Inwigilacja
środowisk przestępczych jest o tyle intrygująca, o ile może być niebezpieczna
dla samego zgłębiającego ich tajniki. Niemal zawsze osoba poznająca tajemnice
jest związana z organami ścigania, jednak, jak pokazuje Anders de la Motte w
swojej nowej książce, nie zawsze musi być to oczywiste. Na takich „nieoczywistościach”
buduje on swoją kolejną intrygę.
David
Sarac, oficer szwedzkiej policji, jest odpowiedzialny za współpracę z
informatorami. Dzięki niezwykłym umiejętnościom zostaje mu powierzona misja
dokonania głębokiej inwigilacji środowisk przestępczych. Jest to procedura
niezgodna z lokalnym prawem, jednak cel w tym wypadku uświęcał środki. Wszystko
idzie dobrze, dopóki głównego bohatera nie dopada wylew. Traci pamięć i władzę
w ciele – ta sytuacja wystawia go na wiele niebezpieczeństw, gdyż jest on
jedyną osobą, która zna tożsamość Janusa, cennego informatora związanego z
półświatkiem. Niejako bezwiednie wpada w wir zależności, konszachtów i dążeń,
których nie rozumie, jednak dosyć szybko zdaje sobie sprawę, że mogą one
zaważyć o jego losie.
Klasyczna
figura amnezji posłużyła pisarzowi do stworzenia całkiem przyjemnego kryminału.
Nie jest ona żadnym novum, ale jej
kreatywne przetworzenie, jakiego niewątpliwie dokonuje autor omawianej książki,
jest sporą zasługą. Dużo w tej książce mieszania wątków i zasiewania
wątpliwości w czytelniku – działania te nie zawsze udają się autorowi, jednak w
większości przypadków odbiorca faktycznie może czuć się zaskoczony; takie
regularne ucinanie tropów potencjalnych Janusów
udaje się bardzo dobrze. Niemniej – od mniej więcej połowy nie mogłem się
oprzeć wrażeniu, że jedno z rozwiązań nie jest szczególnie wyzyskane. Cóż,
suspens nie został tu doprowadzony do samego końca, jednak utrzymany jest na
całkiem niezłym poziomie. Również zakończenie zdaje się być przewrotne –
zapowiadało się ono niemal jak u Agaty Christie, lecz okazało się nieco bardziej…
widowiskowe.
Język
książki nie ma znamion sztuczności – w przeciwieństwie do trylogii „Geim” tego
autora sposób komunikowania się bohaterów i świat są spasowane bardzo dobrze, a
każdy z bohaterów jest „jakiś”. Biorąc pod uwagę to, że jest ich całkiem sporo,
trudno nie uznać tego za zaletę. Na marginesie – pisanie o jakiejkolwiek
książce „otwierającej serię” ma tę wadę, że nie znając dalszych losów postaci
można odnieść wrażenie, że wiele wątków fabularnych zostało porzuconych i
niejako zapomnianych. Taka sytuacja ma miejsce w Szczątkach pamięci – sporo tu osieroconych przez narratora postaci
i elementów opowieści, jednak pozostaje mieć nadzieję, że następne opisy
przygód (odzyskującego stopniowo swą pamięć) Saraca będą bogatsze właśnie o te
elementy. Nie da się zaprzeczyć, że mogłoby to być ciekawe.
Szczątki pamięci to ksiązka, która ciekawie przetwarza liczne kalki
fabularne, a przy tym zapowiada ciekawą kontynuację. Co z tego wyniknie –
zobaczymy. Póki co ostatnio wydana proza Andersa de la Motte ma znamiona
dobrego kryminału. Tylko i aż dobrego. Osiągnięcie takiego literackiego status quo nie udaje się wielu pisarzom,
dlatego, moim zdaniem, warto spojrzeć przychylniejszym okiem na tę książkę. Zapewnia
dobrą rozrywkę. Naprawdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz