludowego ideału. Jest to opowieść
wzbudzająca sympatię, dająca sporo frajdy i śmiechu. Tak jak… dobry zbiór
anegdot. Z tą różnicą, że cenzura faktycznie męczyła niemal każdego artystę, a
jedne z pierwszych wyborów Miss Polska wzbudziły powszechne oburzenie (no może
nie pewnej części męskiej widowni) z powodu zbyt skąpych strojów kandydatek.
Ale to tylko – i aż – detale.
Ten
charakter pokazuje dokładnie grupę odbiorców książki. Niewątpliwie są to osoby,
które chcą odbyć podróż sentymentalną do czasów młodości (tej wcześniejszej i
nieco bardziej zaawansowanej). Jest sympatycznym suplementem do gorzkiej
pigułki niemal półwiecza historii Polski Ludowej. Suplementem, który wskazuje
na ludzkie oblicze tych, którzy zmagali się na co dzień z absurdami systemu, a
którzy albo nie chcieli się mu podporządkować, albo chcieli po prostu żyć
normalnie. A osobom niepamiętającym ani kartek, ani czasów, gdy policja nosiła
nieco inne miano… z pewnością pomoże uzupełnić wiedzę o ludziach, nie o
systemie. Tę wiedzę wynieśli (a przynajmniej mieli wynieść) ze szkoły.
Sympatyczna
książka plotkarska o jednym z istotniejszych fragmentów historii współczesnej –
tak można streścić Jak w kabarecie.
Czyta się ją bardzo dobrze, język jest żywy i adekwatny do opisywanych
sytuacji. Uzupełnia, dodaje barw, wymyka się ocenom. Jest zabawna, a zarazem
nastraja czytelnika pozytywnie. Nie wybiela nikogo, ale pokazuje rys ludzki
nawet tych twarzy, które znane są jedynie z reprodukcji w podręcznikach do
historii. A to chyba dobrze, nieprawdaż?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz