Kryminały są jednym z najpopularniejszych gatunków książek aktualnie czytanych w Polsce i na świecie. Świadczyć o tym może również odradzające się zainteresowanie formami kryminalnymi (czego pokłosie widać chociażby w ostatniej książce Olgi Tokarczuk). Również polskie wydawnictwa coraz częściej wydają książki spod znaku zbrodni, czego efektem jest nowowydana ksiązka Jana Costina Wagnera Zima lwów.
Jest to z pozoru na wskroś kryminał – bohaterem książki jest komisarz policji kryminalnej – Kimmo Joentaa – który planuje zatopić w alkoholu i mleku zbliżające się ostatnie dni grudnia. Jest on po śmierci żony prześladowany przez swoją samotność i nieumiejętność nawiązania jakichkolwiek relacji z innymi ludźmi. Mamy również dwa morderstwa, które nie łączy z pozoru nic, poza jednym programem telewizyjnym. Do tego mamy Finlandię, więc okolice skandynawskie. Śnieg, zima, krew na śniegu – czego chcieć więcej?
A można, i książka Wagnera zapewnia czytelnikowi więcej wrażeń, niż mógłby się on spodziewać po lekturze pierwszych stron powieści.
W dniu wigilii Bożego Narodzenia do komisariatu przychodzi kobieta, która chce zgłosić gwałt. Jednak nie jest to typowy przypadek. Główny bohater, będąc jedynym obecnym w komendzie funkcjonariuszem, chce przyjąć zgłoszenie, jednak kobieta podaje mu nagle prawo jazdy sprawcy. Okazuje się, że nie jest ona typową ofiarą, ale osobą, która wykonując najstarszy zawód świata (na wyższym poziomie), spotkała się z przekroczeniem ustalonych granic. A efektem tego było złamanie nosa sprawcy. Ten wątek w ciekawy sposób zostaje rozwinięty w książce, a zmiana, jaka zachodzi w życiu bohatera za sprawą tej kobiety okazuje się inna, niż można się spodziewać.
Najważniejsze wydarzenia są ściśle związane z postacią Kimma. Z czasem jednak pojawia się druga, pozornie niezwiązana z główną nicią intrygi opowieść; rozszerza ona sam tekst, a zarazem umacnia poczucie swoistej niepewności.
Sam Kimmo jest niezwykle zamkniętym w sobie bohaterem. Jego najczęściej powtarzającą się wypowiedzią jest nie wiem; nie okrasza swoich działań zbędnymi komentarzami, ale kieruje się intuicją. Właśnie ten drugi element utrudnia jego relacje z ludźmi – często w pełni skupia się na jakimś zadaniu i traci kontakt z rzeczywistością. Ma to swój niewątpliwy urok, dodaje wyrazistości postaci. Nie brakuje też wątków swoiście humorystycznych – pojawiają się one naturalnie, więc ich obecność nie sprawia wrażenia sztuczności.
Dalszy plan powieści jest mniej jasny – postaci pojawiają się i znikają, brakuje wyrazistości, a wielu z bohaterów jest dotkniętych dziwnym impasem. Niektóre wątki są urwane w pewnym momencie i brakuje im kontynuacji (najwyraźniejszym z nich jest historia współpracownika Kimmo mającego problemy z hazardem).
Pomimo kilku wad Zima lwów jest naprawdę dobrym kryminałem. Kostnica przez większą część historii się nie zapełnia bardziej, jednak nie jest to do końca takie pewne. Opowieść trzyma czytelnika na swego rodzaju wodzy – niby pozwala na jakieś wnioski, jednak zbyt daleko idące mogą okazać się ślepą uliczką. Jednak książka takową nie jest. Dobra lektura na… święta!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz